Reklama
Reklama

Księżna Kate wzorem dla milionów kobiet?

Księżna Kate od chwili, gdy pojawiła się na królewskim dworze, wzbudza ogromne emocje. Jaki jest fenomen żony księcia Williama, dlaczego miliony kobiet na całym świecie utożsamia się z księżną Kate? Odpowiedź na to i inne pytania próbuje znaleźć Andrew Marr w książce "Prawdziwa królowa". Oto fragment...

W piątek, 29 kwietnia 2011 roku, monarchia brytyjska udowodniła, że potrafi  jeszcze zorganizować widowisko światowej klasy. Ślub księcia Williama z Kate Middleton był doskonały pod każdym względem, zdeklasował nawet ślub jego rodziców. Zaślubiny Karola i Diany w lipcu 1981 roku były wydarzeniem baśniowym, w którego centrum znaleźli się zakłopotany mężczyzna i bardzo młoda niedoświadczona dziewczyna. Podobna ceremonia niemal po trzydziestu latach wydawała się znacznie mniej sformalizowana.

Reklama

Zamiast ślubu w dostojnej katedrze św. Pawła i długiego przejazdu przez Londyn Kate i starszy syn Diany pobrali się w opactwie westminsterskim, udekorowanym na tę okazję szpalerami drzew w donicach. Świeżo upieczony książę Cambridge wywiózł swoją księżnę z pałacu Buckingham osobiście, tylko oni dwoje w jego zielonym astonie martinie, ozdobionym tabliczką nauki jazdy i różnymi sloganami przez młodszego brata, księcia Harry’ego. Trudno sobie wyobrazić jego ojca na takim luzie.

(...)

Brytyjskie audytorium głównych stacji telewizyjnych osiągnęło dwadzieścia cztery i pół miliona osób, a w całym kraju zamknięto pięć i pół tysiąca dróg na uliczne przyjęcia, które stały się już tradycją. Wielki brytyjski kompozytor Arnold Bax powiedział kiedyś swoim rodakom, że powinni chociaż raz spróbować wszystkiego "poza kazirodztwem i tańcami ludowymi".

Ignorując połowę jego ostrzeżenia, na wielu ulicach p ojawili się tańczący morrisa i podpici Anglicy przedstawiający się sąsiadom i próbujący szkockich tańców. Można podsumować całą uroczystość jako dzień wielkiej gali, ale gali z lekkim nieformalnym przechyłem czy lekko kpiącym uśmieszkiem. Wiele osób w tłumie miało koszulki z napisem "Dzięki za wolny dzień" taką samą czcionką jak wojenne plakaty propagandowe. Nawet najbardziej republikańska gazeta "Guardian" zamiast na wiadomości poświęciła większość stron na bogaty fotoreportaż.

Ślub Williama i Kate bez wątpienia był bardzo dobrym dniem dla Windsorów, udowodnił poza tym, że Brytyjczycy nadal entuzjastycznie reagują na szczęśliwe zakończenia i perspektywę udanej samoregeneracji dynastii. Chyba jedynym niemiłym akcentem było niezaproszenie dwóch ostatnich laburzystowskich premierów Tony’ego Blaira i Gordona Browna, choć wszyscy żyjący premierzy konserwatyści zaproszenie dostali.

Tłumaczenie, że nie są kawalerami Orderu Podwiązki, jest nieprzekonujące, niektórzy sugerowali nawet, że Clarence House wykorzystał okazję, by zemścić się na laburzystach za zakaz polowania na lisy i niezamówienie nowego jachtu królewskiego. Inni uznali, że to bardzo nieeleganckie załatwienie sprawy, szczególnie w świetle wsparcia i pomocy, jakich Blair udzielił monarchii po śmierci Diany.

Mówiąc bardziej ogólnie, historia Karola i Diany była dla monarchii rodzajem przejażdżki górską kolejką, zaczęło się tak spektakularnie, a skończyło tak źle, toteż jedno z pytań z okazji tego ślubu brzmiało, czy nie odezwą się oczywiste echa tamtego. Okazało się, że prawdziwa różnica nie dotyczyła wyboru innego miejsca, ważna była postawa uczestników. Książę William uśmiechał się głupkowato, ale najwyraźniej dobrze się bawił; Kate Middleton była spokojna i pewna siebie.

W najważniejszych momentach gawędzili niespiesznie o tym, jakie mają szczęście, a kiedy wyszli z opactwa, świeżo upieczony książę Cambridge powiedział do swojej księżny: "To było niesamowite. Naprawdę. Jestem taki dumny, że jesteś moją żoną". Obok uśmiechał się książę Harry i mamrotał słowa otuchy. Tych dwoje atrakcyjnych, swobodnie się czujących młodych ludzi poznało się na tak zwanym uni. Byli rówieśnikami.

Rozstali się i pogodzili. Mieszkali razem w, jak to kiedyś nazywano, grzechu, obecnie nazywanym Północną Walią. Dwudziestodziewięcioletnia Kate Middleton była stara jak na królewską pannę młodą, prawie o dziesięć lat starsza niż Diana. Niewątpliwie odezwą się żądania, by jak najprędzej wyprodukować dziedzica. Jednak dodatkowe doświadczenie życiowe na pewno jest bezcenne, wydaje się, że Kate obeznana z savoir-vivre’em jest twarda i wytrzymała, o co tak bardzo starała się Diana Spencer.

(...)

Kate Middleton nie była pierwszą "plebejką" w czasach nowożytnych, która weszła do rodziny królewskiej. Już lady Elizabeth Bowes Lyon i lady Diana Spencer były, ściśle mówiąc, plebejuszkami, nie miały bowiem królewskiej krwi. Ale jako córki bogatych właścicieli ziemskich zarówno królowa matka, jak i Diana nie byłyby przez większość Brytyjczyków nazwane plebejuszkami.

Kiedy Kate i Williama połączył romantyczny związek, ona sama i jej rodzice przeszli długi okres testów i terminowania w dziwnym świecie monarchii. Udało im się nie powiedzieć ani nie zrobić niczego żenującego, mimo kpin snobów i cymbałów. Middletonowie byli milionerami, ale dorobili się sami na sprzedaży wysyłkowej artykułów na dziecinne przyjęcia.

Ojciec Kate był dyspozytorem lotów, a jej matka, córka ekspedienta, stewardesą. Przodkowie ze strony matki byli górnikami, którzy pracowali w kopalniach węgla należących do rodziny Bowes Lyonów królowej matki. Chociaż Kate chodziła do prywatnej szkoły z internatem, Marlborough, i dzielnie uczyła się strzelać, tropić zwierzynę i oglądać mecze polo, należała do świata ambitnej, odnoszącej sukcesy klasy średniej, a nie do świata właścicieli ziemskich. Miliony brytyjskich kobiet mogły się z nią utożsamiać. Młode kobiety w tłumie wymachiwały napisami "Harry jest mój", i choć był to żart (przeważnie), mogły jednak po powrocie do domu pomyśleć, że nie był on wcale taki abstrakcyjny.

Książę William także wydawał się znacznie mniej oderwany od codziennego życia niż starsi członkowie dynastii. Jego edukacja w Eton i na uniwersytecie St Andrews pod pewnymi względami była bardziej "normalna" niż edukacja ojca i dziadka. Wraz z bratem regularnie bywali w ekskluzywnych londyńskich klubach, a krąg zamożnych przyjaciół dał Williamowi poczucie bezpieczeństwa i poparcia poza "Firmą".

Niemniej jednak obraca się w kręgach elitarnych. Wielu gości na ślubie, w tym premier i mer Londynu, uczęszczało do jego dawnej szkoły, podobnie jak niektórzy komentatorzy relacjonujący wydarzenie. Nie musi to być szczególnie znaczące, dopóki unika się wywoływania wrażenia zamkniętej klasy rządzącej, w surdutach, z identycznym akcentem, o podobnych poglądach. Zniszczyłoby to ciężką pracę królowej nad tym, by postrzegano ją jako monarchinię wszystkich poddanych, na pewno nie bezklasową, ale z pewnością bez politycznych skrzywień.

Dla księcia Williama ślub niósł przesłania i dylematy, nad którymi będzie musiał pomyśleć w czasie będącym pewnie długim terminowaniem, zanim zostanie królem. Brytyjczycy byli teraz znacznie mniej wyczuleni na klasy społeczne niż kiedykolwiek wcześniej i dużo mniej wagi p rzywiązywali do form. Ale trzeba znaleźć odpowiednią równowagę pomiędzy rezerwą, od której zależy królewska aura tajemniczości, a otwartością, która, zdaniem poddanych, musiała być trudna dla jego babki i będzie trudna dla niego.

Jakie żarty są do przyjęcia? Jak ma się ubierać? Na pojawienie się w jakim programie telewizyjnym - jeśli w ogóle - może wyrazić zgodę? Czy powinien udzielać wywiadów gazetom? Czy może pojechać na wakacje gdzieś indziej, nie tylko do bezpiecznych posiadłości królewskich czy na odległe wyspy? Kiedy skończy karierę w RAF-ie jako pilot ratowniczo-poszukiwawczego helikoptera, gdzie urządzi sobie dom i ile królewskich obowiązków podejmie w pierwszych latach, kiedy przy odrobinie szczęścia będzie miał młodą rodzinę, którą będzie musiał się zająć? To stare pytania, ale dla monarchy nigdy nie znikają, a odpowiedzi powoli, subtelnie zmieniają się z pokolenia na pokolenie.

Rozwiązanie tych problemów będzie dosyć trudne, ale dotychczas książę William demonstrował pewną rękę. Jego żoną jest kobieta, która przeszła długi okres testów prasowych i jest bardziej wyrobiona niż jej poprzedniczki.

(...)

William i Kate są teraz niesłychanie popularni, ale jeśli można wyciągać jakieś wnioski z nowożytnej historii monarchii, ten nastrój w pewnym momencie się zmieni i nastąpią trudniejsze czasy. Wściekłość opinii publicznej z powodu zachowania niektórych dziennikarzy i wydawców gazet w 2011 roku może być końcem panującej od czterdziestu lat wolnoamerykanki, szczególnie teraz, kiedy również media stały się obiektem bezlitosnej i bezwzględnej kontroli. Ale jest mało prawdopodobne, by zaprzestano kontroli monarchii; specjalny szacunek, wiara w wartość prywatności i powściągliwość na pewno nie powrócą, by ułatwić życie przyszłym królom i królowym.

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy