Reklama
Reklama

Ostatnia wola Anny Przybylskiej. Jak wypełnia ją Jarosław Bieniuk?

Po śmierci Anny Przybylskiej (†35 l.) Jarosław Bieniuk (39 l.) został z trojgiem dzieci. Ukochanej miał obiecać, że wychowa ich na porządnych ludzi. Stara się wypełniać ostatnią wolę aktorki. A ta nie dotyczyła jedynie ich pociech…

To już prawie 4 lata, jak nie ma jej z nami. Anna Przybylska odeszła 5 października 2014 roku, pogrążając w żałobie całą kochającą ją publiczność. Największym wstrząsem jej śmierć była oczywiście dla najbliższej rodziny, mamy, siostry i partnera, Jarosława Bieniuka . 

To on, tego ostatniego dnia przyrzekł jej, że zrobi wszystko, by ich dzieciom, Oliwii (15 l.), Szymonowi (12 l.) i Jasiowi (7 l.) niczego nie zabrakło. - Ania zamartwiała się tylko tym, że jej śmierć może okaleczyć psychicznie nasze dzieci - opowiadał w wywiadzie były piłkarz.

Reklama

Ich dramat rozpoczął się w lipcu 2013 roku. Wtedy zdiagnozowano u aktorki guza trzustki, który okazał się złośliwy. Rozpoczęła się wielomiesięczna walka z chorobą. Pomocy szukali u lekarzy w Polsce,Szwajcarii i w USA. Jarosław Bieniuk w obliczu choroby zakończył sportową karierę. Cały czas chciał być przy Ani i dzieciach. Wziął na siebie obowiązki domowe. 

Początkowo się gubił, ale szybko uporządkował rodzinne życie... Przez 13 lat byli parą idealną. Pytano ich o ślub, ale z roku na rok odkładali tę decyzję. Nie był im potrzebny papierek. On mówił o niej moja żona, ona o nim: mój mąż. - Anula była dla mnie jak tlen i drogowskaz - zapewnia Jarosław. - Dobrze, że ją miałem chociaż przez te kilkanaście lat...

W niej od dzieciństwa zakorzeniony był strach przed śmiercią. Miała 16 lat, kiedy straciła ojca. Dlatego za każdym razem, kiedy Jarek leciał gdzieś samolotem, umierała ze strachu. Czekała w napięciu na informację, że wylądował i dopiero wtedy się uspokajała. - Najszczęśliwsza jestem, gdy całą rodzinę mam na oku - przyznawała aktorka.

On nigdy nie zapomni ich długich, wieczornych rozmów. Często mówiła mu o swoich niepokojach. Myślała, co będzie, gdy dzieci wyjdą z domu, kogoś poznają. - Czy znajdę z nimi porozumienie? Czy będę życzliwą, a nie zrzędliwą panią w średnim wieku - dzieliła się swoimi rozterkami.

Często wyobrażali sobie ten moment, gdy ich dzieci obdarzą ich wnukami... Los jednak napisał dla nich zupełnie inny scenariusz...

Czytaj dalej na następnej stronie...

W sobotę, 4 października 2014 roku, Jarosław zabrał Anię na spacer nad morze. Uwielbiała patrzeć na pływające żaglówki. Kiedy wrócili do domu, była bardzo zmęczona. Jarek czuł, że jest to ich ostatni wieczór. Wezwał księdza...

Przez następne miesiące każdy dzień był dla Jarosława Bieniuka jak chodzenie po polu minowym. Zdarzały się przypalone jajecznice, rozgotowane makarony i słone zupy. Po raz pierwszy przecież mył okna, prasował koszule, przyszywał guziki.

Cały dzień toczył się według ścisłego harmonogramu. Od szykowania śniadania, po czytanie przed snem. Jednak mamy nie jest w stanie dzieciom zastąpić. To po prostu niewykonalne. Nie potrafi rozmawiać z dorastającą Oliwką, która po raz pierwszy się zakochała. Dla synów stara się być kumplem, ale im też brakuje matczynego ciepła. Dlatego nie zawsze daje sobie radę w nowej roli. 

Czas nie uleczył ran. Ale życie toczy się dalej. Dlatego próbuje poukładać swoje osobiste sprawy. - To było życzenie Ani. Pragnęła, żeby po jej śmierci znalazł sobie kogoś, z kim byłby szczęśliwy - mówi osoba z rodziny cytowana przez "Rewię".

Jarosław Bieniuk nie chce wracać do ciągle żywych dramatycznych przeżyć i niezagojonych ran. Dlatego nie zgodził się na propozycję zaprzyjaźnionego reżysera Radosława Piwowarskiego, który chciał zrobić film o Annie Przybylskiej.

Stara się natomiast wypełniać jej wolę. Został dawcą szpiku kostnego, by dawać życie innym. Udziela się w fundacji DKMS, pomaga w hospicjum w Gdyni. Raz w tygodniu jeździ na cmentarz, żeby stanąć przy jej grobie. - Ciągle czuję, że ona jest gdzieś obok - zwierza się. - Patrzy na mnie swoimi brązowymi oczami i słyszę jej chrypkę w głosie. Jakby chciała mi przypominać, że zobowiązałem się wychować nasze dzieci na porządnych, dobrych ludzi.

Obaj synowie chcą być piłkarzami jak on i kiedyś zagrać w reprezentacji Polski. Szymon nawet odgraża się, że będzie lepszy od ojca, który biało-czerwoną koszulkę założył 8 razy. Trenuje od czterech lat. Jego młodszy brat Jaś również rozpoczął treningi. Być może już niedługo obaj zaczną strzelać bramki. Dla Polski i... dla mamy!

***
Zobacz więcej materiałów:

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Anna Przybylska | Jarosław Bieniuk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy