Reklama
Reklama

Monika Jarosińska odpiera zarzuty: Nie promuję się na chorobie!

Monika Jarosińska (42 l.) poinformowała w mediach społecznościowych, że zmaga się z tętniakiem mózgu. Na celebrytkę wylała się fala hejtu - internauci zarzucili aktorce, że próbuje się wypromować na chorobie. Jak do zarzutów odnosi się sama zainteresowana?

Gdy bóle kręgosłupa szyjnego i barku stały się na tyle uciążliwe, że domowe sposoby leczenia oraz masaże przestały przynosić ulgę, zdecydowała się pójść do lekarza. Diagnoza brzmiała jak wyrok - tętniak mózgu. Monika Jarosińska przyznaje, że w jednej sekundzie zawalił się jej świat. Przepłakała niejedną noc, ale już wie, że łzy nie oswajają strachu, z którym musi żyć.

"Na Żywo" zdradziła, jak sobie daje radę w tych trudnych chwilach, na czyje wsparcie może liczyć i w czym znalazła ukojenie.

Napisała pani w internecie, że ma w głowie tętniaka. Skąd to szczere wyznanie?

Reklama

Monika Jarosińska: - Po trzech miesiącach od zdiagnozowania u mnie choroby, musiałam wreszcie wyrzucić to z siebie, nie potrafiłam już dłużej trzymać tego w tajemnicy. To było oczyszczające, ulżyło mi. Powiedzenie o tym na forum publicznym pomogło mi oswoić tę niełatwą sytuację. Nie muszę już udawać przed znajomymi, że moje życie biegnie swoim utartym torem i nic się nie dzieje.

Co się zmieniło?

- Wszystko! Świadomość, że mam w głowie tykającą bombę, która w każdej chwili może wybuchnąć, kompletnie przewartościowała moje myślenie. Już nie zastanawiam się, co będzie jutro, pojutrze czy za tydzień. Żyję dniem dzisiejszym. Nie martwię się na zapas. Zamiast tego, rzuciłam się w wir pracy. Codziennie jestem w studiu nagraniowym. Planuję wydać płytę z utworami George’a Michaela, z którym korespondowałam przez kilka lat.

Na portalach pojawiły się złośliwe komentarze, że wykorzystuje pani chorobę do promocji siebie.

- Bzdura! Skoro niektórzy dzielą się swoimi emocjami, informując na portalach społecznościowych o rozbitym wazonie czy tym, co zjedli na obiad, to dlaczego ja nie mogę napisać o tętniaku? Nie widzę w tym nic złego, tym bardziej że zaczęto rozmawiać na ten temat. To krok w kierunku profilaktyki, której, niestety, u nas nie ma. Może dzięki mojemu wpisowi kilka osób pójdzie zrobić badania.

Złośliwe komentarze nie psują pani dobrego humoru?

- Kiedyś bardzo przejmowałam się tego rodzaju opiniami. Czułam się zaszczuta, traciłam wiarę w siebie. To już przeszłość. Dziś wolę spożytkować swoją energię w inny, bardziej twórczy sposób. Poza tym, jak mówi mój mąż, hejt świadczy o popularności. Jeden z ostatnich, jakie przeczytałam, brzmiał: "Żeby Ci wreszcie ten tętniak pękł".

Tym razem poczuła się pani urażona?

- Jeszcze niedawno pewnie odpowiedziałabym: "Jak diabli". Na szczęście to już przeszłość.

Dlaczego?

- Jestem kobietą po przejściach, życie nieźle mi już dopiekło. Leczyłam się z depresji, nie miałam pracy, a po głośnej sprawie z Dodą spadła na mnie nieprawdopodobna wręcz fala nienawiści. To bez dwóch zdań negatywnie odbiło się na mojej psychice, ale też sprawiło, że jestem silniejsza. Teraz mam dystans do siebie i otoczenia.

Siódmego marca czeka panią operacja usunięcia tętniaka. Jest strach?

- Staram się myśleć wyłącznie pozytywnie. Mam zbyt dużą motywację do życia, by poddać się bez walki. A potem muszę się przygotować do wielomiesięcznej, intensywnej rehabilitacji. Na szczęście mam przy sobie człowieka, który kocha mnie i wspiera na każdym kroku. To mój ukochany mąż.

Rozmawiał: Artur Krasicki

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Monika Jarosińska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy