Reklama
Reklama

Małgorzata Zajączkowska: Pogodziła się z tym, że jest sama

Lokowała uczucia w niewłaściwych mężczyznach. Ma żal do siebie, że jej ukochany syn dorastał w niepełnej rodzinie. Drżała o jego życie, gdy walczył na wojnie...

- Jestem z rozbitej rodziny i przyrzekłam sobie, że moje dziecko będzie miało stabilny dom. Miałam poczucie winy wobec syna, że nie dotrzymałam obietnicy - wyznała w jednym z wywiadów Małgorzata Zajączkowska (60 l.). Dzieciństwo aktorki było bowiem inne niż większości jej rówieśników. Rodzice się rozstali, więc matka wychowywała ją samotnie, ale kiedy Małgosia skończyła pięć lat, opieką nad nią i jej edukacją zajęli się dziadkowie, z wykształcenia pedagodzy.

- Nie lubię określenia, że mama mnie zostawiła. Ona wyszła drugi raz za mąż i z ojczymem mieszkali w maleńkiej kawalerce. Co dzień miałam z nią kontakt, ale byłam babcina - tłumaczyła aktorka. Kiedy chorowała, zajmowała się nią babcia. To ona ocierała jej dziecięce łzy . - Normalnie dzieci powinny być z rodzicami... Ale, hej! Może ja mam z tego jakieś profity? Dzięki dziadkom mam przekonanie, że jestem mocna i dam sobie ze wszystkim radę - analizowała sytuację po latach Małgorzata.

Reklama

Pierwszy zawód miłosny przeżyła już w szkole średniej. Ale właśnie dzięki niemu została aktorką. Przedtem wcale nie marzyła o tym, żeby zdawać do szkoły teatralnej. Wybierała się na medycynę, bo widziała się w roli lekarza chirurga. To prawda, że grała w szkolnych przedstawieniach, ale głównie po to, żeby dostać zwolnienie z lekcji. Swoje plany zawodowe gwałtownie zmieniła po burzliwym rozstaniu z chłopakiem, w którym była zakochana.

Kolejne wielkie uczucie przeżyła w połowie lat siedemdziesiątych na studiach, gdy zakochała się w swoim profesorze i mistrzu zawodu, starszym o ponad trzydzieści lat i... żonatym. O jego słabości do pięknych blondynek już wtedy krążyły w teatralnych kuluarach legendy. Dlatego nikogo specjalnie nie zdziwiło, że Małgorzata od razu spodobała się przystojnemu amantowi Andrzejowi Łapickiemu (†87). Między młodziutką dziewczyną, a dziekanem wydziału aktorskiego wybuchł gorący romans.

Mówiło się nawet, że, Andrzej, który wtedy bardzo dużo reżyserował w Teatrze Telewizji, umożliwił jej telewizyjny debiut. A później obsadził młodziutką aktorkę w czterech kolejnych przedstawieniach. Znajomi aktora twierdzili też, że to właśnie dzięki jego protekcji Zajączkowska została przyjęta do zespołu Teatru Narodowego zaraz po ukończeniu szkoły teatralnej. Znamienny był jej występ wraz z Łapickim w "Szkole żon". On grał Arnolfa, który próbuje sobie wychować młodziutką dziewczynę na żonę. W rolę Anusi wcielała się zaś Małgorzata. Ta sceniczna sytuacja bawiła kolegów z branży, dla których związek Łapickiego i Zajączkowskiej nie był żadną tajemnicą.

Powodów do radości nie miała natomiast ówczesna żona aktora Zofia. Mąż był całym jej światem. Odetchnęła z ulgą dopiero, gdy okazało się, że niewierny małżonek jednak nie zdecydował się odejść od niej do Małgorzaty. Nieszczęśliwa w miłości aktorka postanowiła odwiedzić w grudniu 1981 r. w Paryżu Joannę Pacułę, przyjaciółkę ze szkoły teatralnej. Termin wyjazdu wybrała jednak bardzo niefortunnie, bo cztery dni później wybuchł w Polsce stan wojenny.

Powrót do kraju okazał się trudniejszy niż przypuszczała. Zrządzeniem losu zadzwoniła do niej wówczas Agnieszka Holland i poprosiła, aby zaczekała na nią nad Sekwaną, aż przyjedzie ze Szwecji. Zajączkowska spełniła jej prośbę. Dzięki temu, że nie wyjechała z Francji, dostała rolę w "Dantonie" u Andrzeja Wajdy, który ze względu na sytuację w kraju kręcił ten obraz za granicą.

Wkrótce Małgosia zaczęła nowy rozdział swojego życia. Poznała Karola Steina, z którym wzięła ślub i wyjechała z nim do Nowego Jorku. Zamieszkali razem na Manhattanie. Margaret Sophie Stein, bo pod takim nazwiskiem wtedy występowała, w połowie lat 80. została mamą syna Marcela.

Małżeńskie szczęście aktorki nie trwało jednak długo. W latach 90. rozwiodła się z Karolem i została sama z dzieckiem na obczyźnie. Jej bezpieczny świat nagle runął. Miała nadzieję, że w USA uda jej się zrobić karierę, tymczasem coraz trudniej było jej znaleźć pracę, bo bardzo przeszkadzał jej w tym polski akcent. Miała kłopot, aby utrzymać siebie i syna. Nie widząc innego wyjścia podjęła trudną decyzję. Wraz z 14-letnim Marcelem wróciła do kraju.

W Polsce w wychowaniu syna pomagała jej mama. Marcel skończył liceum, zdał maturę, a jednak nie potrafił zaaklimatyzować się w kraju nad Wisłą. Wybrał studia w Stanach Zjednoczonych. Małgorzata poważnie rozważała wtedy, czy nie wrócić wraz z nim do USA. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że jej ukochany jedynak nagle zmieni swoje zawodowe plany. - Pamiętam, jaki szok przeżyłam, kiedy okazało się, że rezygnuje ze studiów i zaciąga się do Marines - zdradziła w wywiadzie. Trudno jej było się pogodzić z tą decyzją, ale rozumiała, że nie ma wyboru. Z niepokojem śledziła losy syna i drżała o jego życie, gdy walczył w Kosowie i w Afganistanie.

Przez cały czas jego służby widywali się sporadycznie jedynie na święta Bożego Narodzenia. Dlatego wiadomość, że po ośmiu latach jej syn nie podpisał kolejnego kontraktu w armii przyjęła z wielką ulgą. - Zapisał się do szkoły weterynaryjnej. Jestem szczęśliwa, tym bardziej, że bardzo chciałam, aby Marcel przestał ryzykować życie - cieszyła się. Teraz czeka aż znajdzie tę jedyną i założy rodzinę. - Obiecałam, że rozpuszczę jego dzieci do nieprzytomności - zapowiedziała.

A ona ? Po powrocie do Polski nie było jej łatwo wrócić do zawodu. Dwadzieścia lat nieobecności w kraju zrobiło swoje, ale poradziła sobie. Nie udało jej się natomiast ułożyć życia prywatnego. - Jestem sama z wyboru. Kilka związków, w których pokładałam jakąś nadzieję, nie przetrwało. Przyzwyczaiłam się do bycia samą - mówiła aktorka.

Szczególnie od czasu, gdy cztery lata temu straciła nagle ukochaną mamę. Nawet nie zdążyły się pożegnać. - Zasnęła na zawsze w nocy z 29 na 30 grudnia. Zjadła dobrą kolację, założyła swoją ulubioną koszulę nocną, weszła pod kołdrę (...). Zasnęła pełna planów i pomysłów - napisała wtedy Małgorzata na Facebooku.

A w ubiegłym roku we wrześniu dotknął ją kolejny cios - pożegnała ojca. Nie ma już nikogo z najbliższej rodziny poza synem, który mieszka w USA. Mimo to, z optymizmem patrzy w przyszłość. - Żyję dniem dzisiejszym. Żyję prawdziwie. I nie zmienię tego - przekonuje aktorka.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Zajączkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy