Reklama
Reklama

Patrycja Markowska spotkała się z byłym partnerem! "Mam do niego sentyment"

Patrycja Markowska potrzebowała zmian i wyruszyła z koleżanką w ekstremalną podróż. Tam spotkała swojego byłego partnera. Wspomnienia odżyły...

Utalentowana artystka, czuła partnerka, kochająca mama, ale w genach ma też rock’n’rolla (sprawdź!). Potrzebowała tego szaleństwa, jakim był udział w programie "Ameryka Express"... 

Dlaczego w podróż po Ameryce Południowej nie zabrałaś partnera Jacka, tylko koleżankę Żanetę?

Patrycja Markowska: - To jest program, który odziera cię z prywatności, bo kamera jest z tobą non stop. Gdy nie masz makijażu, gdy się wściekasz, gdy płaczesz, bo nie masz siły, albo krzyczysz na kogoś, bo puściły ci nerwy. Odsłoniłam się jako kobieta, ale chciałam zachować granicę prywatności, a jest nią moja relacja z Jackiem. Nie jesteśmy parą, która często pokazuje się publicznie razem, unikamy ścianek czy wspólnych sesji i wywiadów. Staramy się chronić nasz świat.

Reklama

Dlaczego więc Żaneta?

- To jest twarda babka, łatwo się nie poddaje, ma dużo energii w sobie. Tak jak ja kocha muzykę i też jest mamą. Poza tym mamy podobne poczucie humoru, co pozwalało nam przetrwać w niejednej trudnej sytuacji.

Jak się poznałyście?

- Spotkałyśmy się kilka lat temu w programie "The Voice of Poland". Żaneta była w mojej drużynie, potem weszła do finału z Natalią Nykiel (sprawdź!). Bardzo się polubiłyśmy, a potem nawiązałyśmy współpracę przy nagrywaniu płyty "Droga", którą zrobiłam z tatą. Nie miałyśmy przed programem tak bardzo zażyłej relacji, ale znałyśmy się i ja wiedziałam, że ona sobie poradzi.

A co powiedzieli twoi mężczyźni - partner i syn, gdy dowiedzieli się, że ruszasz w tak trudną podróż?

- Trzymali kciuki! Jacek to dojrzały, mądry facet. Nawet jeśli bał się trochę o mnie, to nie dał mi tego odczuć. Nie stajemy sobie na drodze do samorealiacji. Bywa między nami wybuchowo, ale jesteśmy już razem kilkanaście lat i cieszę się, że potrafimy pracować nad trudnymi sytuacjami. Poza tym Jacek to wspaniały tata i kiedy wyjechałam, dzielnie zajmował się Filipem.

A ty możesz powiedzieć, że jesteś dojrzałą kobietą?

- Mam w sobie rock and rolla, genetycznie. Wychowałam się w rodzinie hipisowskiej. Potrzebuję swojej przestrzeni. Stąd też czasem potrzeba takiego szaleństwa jak w "Ameryce Express". Ale czy to jest oznaką niedojrzałości? Nie wiem... Wiem, że nie wyobrażam sobie życia bez mojej rodziny, a bycie mamą jest najpiękniejszą podróżą mojego życia.

Po co ci była ta wyprawa?

- To był moment, gdy potrzebowałam zmienić miejsce i otoczenie. Byłam akurat po promocji płyty "Droga". Dużo pracowałam i koncertowałam. Czułam, że potrzebuję odetchnąć inną przestrzenią. W moim zawodzie ważne jest czerpanie zewsząd inspiracji. Po powrocie napisałam kilka piosenek. Jedną z nich będzie można niedługo usłyszeć. Nosi tytuł "Niepoprawna".

I wróciłaś do domu ze zdwojoną miłością do swojego życia?

- Oczywiście. Naładowana pozytywną energią, doceniająca to, co mam, bo jednak ten program to jest wyjście ze strefy komfortu. Jesteś w innym państwie, bez grosza przy duszy, stykasz się z biedą i trudnościami. Do tego trzeba dźwigać 20-kilogramowy plecak, walczyć o jedzenie i spanie. 

A czego się o sobie dowiedziałaś?

- Że świetnie strzelam. Naprawdę (śmiech). Nigdy wcześniej nie miałam okazji. Potem okazało się, że mam to po mamie, która też nieźle to robiła. Przekonałam się, że mogę sobie poradzić w najgorszych warunkach. Poznałam swoje granice wytrzymałości i przypomniałam sobie, jak pięknie żyje się bez telefonu i kalendarza.

W programie spotkałaś się też ze swoim byłym chłopakiem Pawłem Delągiem. Udowodniłaś, że można sobie ułożyć fajne relacje z dawną miłością.

- Zawsze staram się utrzymywać dobre relacje z byłymi partnerami. Utrzymuję bliskie kontakty z ludźmi z przeszłości. Z dziewczynami z liceum robimy stałe posiadówy kilka razy w roku. Jestem sentymentalna. Z Pawłem spotykaliśmy się wieki temu, kiedy studiowałam. Fajnie wspominam ten czas, dlatego zawsze będę miała do Pawła sentyment.

Czemu wam się wtedy nie udało?

- My z Pawłem jesteśmy zupełnie inni. Tak naprawdę nie bardzo do siebie pasowaliśmy. Pozwoliliśmy więc sobie pójść swoimi własnymi drogami. Mamy sporadyczny kontakt, kibicujemy sobie wzajemnie. Trzymam za Pawła kciuki, wiem, że świetnie sobie radzi w Rosji.

Niedawno skończyłaś 40 lat. Czy to dla ciebie ważne?

- Ta data nic dla mnie nie znaczy. Wyprawiłam huczne urodziny z jam session. Artur Gadowski zaśpiewał dla mnie "You are so beautiful" i wiedziałam, że dla tej chwili warto było skończyć 40. Staram się żyć pełnią życia i nie myśleć o upływie czasu.

Możesz powiedzieć, że jesteś szczęśliwą kobietą?

- Szczęście to coś bardzo ulotnego i zdaję sobie z tego sprawę. Wszyscy zmagamy się ze swoimi problemami, ale muszę przyznać, że czuję się pod wieloma względami bardzo spełniona. Nagrałam siedem płyt, zaśpiewałam w duecie z Rayem Wilsonem (ostatni wokalista Genesis - przyp. red.). Nagrałam piosenkę z Leszkiem Możdżerem, zagrałam mnóstwo koncertów. Ale najbardziej dumna jestem z tego, że jestem mamą 12-letniego wspaniałego chłopca. Nie mogę i nie chcę narzekać na to, co przynosi mi życie.       

Rozmawiała Aleksandra Jarosz

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy