Ostatnie chwile Violetty Villas
Przyjaciółka zmarłej 6 grudnia diwy mówi, że Villas odeszła we śnie. "Miała taką spokojną twarz" - opowiada.
W rozmowie z "Faktem" Elżbieta Budzyńska wyznaje, że nic nie zapowiadało śmierci gwiazdy. Podobno Villas przez cały poniedziałek czuła się dobrze, nie skarżyła na żadne dolegliwości. Wieczorem poszła się położyć.
W tym czasie Budzyńska poszła zapalić w piecu. Nie było jej blisko godzinę. "Kiedy wróciłam, by zapytać ją, co ma ochotę zjeść na kolację, leżała bez ruchu. Nie odpowiadała" - relacjonuje opiekunka.
"Odeszła tak delikatnie, tak lekko, po cichu. Tak odchodzą tylko anioły i ludzie, którzy na to zasłużyli" - mówi tabloidowi.
Mimo szybkiej interwencji Budzyńskiej, karetka przyjechała do Lewina za późno. Piosenkarka już nie żyła. Około godziny 21 pogotowie przekazało policji informację o śmierci artystki.
To jednak nie koniec sprawy. Prokuratura wciąż bada okoliczności zgonu - chce ustalić, czy Villas nie zmarła w wyniku "zachowania osób trzecich, które dopuściły się nieumyślnego działania lub zaniechania".