Reklama
Reklama

Krzysztof Wieszczek: Co dla niego jest najważniejsze?

Dużo pracuje i trenuje, by wystartować w zawodach. Jednak to partnerka i córka są najważniejsze. Dla nich układa swój plan dnia.

Przepustką do popularności była wygrana w "Tańcu z gwiazdami". Krzysztof Wieszczek (33 l.) nie odcina kuponów od tamtego sukcesu, ale stawia sobie kolejne zadania.

Gra pan w trzech serialach i jeszcze znajduje czas na sport.

- Tak, bo myślę, że gdybym nie ćwiczył, to mógłbym grać 160 kilogramowego faceta bez potrzeby charakteryzacji (śmiech). Lubię dobre jedzenie, w dobrej pizzerii potrafię zjeść trzy pizze na raz. Bez regularnego treningu nie mieściłbym się w tym fotelu, na którym teraz siedzę. A to nie byłoby dobre dla aktora.

Reklama

Uchodzi pan za przystojniaka. To kosztuje dużo pracy?

- Można dbać o siebie na wiele sposobów. Chodzić po górach, biegać, pływać. Wiem, jak się czuję, gdy się zaniedbam i mam kilka kilogramów więcej. Nie chcę do tego dopuszczać. Uważam, że człowiek czuje się psychicznie lepiej, gdy obierze jakiś cel i go realizuje. Dla mnie teraz celem jest udział w zawodach triathlonowych. Muszę regularnie trenować.

Aktorstwo to łatwy zawód?

- Bardzo trudny. Na przykład dlatego, że nie umawia się Pani na wywiady z tymi, którym się nie udało, a tych jest zdecydowanie więcej. I to wcale nie znaczy, że nie są utalentowani. Prawie każdy w tym zawodzie przeżywa taki moment, kiedy nikt, nigdzie go nie chce. To są bardzo ciężkie chwile. Gdy aktor ma pracę, zawsze jest zadowolony. Mnie cieszą nawet trudne zadania. Najgorsze są momenty bez pracy. I to, że jesteśmy nieustannie oceniani.

Czy w takich trudnych chwilach ważna jest rodzina, bliscy?

- Myślę, że dla każdego człowieka rodzina jest ważną bazą. Z jednej strony, nie mając rodziny, można poświęcić się pracy, ale z drugiej strony, gdy ona się kończy, nie ma do kogo wracać. W życiu nic nie jest za darmo, trzeba się poświęcić. Ja, żeby pogodzić swoje hobby z tym, że chcę zjeść z moimi dziewczynami śniadanie i zawieźć córkę do przedszkola, wstaję o 5. rano i idę na trening. A przy takim stylu życia nie mogę wieczorem iść na piwo z kolegami. Unikam tego, co w ciągu dnia jest "pożeraczem" czasu, a daje mi mniej niż bycie z rodziną.

Córkę też zaraża pan sportem?

- Chodzę z nią na basen. To fajne, gdy ojciec pokazuje dziecku rzeczy, w których się sprawdza.

Czuje się pan mężczyzną, czy wciąż chłopakiem?

- Uważam, że to nie zależy od wieku, ale od tego, co się w życiu robi. To jest kwestia wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Można mieć 50 lat, nie posiadać rodziny albo żyć tak, jakby się jej nie posiadało. A można mieć 30 lat, rodzinę i świadomość, że trzeba się skupić na tym nowym pokoleniu, którego nie powołaliśmy na świat tylko po to, żeby w przyszłości zasilało ZUS.

W serialu "Przyjaciółki" gra pan partnera Małgosi Sochy i widać, że lubicie się też poza planem.

- Lubimy się, Małgosia jest osobą, której nie da się nie lubić.

Co by było, gdyby musiał pan zagrać gorące uczucie z aktorką, za którą by pan nie przepadał?

- Na szczęście nie mam i nie miałem tego problemu. Czasami słyszę, jak koledzy opowiadają o niektórych serialowych partnerkach i myślę, że naprawdę może być z nimi ciężko. Aktorki też pewnie opowiadają o nas. Ja nigdy nie musiałem grać z aktorką z tej "czarnej listy" (śmiech). Zawsze też staram się zadać sobie pytanie, czy zrobiłem wszystko, aby osoby, z którymi pracuję, mogły się dobrze poczuć. Jeśli coś jest nie tak, rozmawiamy o tym.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy