Reklama
Reklama

Maja Komorowska przeżyła trudny czas!

Tegoroczna Wielkanoc była dla Mai Komorowskiej (79 l.) wyjątkowo smutna. W drugi dzień świąt odszedł jej brat bliźniak - Piotr Komorowski. "Miał ogromną wrażliwość i umiejętność współodczuwania. Nasze dzieciństwo i młodość zostaną we mnie do końca" - napisała w nekrologu aktorka.

Na świat przyszła pierwsza, on dwadzieścia minut po niej. Ich ojciec, Leon Komorowski herbu Korczak, szalał ze szczęścia. W 1937 roku był dyrektorem handlowym hotelu Bristol w Warszawie.

Ze stolicy uciekli w 1939 roku. Najpierw do Wilna, potem był obóz jeniecki w Świeciu. Bezpieczną przystań znaleźli w podwarszawskim Komorowie, u rodziny ze strony matki. Maja z Piotrem od rana do nocy hasali w ogrodzie obok domu. Zapominali wtedy o wojnie. Ale trwała. Pewnego dnia mama pojechała załatwić jakieś sprawy w pobliskim Pruszkowie. Spóźniała się, co było do niej niepodobne. Okazało się, że cudem uciekła z łapanki.

Reklama

Gdy Maja miała sześć lat, matka zachorowała na gruźlicę. Wbrew ostrzeżeniom lekarza zaszła w ciążę i urodziła malutką Magdę. Tuż potem zapadła na zapalenie płuc i pojechała do sanatorium. Maja drżała, że zostaną sierotami. Lęk o matkę od tej chwili towarzyszył jej stale. Irena Komorowska nie pracowała, prowadziła dom. Uczyła córki kobiecych zajęć: cerowania skarpetek, wywabiania plam. Mai nie wychodziło szycie, więc pokazała skarpetkę, zaszytą wcześniej przez opiekunkę. Wieczorem przyznała się do kłamstwa.

Matka poświęcała jej wiele uwagi. Jako mała dziewczynka słabo się uczyła, tabliczka mnożenia kompletnie nie wchodziła jej do głowy. Wszystko zmieniło się w szkole średniej, kiedy uwierzyła w siebie. W rodzinie przewodnikiem dla dzieci był ojciec. Cierpliwie odpowiadał na niekończące się pytania. Opowiadał o gwiazdach, pomagał w lekcjach.

- Wszystko wiedział i umiał wytłumaczyć - wspomina aktorka. Pilnował też zasad. Przy stole należało siedzieć prosto, buty musiały się błyszczeć. Był przy tym uosobieniem spokoju. Po wojnie stracił majątek Skrobisze na Litwie, a z racji arystokratycznego pochodzenia, miał kłopoty ze znalezieniem posady. - Mimo trudnej sytuacji rodzice potrafili zachować godność - podkreśla Maja Komorowska.

Nie żyli w dostatku. W Wielkanoc ojciec rysował potrawy, które jadło się w jego rodzinnym domu na Litwie. Kładł te kartki na stole wśród skromnych dań przyrządzonych przez żonę.

Po maturze Maja postanowiła zostać lekarzem. Dostała się jednak do Krakowa na Wydział Lalkarski PWST. Wracając do domu na Zaduszki, poznała w pociągu przyszłego męża, Jerzego Tyszkiewicza, wówczas studenta prawa. Pobrali się w 1959 roku w Zakopanem. Rodziców na ślubie nie było. Ojciec już nie żył, mama chorowała. By związać koniec z końcem Maja z mężem pożyczali pieniądze od znajomych. Mieszkali wówczas w hotelu we Wrocławiu, bo tam dostała pracę w teatrze.

Gdy w 1963 roku na świat przyszedł ich syn Paweł, musiała go oddać najpierw szwagierce, a potem teściom. Malutka klitka nie była odpowiednim miejscem dla dziecka. Dopiero, gdy dostali mieszkanie, synek wrócił do rodziców. Wtedy uśmiechnęło się do niej szczęście. Reżyser Krzysztof Zanussi obsadzał ją w swoich filmach, dostrzeżono jej talent. Przeniosła się z rodziną do Warszawy, gdzie grała na znanych scenach, wykładała w Szkole Teatralnej.

Zawsze starała się pomagać innym. Opiekowała się matką, niewidomymi w ośrodku w Laskach, ofiarami represji komunistów. Przez wiele lat nie mieszkała z mężem, bo nadużywał alkoholu. Ale nie rozwiodła się, a gdy podupadł na zdrowiu i potrzebował pomocy, z oddaniem się nim zajmowała. Od trzech lat jest wdową. Ma syna, czworo wnuków, z którymi jest mocno związana. Są dla niej najważniejsi. - Gdy przychodzili na świat, czułam się najszczęśliwsza w życiu - wyznaje.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:




Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Maja Komorowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy