Reklama
Reklama

Lidia Wysocka była wielką gwiazdą, dziś spoczywa "pod kupą zgniłych liści"!

Lidia Wysocka (†89 l.) najbardziej bała się zapomnienia, ale los boleśnie z niej zakpił. U schyłku życia, samotna i opuszczona, opłakiwała niespełnione marzenia.

"Gdy zdobywałam Wasze serca urodą, dowcipem, śpiewem, wtedy znały mnie miliony. Wiwatom nie było końca. Dziś nikt nie chce mnie znać. Pochowano mnie pod kupą zgniłych liści. Dobrzy ludzie, zlitujcie się nad moim przyklepanym łopatami grobem i spoczywającymi wraz ze mną bliskimi" – tak w imieniu przedwojennej gwiazdy, Lidii Wysockiej apelują do władz mieszkańcy Piaseczna zbulwersowani jej zaniedbanym miejscem pochówku. Ich zdaniem aktorka zasłużyła na szacunek, przynajmniej po śmierci. 

Bo życia, mimo talentu i urody, nie miała łatwego...

Reklama

Była inteligentna, piękna, wszechstronnie utalentowana, elegancka i roztaczała wokół siebie czar, wobec którego żaden mężczyzna nie pozostawał obojętny. Nawet słynący ze swej surowości Aleksander Zelwerowicz, dyrektor przedwojennego Państwowego Instytutu Teatralnego – nie potrafił jej się oprzeć i udzielił pozwolenia na granie w filmach, co wówczas w szkole teatralnej było zabronione. Lidia musiała to jednak odpokutować.

"Przeżyłam gehennę. Najpierw mi pozwolił, a potem mnie gnębił. Spóźnienia na zajęcia były nie do pomyślenia, a ja wciąż się spóźniałam, jadąc na uczelnię prosto z planu. Wpadałam zdyszana, jeszcze w filmowym kostiumie, a on już na schodach czekał na mnie, z surową miną i pokazywał wymownie zegarek. Chwilę potem to właśnie mnie zapędzał do jakichś ciężkich ćwiczeń dramatycznych. Byłam potwornie zmęczona" – wspominała Wysocka.

W momencie ukończenia studiów, w 1936 r., miała u stóp świat – jej popularność wykroczyła poza granice kraju. Aktorkę zaproszono na zdjęcia do niemieckiej wytwórni filmowej. Lidia przyjechała do Berlina, gdzie miał się nią zachwycić sam Adolf Hitler. Ostatecznie nie zagrała dla nazistów. Jednak wieść, że z führerem łączył ją romans, położyła się cieniem na opinii o niej.

Plotkę tę podsycił fakt, że w 1939 r. przed jej dom w Chyliczkach podjechały limuzyny w eskorcie motocykli. To wzbudziło wobec niej powszechną niechęć, tym większą, że

Wysocka nie komentowała tych spekulacji. Dopiero po latach wyjaśniła, że wizytowała ją wówczas ulubienica Hitlera, reżyserka Leni Riefenstahl, z którą polubiły się w Berlinie.  Ich znajomość zakończyła się na tej jednej wizycie.

Wiele poświęciła dla miłości

Lidię bardzo bolały dochodzące do niej plotki, tym bardziej że była wtedy do szaleństwa zakochana w innym mężczyźnie, o którego musiała walczyć. Zbigniew Sawan, bo o nim mowa, był z wyrzutem, obmawiano na przyjęciach.

Bardzo ją to dotykało, ale nie potrafiła zrezygnować z uczucia do mężczyzny, który wydawał się być stworzony właśnie dla niej. Jej miłość w końcu zwyciężyła – Sawan rozwiódł się z Malicką. 

Lidii nie było jednak dane długo cieszyć się ukochanym. Kawiarnia „Na antresoli”, gdzie w czasie wojny pracowali ze Zbigniewem jako kelnerzy, była także miejscem konspiracji. 

Wkrótce aresztowało ich gestapo. Zostali osadzeni na Pawiaku, skąd Sawan trafił do Oświęcimia. Lidię zwolniono, ale zamartwiała się o ukochanego i wszędzie szukała dla niego ratunku. 

Z odsieczą przyszła była żona amanta, która użyła swoich wpływów, by go uwolnić. Lidia i Zbigniew pobrali się jeszcze w czasie wojny, wkrótce urodził im się syn Piotr. 

Dużo razem pracowali w różnych teatrach w Polsce. Niestety, wojna przerwała wspaniale zapowiadającą się karierę aktorki.

Wysocka nigdy już nie wróciła na szczyt. Wspólna praca nie przysłużyła się małżeństwu, które w codziennych zmaganiach nie potrafiło pielęgnować dawnej namiętności. 

Zbigniew adorował inne kobiety, zaś Lidia czuła się opuszczona. W połowie lat 50. Sawan odszedł do innej.

Porzucił ją młodszy kochanek

Aby zagłuszyć rozpacz, Wysocka założyła kabaret Wagabunda, który zyskał ogromną popularność. Prowadziła go przez 10 lat, a na jego scenie występowali najbardziej znani artyści. Wciąż jednak tęskniła za filmem i dawną pozycją. 

"To wszystko się świetnie zapowiadało, ale przed wojną w ciągu trzech lat zagrałam w ośmiu filmach, a po wojnie, w ciągu pięćdziesięciu,w siedmiu" – powie po latach z goryczą.

Zawodowy niedosyt rekompensował jej romans z młodszym o 15 lat Jerzym Gierałtowskim.

Znów czuła się adorowana, piękna i potrzebna. Gierałtowski, który do tej pory wciąż zmieniał zawody i adresy, w willi aktorki znalazł wreszcie stałą przystań. 

Zakochana Lidia chciała się z nim zestarzeć, lecz on nie traktował jej aż tak poważnie.

Dzięki niej zaistniał w prasie i mógł rozwijać swój pisarski talent. Gdy jednak zaczął odnosić pierwsze sukcesy, od towarzystwa starszej protektorki wolał inne rozrywki. 

Do domu coraz częściej wracał rano, za nic mając pretensje partnerki, która i tak mu wszystko wybaczała. Mimo wielkiej wyrozumiałości, nie była w stanie go zatrzymać – wyprowadził się do innej. 

Jakby tego było mało, wkrótce z powodów politycznych zamknięto Wagabundę.

"Znalazłam się na bruku. Od tego czasu błąkam się po świecie własnych myśli" – mówiła z żalem. 

Na szczęście, ktoś docenił jej przemyślenia, które przelewała na papier i dostała posadę felietonistki w radiu.

"Piszę o tym, co mnie otacza, ale też o ludziach, o których należy pamiętać. Może bierze się to stąd, że sama ulegam zapomnieniu? Nie mam satysfakcji z tego, co zrobiłam w życiu" – powiedziała w jednym z ostatnich wywiadów. 

Odeszła w zapomnieniu w 2006 roku.

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy