Reklama
Reklama

Paulina Smaszcz-Kurzajewska: Urodziłam martwe bliźniaki

Paulina Smaszcz-Kurzajewska (41 l.) i Maciej Kurzajewski (41 l.) przed laty przeżyli wielką tragedię. I tylko dzięki ogromnemu uczuciu potrafili sobie z nią poradzić.

To, co wydarzyło się dziesięć lat temu, odcisnęło trwały ślad w ich psychice. Choć oboje nigdy nie pozbędą się bolesnych wspomnień, nauczyli się uśmiechać.

Są małżeństwem od 18 lat. Poznali się pod Wielką Krokwią w Zakopanem. "Gdy spotkałem Paulinę, myślałem, że ta kobieta jest dla mnie nieosiągalna: piękna, dynamiczna, z ogromną energią" - wspomina dziennikarz.

Jego obawy okazały się bezpodstawne, bo połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia. Po narodzinach Franka oboje zdecydowali, że ich syn nie będzie jedynakiem. Gdy w 2004 r. Paulina zaszła w drugą ciążę, ich radość nie miała granic. Do czasu.

Reklama

"Urodziłam martwe bliźniaki. Mojemu siedmioletniemu wtedy synowi trudno było zrozumieć, że mama idzie z brzuszkiem do szpitala, wraca bez dzieci i mówi, że... niestety nie żyją" - mówiła Smaszcz-Kurzajewska na łamach "Gali".

"To trudne. Ale pomyślałam: nie jestem jedyną matką na świecie, która przeżywa dramat. Lekarz pomógł mi, mówiąc: 'Może tak jest lepiej, niż gdyby te dzieci miały żyć i odejść po kilku miesiącach'".

Paulina w tych trudnych chwilach mogła liczyć na wsparcie męża, który "robił co mógł, by odciągnąć ją od tego, co się stało".

Tak zdecydowała natura

Dwa lata później dziennikarka znów była w mnogiej ciąży. Walczyła do końca...

"Nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy mieć jeszcze dzieci. Zaszłam w ciążę, ale początkowo rokowania były fatalne. Ciąża znowu była mnoga i usłyszałam, że szanse na szczęśliwy finał są niewielkie. Nie poddałam się. Nie zamknęłam się, płacząc w domu. Za nami ciężkie chwile, nie urodzę dwójki, tylko jedno dziecko. Tak zadecydowała natura" - mówiła Paulina magazynowi "Gala".

Gdy mąż próbował ją chronić przed problemami, miała do niego żal. Wydawało jej się, że odsuwa ją od siebie, buduje swój świat, do którego jej nie dopuszczona...

Szukała problemu w sobie - uważała, że jest nieatrakcyjna, gruba, za głupia. Codzienności pełnej niedomówień nie poprawiała też zazdrość.

Komplementy, którymi Maciej obdarzał inne kobiety, działały na Paulinę jak czerwona płachta na byka. W rezultacie wymogła na Maćku, by pewne słowa były zarezerwowane wyłącznie dla niej. 

Jesteśmy razem

Udało im się poskładać swoje małżeństwo. Zdali sobie sprawę, że mając siebie, są szczęściarzami. Wiedzą, że idealne związki nie istnieją, ale każdego dnia nad tym pracują. Stworzyli wielopokoleniowy dom, w którym mieszkają też rodzice Maćka.

"Ludzie często nie potrafią ze sobą rozmawiać. A to jest przecież najważniejsze. Pozwala rozwiązać problem, zanim dojdzie do otwartego konfliktu" - mówi dziennikarka. Choć synowie pary nie są już małymi chłopcami, ich mama dobrze zdaje sobie sprawę z zagrożeń dzisiejszego świata.

"Gdyby ktoś skrzywdził moje dzieci, byłabym zdolna do szaleństwa. Paralizator wożę w samochodzie" - śmieje się. Dziś, w coraz rzadszych chwilach słabości, jak mantrę powtarzają słowa, którymi pocieszali się dziesięć lat temu: "Nie przejmuj się, jesteśmy razem, nic nie jest w stanie nas złamać".

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Maciej Kurzajewski | Paulina Smaszcz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy