Reklama
Reklama

Nie miała majtek? (UAKTUALNIENIE-ROZPRAWĘ PRZERWANO)

Dziś w warszawskim sądzie ma dojść do przesłuchania Doroty Rabczewskiej oraz pierwszych świadków w ramach procesu, który rozpoczął się w czerwcu 2008 roku. Piosenkarka oskarżyła jeden z tabloidów o manipulację.

"Super Express" po uroczystości rozdania Telekamer 2008 opublikował zdjęcie Dody na którym - zdaniem piosenkarki - komputerowo usunięto jej majtki. Gazeta zamieściła zbliżenie miejsca intymnego. Rabczewska poczuła się dotknięta i pozwała dziennik.

Celebrytka domaga się od wydawcy "SE" 100 tys. zł zadośćuczynienia za naruszenie czci i wizerunku oraz przeprosin za "nieprawdziwe informacje o stroju oraz bezpodstawne zmodyfikowanie wizerunku".

Tabloid twierdzi, że nie rozumie roszczeń Rabczewskiej, gdyż atakuje go kobieta "znana z kontrowersyjnych zachowań".

UAKTUALNIENIE

Doda w siedzibie Sądu Okręgowego Warszawa - Praga stawiła się spóźniona. Na wniosek pełnomocnika powódki - mec. Macieja Lacha oraz jej samej, sąd utajnił część procesu.

"Tu będą roztrząsane kwestie intymne, dotyczące sposobu ubierania się. Rzeczą intymną jest przecież nawet przygotowywanie się przed publicznym występem" - argumentował prawnik, dodając, że nie zgadza się z tym, iż jego klientka to osoba kontrowersyjna.

Reklama

"To media kreują ją na taką postać. Nie dawajmy mediom pożywki" - apelował adwokat.

Sama piosenkarka oświadczyła, że "to nie jest cyrk i zabawa, tylko poważna sprawa, i że obawia się wpłynięcia przez dziennikarzy na zeznania jej świadków, którzy także w piątek mieli być przesłuchani. "Ja sama też się denerwuję. To nie są jaja" - przekonywała.

Później, pytana przez dziennikarza PAP, jakie dobra osobiste naruszyły opublikowane zdjęcia, odparła, że "trzeba ruszyć głową, odpowiedź sama się nasunie".

Na uwagę, że odpowiedź się nie nasuwa, piosenkarka zasugerowała autorowi pytania, by "wymienić sobie głowę - transplantacja".

Po krótkiej przerwie sędzia Hanna Wawrzyniak przystała na wniosek strony powodowej i zarządziła rozprawę przy drzwiach zamkniętych; na sali pozostały tylko strony. Pełnomocnik pozwanej gazety mec. Jerzy Bednarz wnosił, by sąd zgodził się na pozostanie na sali dziennikarza "Super Expressu" jako pracownika pozwanych.

"Jeden dziennikarz na sali to tak jak dziesięciu. Potem i tak wszystko będzie w każdej gazecie" - twierdziła Doda. Sąd uznał, że nikt poza stronami nie może być na sali.

Jak się niebawem okazało, nie udało się nikogo przesłuchać, bo w sądzie ogłoszono alarm bombowy i wszyscy musieli opuścić budynek.

"Uwaga, ewakuacja! Proszę upuścić budynek! To nie są żadne jaja!" - ogłaszał przez megafon pracownik sądu. "Seks-bomba" - komentowano w kuluarach.

Sąd zapewne wyznaczy nowy termin rozprawy i prawdopodobnie kolejne wezwanie Dody znów wywoła poruszenie w kręgach sądowych.

Czy oby na pewno to media kreują Dodę na osobę kontrowersyjną? ZOBACZ zdjęcia z Sylwestra we Wrocławiu!

Gazeta Wyborcza
Dowiedz się więcej na temat: Doda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy