Reklama
Reklama

Mariusz Czajka w dramatycznej sytuacji! Tak dziś wygląda jego życie

Zagrał w kultowych polskich komediach i w niemal wszystkich spektaklach musicalu "Metro". Wystarczy na niego popatrzeć i człowiek po prostu się uśmiecha, ale Mariuszowi Czajce (59 l.) ostatnio nie jest do śmiechu. Wylew, ogromne problemy finansowe i ludzka zawiść - z tym w ostatnim czasie przyszło mu się zmierzyć. Taki wywiad tylko u nas.

Pomponik.pl: Jesteś zdrowy?

Mariusz Czajka: Jeszcze tak. Uchowałem się chyba cudem, bo w Teatrze Buffo, gdzie pracuję, zarażonych było 13 osób. Sami młodzi. Widywaliśmy się prawie codziennie, po każdej scenie myłem i odkażałem ręce, chodziłem w maseczce i rękawiczkach. Trzepnęło młodych, a my starzy wyjadacze - ja i dwójka kolegów, jesteśmy na razie zdrowi. Ciekawe jak długo?

Dla ilu widzów graliście "Metro"?

- Chwilami na scenie było nas więcej niż tych ludzi na widowni, bo siedziało jakieś 50 osób. Wszyscy byli zamaskowani i mieli strach w oczach. I w końcu nas zamknęli. Definitywnie. Wszyscy zostaliśmy bez pieniędzy, choć i tak graliśmy już za połowę albo jedną trzecią stawki. Smród w powietrzu wisiał od dawna. To wojna ekonomiczna i biologiczna, a do tego bezkrwawa.

Reklama

Jest solidarność wśród aktorów, pomagacie sobie?

- To jest bardzo dziwne środowisko. Najmniej solidarni i pomocni są ci najbardziej znani, bo mają kasę i kasa im się przeważnie zgadza. Resztę mają w dup...e.

To straszne, co mówisz...

- Nie ma przyjaźni, nie licząc dawnych zażyłości, jeszcze ze szkoły, ale to wyjątki. Poza tym artyści są depresyjni, każdy się pogrąża, „mój ból jest większy niż twój”. Nie ma związku zawodowego. Są pomysły, żeby dołączyć się do strajku kobiet, ale to słowo „wyp...ć” nie idzie w parze z kulturą. No, niestety...

Jak wyglądała tarcza antykryzysowa dla takich artystów jak ty, co pracują na umowę o dzieło?

- Wiosną, kiedy była pierwsza izolacja z powodu koronawirusa, zwróciłem się do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o wsparcie i dostałem jednorazowo 1800 zł, z ZUS - 2000 zł, a ZASP wypłacił mi zaliczkę na poczet tantiem za powtórki filmów - 800 zł. To wszystko.

Co czujesz, kiedy czytasz o tym, że na przykład Maryla Rodowicz narzeka na biedę?

- Bawią mnie takie historie. Mieszka w pałacu, chodzi z drogimi torebkami, kiedy inni już dawno poszli z torbami i mówi, że nie ma pieniędzy. To jakiś żart. Nikt nie uwierzy w to, że nie zaoszczędziła. Jej mąż był najlepszym managerem w Polsce, dzięki niemu koncertowała za najwyższe stawki. Tłumy waliły na Rodowicz, wiem, bo sam kiedyś byłem z nią w trasie koncertowej.

Poważnie?

- To były lata 90. Zaproponowała mi trasę koncertową po Polsce i po Kanadzie z płytą "Maryla Biesiadna". Miałem być tłem do jej piosenek i z gadżetami odgrywać różne scenki, kiedy ona śpiewała. Widzowie oszaleli z zachwytu, a Maryla nie za bardzo. Napisała mi po czwartym koncercie w sms, że projekt upadł i pojechała w trasę sama. Zostałem bez pracy i bez pieniędzy. Byłem wtedy młodym ojcem i dosłownie pożyczałem na pampersy od znajomych.

Wyjaśniliście to sobie po latach?

- A skąd. To była tak zwana umowa na gębę. Nie miałem nawet z czym iść do sądu. A Maryla do dziś udaje, że mnie nie zna.

Aktorstwo to niewdzięczny zawód!

- Ale ja to kocham od 15 roku życia. Zmienię branżę, jak naprawdę poczuję, że doszedłem do ściany, a już widzę jej zarysy. Będę lepił pierogi, jak panie Ukrainki w budce koło gmachu TVP w Warszawie. Interes idzie im jak złoto! A tak na poważnie, trzeba będzie iść w dubbing i szkolenia dla youtuberów.

Ta ściana to pewnie twój kredyt we frankach?

- Kredyty we frankach ma wielu aktorów, ja też dałem się na to namówić w 2006 roku. Z pożyczonych 400 tysięcy po 9 latach spłacania muszę oddać bankowi jeszcze 700 tysięcy. Tak mnie te franki załatwiły. Mam prawniczkę, która walczy w sądzie o unieważnienie tej umowy i jest szansa, że wkrótce zapadnie wyrok. Kredyty trzeba brać w tej w walucie, w której się zarabia i jest to impreza dla zgodnych małżeństw. Mój związek nie przetrwał w tej sytuacji. Jestem dziś niewolnikiem zarabiania na raty kredytowe. Nie mogę zostać bez dochodów i robię teraz w gacie ze strachu.

Masz choć jeden powód do radości?

- Cieszę się, że obudziłem się dziś żywy, że jestem ojcem, że kot biega po mieszkaniu, że mama się uśmiecha. Że mam paczkę makaronu i pesto, bo z tego mogą być cztery porządne dania.

Są tacy, co wolą wino niż to pesto w tych okrutnych czasach...

- Zapomnij! Z moim nadciśnieniem i po zeszłorocznym wylewie krwi do oka! Ja chcę żyć i zobaczyć jeszcze wnuki. Kiedyś wypijałem butelkę wina do kolacji, a teraz mogę pić ją przez tydzień.

A kobiety? Razem zawsze lepiej?

- Na miłość zawsze mam melodię, tylko tak się jakoś składało, że zakochiwałem się w nieodpowiednich kobietach. Ale jestem optymistą, bo "serduszko puka w rytmie cza-cza".

***

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Mariusz Czajka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama