Reklama
Reklama

Planowano zamach na Marcina Wronę

Dziennikarz pracując przy programie interwencyjnym "Pod napięciem" był zastraszany, grożono jemu i jego rodzinie. Kiedy dowiedział się, że psychopata planuje na niego zamach, nie chciał dłużej ryzykować.

Marcin Wrona (40 l.) posadę korespondenta "Faktów" w Stanach Zjednoczonych objął w 2006 roku. Jak sam przyznaje, była to konieczność. Jego życie w pewnym momencie znalazło się w niebezpieczeństwie.

"Nie opowiadałem o tym w szczegółach, ponieważ mogło to spowodować, że niechcący podsunąłbym komuś jakiś pomysł. Takie sytuacje wpisane są w charakter mojej pracy" - mówi w rozmowie z magazynem "Świat&Ludzie".

Chociaż miał całodobową ochronę i poruszał się po Polsce wyłącznie w asyście policji, to jednak skorzystał z możliwości zostania korespondentem "Faktów" w USA. Dzisiaj wiedzie spokojne życie na przedmieściach Waszyngtonu. Ma czas dla żony i córeczki.

Reklama

"Właśnie tam czuję się najlepiej. To kraj, który poznałem i zrozumiałem. Wszystko mnie tam fascynuje: kultura, styl życia i prawo. To jedyne miejsce na całym świecie, w którym mógłbym zamieszkać od zaraz" - mówił tuż przed przeprowadzką. Dzisiaj czuje się o wiele bezpieczniej. Jego życie wygląda zupełnie inaczej, niż w Polsce.

"W Warszawie długo siedziałem w redakcji. Teraz - przeciwnie. Jestem z dziewczynami, mam czas na zabawę z Marysią. Tyle, że muszę być zawsze w pogotowiu, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiał wyjechać na nagranie".

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy