Reklama
Reklama

Krzysztof Piasecki: Po dramacie tylko praca pomagała mu żyć

Na scenie niewielu daje mu radę dotrzymać kroku w ciętej satyrze. Choć bawi widzów, od 10 lat nie jest mu do śmiechu. - Powiedzenie, że czas leczy rany, nie ma nic wspólnego z prawdą - mówi Krzysztof Piasecki (69 l.).

Nim życie runęło, miał błahe problemy. Wychowywał się w mieszczańskiej rodzinie we Wrocławiu. Ojciec pochodził ze Lwowa, a mama z Warszawy.

- Byłem najmniejszy w klasie - wspomina. - Byłem kurduplem, małym i nieśmiałym. Mogłem tylko rozśmieszać. I to mi się udawało!

Po maturze zaczął studia na wydziale mechanicznym Politechniki Wrocławskiej. Po 3 latach, zrezygnował. Próbował być elektrykiem samochodowym, dekarzem, ślusarzem, kreślarzem.

W 1972 roku zaczął naukę na wydziale kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. - Oczywiście tych studiów też nie ukończyłem - przyznaje. - Studentem byłem przez 3 lata.

Reklama

Na wiele sposobów próbował zarabiać, wyjechał nawet na Zachód w 1980 roku. Dopiero rok później dołączył do kabaretu Pod Egidą. Z Wrocławia przeprowadził się do Krakowa.

Największą sympatię widzów dała mu telewizja. Prowadził programy "Śmiechu warte", "Dyżurny satyryk kraju", "Ale plama".

Śmiech zniknął z jego twarzy w marcu 2008 roku. Jego syn Wojciech zginął podczas jazdy na snowboardzie. 10 dni po tym wrócił na estradę. - Praca pomagała mi żyć - mówi.

Przez lata miał problemy z tworzeniem tekstów. Posypało mu się małżeństwo.

Po rozwodzie długo był sam. Powoli zaczął się odbudowywać, gdy związał się z krakowską aktorką Anną Tomaszewską, byłą żoną aktora Andrzeja Grabowskiego.

W Beskidach kupił działkę i wybudował dom w góralskim stylu z widokiem na Babią Górę. Wydał kilka płyt. Wrócił na scenę, daje recitale, sale zawsze są wypełnione.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Piasecki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy