Reklama
Reklama

Nanga Parbat: Ojciec Tomasza Mackiewicza o Elizabeth Revol. Gorzkie słowa!

Witold Mackiewicz, ojciec Tomasza Mackiewicza, po zakończeniu akcji ratunkowej na Nanga Parbat apelował o jej wznowienie. Wierzył, że jego syn wciąż żyje i czeka na pomoc. Teraz wypowiedział się na temat Elizabeth Revol. "Elisabeth miała na tyle siły, że schodziła na dół, tym samym spisała Tomka na straty" - powiedział.

Rodzina Tomasza Mackiewicza mocno wierzyła, że himalaistę uda się sprowadzić z Nanga Parbat. Gdy akcja ratunkowa, której efektem było ocalenie jego kompanki Elizabeth Revol, zakończyła się, ojciec mężczyzny apelował o ponowną próbą wyjścia na górę. Był przekonany, że jest jeszcze szansa na uratowanie jego syna.

"Błagam o wznowienie akcji ratunkowej dla mojego syna Tomka. Ja wiem, czuję to, że on wciąż żyje. Tomek potrafi przeżyć przez 6 dni w jamie śnieżnej na podobnej wysokości. To twardy i bardzo uparty chłopak. Jesteśmy ludźmi głębokiej wiary. Oddaję sprawę syna w ręce Boga, ale mam niedosyt, że przerwano akcję" - mówił w rozmowie z "Newsweekiem" Witold Mackiewicz 29 stycznia. 

Reklama

Do wznowienia akcji jednak nie doszło. Głos zabrała sama Elizabeth Revol, która tłumaczyła, że tam na górze miała inny ogląd sytuacji. Miała być przekonana, że helikopter będzie w stanie wylądować na wysokości, na której zostawiła Tomasza. 

"Powiedziano mi, że mam schodzić na 6 tys. metrów, a Tomka podejmie śmigłowiec z 7,2 tys. To była jedyna możliwość ratunku dla nas obojga. Powiedziano mi, że muszą nas rozdzielić. Gdy zeszłam niżej, okazało się, że pomoc jeszcze nie nadeszła, musiałam więc spędzić noc na zewnątrz bez sprzętu - bez śpiwora, bez namiotu, bez jedzenia. Bez niczego. Tylko w kombinezonie" - opowiadała. 

Według jej relacji Mackiewicz nic nie widział, miał odmrożenia rąk, stóp i nosa, a krew ciekła mu po brodzie. 

Zdaniem Witolda Mackiewicza, gdyby Revol podjęła inną decyzję i została wraz z Tomaszem, byłaby szansa na ratunek dla nich obojga.

"Ministerstwo stanęło na wysokości zadania, zleciło alpinistom akcję ratunkową, oczywiście tym, którzy się zgodzili. Po dotarciu do Elisabeth polegali oni na tym, co im powiedziała, a przekazała, że Tomek jest w stanie agonalnym, ma obrzęk płuc, obrzęk mózgu i w związku z tym odpuścili dalszą, trudniejszą część. Jestem przekonany, że gdyby Elisabeth została z Tomkiem, to alpiniści poszliby do nich obojga. Elisabeth miała na tyle siły, że schodziła na dół, tym samym spisała Tomka na straty" - ocenił w rozmowie z dzialoszyn.com.pl.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Mackiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy