Reklama
Reklama

Magdalena Stużyńska przyjęła ostatnie namaszczenie. I stał się cud! "Wyniki radykalnie się poprawiły

Magdalena Stużyńska-Brauer (45 l.) zapadła na zdrowiu, a lekarze byli bezradni. Wtedy poprosiła o duchowe wsparcie przyjaciół i przyjęła ostatnie namaszczenie.

W 2010 roku Magdalena Stużyńska-Brauer w poważnym stanie trafiła do szpitala. Miała powikłania pogrypowe i niepokojąco złe wyniki. Lekarze długo nie wiedzieli, jak jej pomóc, bezskutecznie próbowali dobrać odpowiednie leki. W domu z utęsknieniem czekał na nią pięcioletni synek Brunon. Mąż Łukasz bardzo się o nią martwił i prosił Stwórcę o roztoczenie opieki nad ich rodziną. 

Kiedy sytuacja wyglądała już groźnie, aktorka zadzwoniła do znajomych z kościoła i poprosiła ich o modlitwę. - Dzięki nim doświadczyłam cudu - wyznała na łamach magazynu "Ludzie i wiara". 

Reklama

Świadomość, że ktoś zanosi w jej intencji do nieba modlitwy, jej pomogła. Ta wyjątkowa para stanęła na jej drodze zaledwie kilka tygodni wcześniej. - O takich ludziach mówi się, że zesłał ich Bóg, że są jak anioły - wyjaśnia Magda. 

Zanim ich poznała, dużo opowiadał jej o nich zaprzyjaźniony ksiądz Grzegorz. Wspominał, że to bardzo głęboko wierzące, zaangażowane małżeństwo, które straciło syna. - Dostali od Boga wielką łaskę, choć zesłał im też wiele cierpienia. Ich ufność, poddanie się Bożej woli, są dla mnie trudne do pojęcia - mówiła z podziwem. 

- Byliśmy w jednej parafii, ale nie znaliśmy się, nie wiedziałam nawet, jak wyglądają. Kiedy dzieliliśmy się opłatkiem, domyśliłam się, że to oni. Zaczęliśmy rozmawiać, wymieniliśmy się telefonami - wspomina gwiazda. 

To niezwykłe spotkanie potraktowała jako znak. Przełomowym momentem okazało się przyjęcie przez Magdę sakramentu namaszczenia chorych. - Kiedy go otrzymałam, wyniki radykalnie się poprawiły. Ale czy to był cud? Musiałaby ustalić specjalna komisja. Natomiast z pewnością sakrament przyniósł mi spokój ducha, oddalił lęk - wyjaśnia. 

Jest przekonana, że modlitwa może zdziałać cuda. Odkąd sama tego doświadczyła, jej więź z Bogiem się pogłębiła. - Szczególnie ufam w siłę zjednoczonej modlitwy. Kiedy przeżywam trudny czas i ktoś się za mnie modli, to mi naprawdę zdejmuje ciężar. Mam wrażenie, jakby ktoś szedł obok i mi pomagał. Fizycznie czuję wtedy ulgę - zdradza aktorka.

Czytaj dalej na następnej stronie.

Magda wychowała się wierze. Była ochrzczona, przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. Jednak bierzmowanie przyjęła dopiero jako dorosła. W jej parafii uznano, że w VII czy VIII klasie podstawówki młodzież jest zbyt niedojrzała, aby zrozumieć ten sakrament. - Tak się złożyło, że religię przeniesiono zaraz do  szkół i okazało się, że  jestem jedyną osobą w  klasie, która nie była bierzmowana - mówi. 

Szczerze przyznaje, że przez całe liceum nie znalazła w sobie potrzeby, żeby do sakramentu przystąpić. Dziś uważa, że nie był to przypadek. - Zrobiłam to dopiero po studiach, jako w pełni świadoma osoba. I nie było to związane ze  ślubem. Po prostu dojrzałam religijnie - zapewnia. 

Przyznaje, że duchowy rozwój zawdzięcza mądrym kapłanom. Jednym z nich jest pallotyn, ksiądz Zenon, którego spotkała na imprezie charytatywnej. Okazało się, że  są absolwentami tego samego warszawskiego liceum im.  Władysława IV. Dziś duchowny jest jej przyjacielem i powiernikiem. - Tak jak jest lekarz rodzinny, tak ksiądz Zenon jest naszym duszpasterzem rodzinnym - mówi. 

To on udzielił jej ślubu, chrzcił obu synów. Dba, by jej synowie, 13-letni Brunon i 7-letni Gustaw, byli blisko Kościoła. Z rozbawieniem opowiada historię, jak młodsza pociecha, towarzysząc jej podczas wizyty w banku, postanowiła ewangelizować jednego z pracowników. - Podszedł do niego i zapytał: "Pseprasam bardzo, a cytał pan o tym, ze Jezus nas zbawił na ksyzu? Nie? To radziłbym panu o tym pocytać" - zdradza. 

Nie ukrywa, że napotyka czasem wychowawcze problemy. Starszy syn, który wchodzi w wiek dojrzewania, coraz częściej się buntuje. Czasem trudno jest namówić chłopców, aby towarzyszyli jej w mszy świętej. - Argumenty natury duchowej na razie do nich nie przemawiają, choć tłumaczę im, że kościół to nie lunapark i nie chodzimy tam na atrakcje - mówi. 

Dlatego tak bardzo chciałaby, aby oni również kiedyś spotkali swoich przewodników. Aktorka podkreśla, że w jej małżeństwie i życiu jej rodziny wiara jest niezwykle ważna. - Cementuje, dodaje sił, pozwala przetrwać burze - zapewnia Magda Stużyńska-Brauer. 

***

Zobacz więcej materiałów:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Magdalena Stużyńska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy