Reklama
Reklama

Pogrzeb Kory. Rodzina, przyjaciele i fani pożegnali artystkę. Wzruszająca przemowa Kamila Sipowicza

Na warszawskich Powązkach spoczęła Kora (†67 l.). Wokalistkę i liderkę zespołu Maanam pożegnała rodzina, bliscy, przedstawiciele nauki i kultury, dziennikarze, politycy, a także setki fanów.

Zmarła 28 lipca Kora była jedną z najważniejszych polskich wokalistek działających w muzyce rozrywkowej, ikoną polskiego rocka, autorką tekstów i osobowością telewizyjną.

Jej pożegnanie odbyło się w Domu Przedpogrzebowym na Cmentarzu Wojskowym przy ul. Powązkowskiej 43/45 w Warszawie.

W ceremonii uczestniczyli m.in.: b. przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, filozofka prof. Magdalena Środa, historyk sztuki, b. dyrektor Galerii Zachęty w Warszawie Anda Rottenberg, Ryszard Kalisz, dziennikarz muzyczny Wojciech Mann, kompozytor i pianista Adam Sztaba (razem z Korą przez 11 edycji zasiadał w jury "Must Be The Music"), Muniek Staszczyk, Janusz Panasewicz i wielu wielu innych przedstawicieli polskiej kultury.

Reklama

Wiele osób przyniosło kwiaty, część z przybyłych była w koszulkach z wizerunkiem artystki. Z głośników popłynęły największe hity Maanamu.

Mowy pogrzebowe wygłosili: Kamil Sipowicz, Wojciech Mann, Magdalena Środa, Piotr Metz oraz Jerzy Buzek.

"Żadne z nas nie przypuszczało, że zostanie samo. Z drugiej strony cały czas mam wrażenie, że ona tutaj jest. To brzmi oczywiście jak banał. Docierają do mnie różne sygnały z internetowego świata, widzę zdjęcia, których nie znałem. Widzę piękną, wspaniałą kobietę, z którą spędziłem 40 lat. Teraz ją odbieram trochę inaczej. Dociera do mnie jej brak przez przedmioty, które zostawiła" - mówił Kamil Sipowicz, mąż artystki. I podkreślał:

"Ta miłość nie była prosta. Nasze życie było bardzo burzliwe, ciekawe, czasami skandaliczne. Pełne rozstań, powrotów, tęsknoty. Splatało się to wszystko z polityką polską, z historią muzyki rockowej. Od roku 1989, czyli od czasu, gdy odzyskaliśmy demokrację, stworzyliśmy stabilną rodzinę. Przeprowadzaliśmy się co jakiś czas. Towarzyszyłem też Korze w życiu zawodowym, dbałem o jej interesy. Miałem też jakiś wpływ na jej działalność artystyczną, ale to jest właściwie nic w porównaniu z tym, co ona dała mi i daje cały czas.

Kora była osobą z krwi i kości. Gdybym miał ją porównać z jakąś boginią, to byłaby to bogini Kali. Boginie nie umierają. Nie była tylko osobą słodką, kochaną i wspaniałą. Czasami była bardzo zaborcza i ostra. Stawiała na swoim, miała bardzo zdecydowane poglądy na wiele rzeczy. Czasami trudno mi było z nią rozmawiać. Kłóciliśmy się często i to było czasami niebezpieczne. Kłóciliśmy się gdy jechaliśmy do szpitala do Gliwic. Byliśmy bardzo zdenerwowani, nie wiedzieliśmy jakie będą wyniki jej badań. W końcu Kora zdenerwowała się, wyrzuciła mnie z auta i odjechała kilkanaście kilometrów. Zorientowałem się, że ja mam do niego kluczyk i że jeżeli gdzieś się zatrzyma i wyłączy silnik, to nie ruszy. Zadzwoniłem do niej, uspokoiliśmy się, wróciła po mnie i pojechaliśmy do Gliwic.

Przez ostatnie pięć lat jej choroby byliśmy praktycznie cały czas razem. Ostatni miesiąc był naprawdę miesiącem wstrząsającym. Był wspaniały, dramatyczny, tragiczny, potworny, śmieszny, komiczny... Kora dała prawdziwa szkołę odchodzenia. Mam wrażenie, że była równoważną przeciwniczką dla 'pani śmierci'. Zmagały się te dwie kobiety. Oglądaliśmy to, było to wstrząsające przeżycie.

W tej całej chorobie najgorsze są, gdy człowiek otrzymuje wyniki. To jest wstrząsające przeżycie. Kora przeżyła piekło. Ta choroba była czymś naprawdę niszczącym. Nie widziałem jednak nikogo, kto miał w sobie taką siłę życia. Kora była czystym życiem. W ostatnim okresie robiła wszystko, by zaznaczyć, że jest. Malowała obrazy, Madonny, rysunki, pielęgnowała ogród... Do samego końca była bardzo aktywna, nie chciała się poddać. Nie bała się śmierci, lecz w pewnym momencie powiedziała: 'jestem gotowa'. I była gotowa, odeszła. Byliśmy z nią razem do końca i to było wspaniałe przeżycie" - zakończył Kamil Sipowicz mowę pogrzebową.

Wojciech Mann powiedział: "Kiedy odchodzi artysta, to często jest okazja do przypomnienia jego osiągnięć, nagród, sukcesów. W przypadku Kory wydaje mi się to trochę zbędne, ponieważ wszyscy w którymś momencie swojego życia zetknęliśmy się z jej twórczością, z jej karierą - i nie tylko z jej muzyką, ale i z jej poglądami, wypowiedziami".

Magdalena Środa: "Nigdy nie była letnia, zawsze gorąca. Trudno sobie wyobrazić, co stałoby się ze światem, gdyby jej potężna energia nie znajdowała ujścia w koncertach, w śpiewaniu, w pisaniu i wreszcie w walce z chorobą, bo na tym polu była naprawdę zaciekłą wojowniczką".

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy