Reklama
Reklama

Monika Jarosińska żyje z mężem na odległość

Długo czekali, by trafić na siebie. Przez dwanaście lat udowadniali, że można wspólnie pracować i prywatnie tworzyć zgrany duet. Teraz się to zmieni?

Kolejny dzień spędziła na planie zdjęciowym "Dziewczyn ze Lwowa". Wydawała się jak zawsze pogodna i zadowolona z życia. Z łagodnym uśmiechem czytała scenariusz z kwestiami jej bohaterki Matyldy. Każdy, kto dobrze zna Monikę Jarosińską (44 l.), widział jednak, że jest inna niż zwykle - nieco bardziej zamyślona i cicha.

Oni też znali przyczynę jej nostalgii. 17 czerwca to przecież rocznica ślubu gwiazdy. Tego dnia mijało sześć lat, odkąd powiedziała "tak" Robertowi, a nie mogła się nawet do niego przytulić. Dzieliły ich tysiące kilometrów, bo w czasie, kiedy ona była w Warszawie, on przebywał na Malcie.

Reklama

- Moje obowiązki zawodowe wymagają, abym była tutaj, a on musiał zostać tam. Nie świętujemy więc razem. Zobaczymy się dopiero w sierpniu. Spędzimy razem kilka tygodni i znów będę wracać do Polski - przyznała Monika w rozmowie z "Na żywo".

Aby poczuć się bliżej swojego ukochanego, aktorka rzuciła się w wir wspomnień i w internecie zamieściła fotorelację z tamtego dnia. Wtedy nic nie zapowiadało nadejścia chwili, w której staną na rozstaju dróg...

Spotkali się, kiedy Monika miała już za sobą poważny związek. Gwiazda w czasie studiów w łódzkiej Filmówce poznała Davida Turnera. Atrakcyjny student wydziału reżyserii był tym, z kim planowała spędzić resztę życia. - Nasz 7-letni związek rozpadł się, kiedy narzeczony wyjechał do pracy do Stanów Zjednoczonych - wyznaje Monika.

Gwiazda rozumiała, że to odległość rozdzieliła ją i Davida, ale potrzebowała czasu, by się z tym pogodzić. Wtedy właśnie mocno postawiła na rozwijanie kariery aktorskiej. Role w "Plebanii" i "Samym życiu" szybko dały jej rozpoznawalność. Pojawiały się też kolejne propozycje zawodowe.

Ale Monikę zaczęło ciągnąć w stronę sceny muzycznej. Realizowanie się w tej pasji sprawiło, że poznała Roberta. Na przystojnego producenta muzycznego i DJ-a natknęła się bowiem w studiu nagrań. - Przez myśl nam wtedy nie przeszło, że kiedyś będziemy razem - podkreślała później w wywiadach gwiazda. Jednak im więcej czasu spędzali razem, tym bardziej czuli, że są sobie pisani.

W końcu w 2012 r., po sześciu latach związku, pobrali się. Od tego czasu Robert był menadżerem żony. Razem tworzyli też muzykę - wspólnie skomponowali i wyprodukowali kilkadziesiąt utworów. Byli szczęśliwi aż do początku 2017 r., kiedy to w czasie rutynowych badań u gwiazdy wykryto tętniaka mózgu.

- Spisałam testament. Miałam świadomość, że mam w głowie tykającą bombę - wspomina wokalistka. Robert wspierał ją, kiedy przez kolejne miesiące czekała na zabieg embolizacji, czyli zamknięcia światła naczynia tętniczego. Był przy niej także, gdy wyszła ze szpitala. Dbał o nią jak o największy skarb. Nie wyobrażał sobie, by miał ją stracić.

Kiedy artystka odzyskała siły, uznali, że to moment, gdy mogą pozwolić sobie na przeprowadzkę. Ich nowym domem została Malta, gdzie wielokrotnie wcześniej występowali jako muzyczny duet. Tam mieli już tylko cieszyć się sobą i wspólnie pracować.

W czasie, kiedy mąż rozwijał się zawodowo jako producent, gwiazda poświęcała czas na urządzanie wspólnego gniazdka. Jednak wkrótce upomniał się o nią polski show-biznes. Rola w "Dziewczynach ze Lwowa" i występy na kolejnych imprezach spowodowały, że Monika, z racji zobowiązań zawodowych, coraz dłużej musi przebywać w kraju.

- Jestem już zmęczona tymi ciągłymi podróżami. Robert również ma już dość tego, że mnie nie ma. Rozumiem, że chciałby mieć żonę w domu. Pies też za mną tęskni. Ale ja nie mogę odpuścić - podkreśla w rozmowie z "Na żywo".

Czy nie martwi się, że historia jej pierwszego związku, który rozpadł się przed laty, może się powtórzyć?

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy