Reklama
Reklama

Księżna Diana zginęła przez nieodpowiedzialność ochroniarza? Ken Wharfe przerywa milczenie!

​Księżna Diana (†36 l.) była nazywana „królową ludzkich serc”, bowiem kochali ją ludzie z całego świata. Nic więc dziwnego, że informacja o jej śmierci była wielkim wstrząsem. Po latach były osobisty ochroniarz kobiety wskazuje winnych tragicznych wydarzeń z sierpnia 1997 roku.

Chyba nie ma przesady w stwierdzeniu, że informacja o śmierci księżnej Diany wstrząsnęła niemal całym światem. Wkrótce minie 19 lat od tego tragicznego wydarzenia. 31 sierpnia 1997 roku samochód wiozący księżną uciekał przed paparazzi. Auto uderzyło o filar, dwie osoby zginęły na miejscu, Diana i ochroniarz, Trevor Rees-Jones, zostali ranni.

Księżna była przytomna. Szokujące jest to, że paparazzi zamiast udzielić jej pomocy, robili jej fotki. Pomógł jej dopiero lekarz, który akurat przejeżdżał obok miejsca zdarzenia. Dianę przewieziono do szpitala, ale obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe i nie udało się jej uratować.

Reklama

Do dziś powstało wiele hipotez na temat tego, co dokładnie stało się tego feralnego sierpniowego wieczoru. Wyprodukowano mnóstwo filmów dokumentalnych mających odtworzyć przebieg wydarzeń. Jednak dopiero teraz głos postanowił zabrać były osobisty ochroniarz księżnej, Ken Wharfe. 

Wydał książkę, w której opisał, na czym polegała jego praca i jaka była Diana. Oczywiście wspomniał też dzień śmierci kobiety.

Przez prawie sześć lat odpowiadał za bezpieczeństwo księżnej i nigdy naraził ją na jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu. Ocenia, że służby mogły zrobić dużo więcej, by uratować Dianę. Ujawnia, że ochroniarz, który towarzyszył Spencer podczas jej podróży w Paryżu, nie miał uprawnień dopilnowania tak ważnych osobistości.

"W imieniu wszystkich profesjonalistów z departamentu królewskiej ochrony MET, chciałbym powiedzieć, że ani Rees-Jones, ani żaden z pozostałych ochroniarzy, którzy uczestniczyli w ochronie bezpieczeństwa Diany w ciągu dwóch miesięcy poprzedzających jej śmierć, nie była z naszego wydziału. Rees-Jones jako były żołnierz, który nie otrzymał szkolenia niezbędnego do ochrony członka rodziny królewskiej, ponosi za to odpowiedzialność. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że został mianowany do strzeżenia Diany we Francji, wiedziałem że coś się może stać" - napisał Wharfe.

Jego zdaniem to właśnie Rees-Jones przede wszystkim przyczynił się do śmierci Diany. Nie tylko nie powinien jej ochraniać, ale także robił to źle. Traktował paparazzich jak wrogów i niepotrzebnie tak szaleńczo uciekał przed nimi z księżną w samochodzie.

"To właśnie ochroniarz pozwolił na to, aby samochód rozpędził się do niebezpiecznej prędkości, a w rezultacie kierowca stracił panowanie nad pojazdem. Brawura doprowadziła do śmiertelnego wypadku w tunelu Pont de l'Alma w 1997 roku" - podsumowuje.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Księżna Diana
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy