Reklama
Reklama

Mariusz Czajka: Ania wyrwała mnie z piekła

Osiem lat temu znalazł się na życiowym zakręcie. Ukochana zostawiła go z dwoma niespłaconymi kredytami. Mariusz Czajka (57 l.) był w tak głębokiej depresji, że chciał popełnić samobójstwo.

Kiedy miał zaledwie 9 lat, stracił ukochanego ojca. Jego tata, Zenon, był harcmistrzem ZHP i wielkim autorytetem dla syna. Gdy odszedł, mama wychowywała chłopca samotnie.

Trauma pozostawiła ogromną wyrwę w jego sercu. - Pustka, jaka po nim została, była niezmierzona. Potem przez lata szukałem mentora, przyjaciela, który mógłby mi go choć trochę zastąpić. Odwiedzałem też grób taty, próbowałem z nim rozmawiać, ale odpowiadała mi jedynie głucha cisza - wyznaje w rozmowie z "Dobrym Tygodniem" aktor.

Musiało upłynąć wiele lat, by wypełnił tę pustkę. - Wszystko zmieniło się, gdy się nawróciłem. To w Bogu znalazłem ojca i jak z dobrym ojcem zacząłem z Nim rozmawiać - mówi szczerze.

Reklama

Artysta zapewnia, że nigdy nie stracił wiary w Stwórcę, ale był czas, że się od Niego bardzo oddalił. Jego małżeństwo zakończyło się rozwodem. Potem wszedł w kolejny związek, którego owocem jest druga córka. Osiem lat temu znalazł się na życiowym zakręcie. Po dekadzie porzuciła go ukochana.

- Któregoś dnia powiedziała mi: "Poświęciłam ci dziesięć lat życia i wystarczy". Wyprowadziła się wraz z naszą córeczką z mieszkania. Zostawiła mnie z dwoma niespłaconymi kredytami, z psem, kotem oraz niewykończonym domem. Pękało mi serce, a szczególnie żal mi było dziecka. Wiedziałem, że bardzo przeżywa nasze rozstanie - opowiada Mariusz.

Nie ukrywa, że był wtedy w tak głębokiej depresji, że chciał popełnić samobójstwo. - Metaforycznie mówiąc, nastąpił u mnie krach na giełdzie - podsumowuje.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Zrozpaczony aktor zadzwonił do dobrej znajomej, Anny Golędzinowskiej (36 l.), która "rzuciła wszystko, kupiła bilet i przyleciała z Włoch do Polski, żeby go ratować".

- Siedzieliśmy w tym moim niewykończonym, niedogrzanym domu, ona trzymała moją głowę na kolanach i pocieszała mnie jak najlepsza przyjaciółka - zdradza. Opowiedziała mu o swoim nawróceniu, pielgrzymce do Medziugorje oraz o książce, którą napisała, "Ocalona z piekła".

- Jej historia zrobiła na mnie wrażenie, dała mi nadzieję, że ja także mogę odbić się od dna, zmienić swoje życie - mówi Czajka.

Anna jako nastolatka wyjechała do Mediolanu. Robiła karierę modelki, została gwiazdą włoskiej telewizji. Pojawił się alkohol, narkotyki, szalone nocne imprezy. Trafiła do piekła, ale w porę się opamiętała. Golędzinowska zaczęła podróżować po różnych zakątkach Polski i opowiadała o swojej duchowej przemianie. Na jedno z takich spotkań zaprosiła Mariusza.

- Prowadził je ksiądz, z którym sporo wtedy rozmawiałem. Wreszcie zdecydowałem się przystąpić do spowiedzi i komunii świętej - opowiada. I dodaje: - Dopiero wtedy poczułem w sercu coś tak niewiarygodnego, co trudno jest opisać słowami - odnalazłem spokój. Jakby ktoś mnie dotknął i wprowadził w moje pokiereszowane życie harmonię. Tak błogiego uczucia nie zaznałem ani po alkoholu, ani po miłosnych uniesieniach.

Artysta nie ma wątpliwości, że była to ręka Opatrzności. Od tej pory zaczął uczęszczać do kościoła i gorliwie się modlić. Czasem zwraca się do Stwórcy słowami "Ojcze nasz", a czasem jest to bardzo osobista rozmowa z Bogiem:

- Podobna do tej, którą można zobaczyć w "Skrzypku na dachu" - bardzo sugestywna, pełna ekspresji, nadziei i emocji - opowiada pismu "Dobry Tydzień" Mariusz Czajka.

- Wiem na pewno, że Bóg istnieje. Patrząc na ten wspaniały wszechświat, nie mam co do tego wątpliwości. Uważam, że każdy z nas, budząc się rano, powinien traktować nowy dzień jak Zmartwychwstanie i wypełnić go pięknem. Takie patrzenie na świat w dużej mierze zawdzięczam Ani. Dzięki niej się pozbierałem po osobistych dramatach i na nowo poukładałem swoje życie - zdradza artysta.

***

Zobacz więcej materiałów:


Dobry Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy