Reklama
Reklama

Krzysztof Daukszewicz i Grzegorz Daukszewicz: Rodzinna tragedia zbliżyła ojca i syna

Krzysztof (68 l.) i Grzegorz (31 l.) Daukszewiczowie - kiedyś za sobą nie przepadali, ale gdy los mocno ich doświadczył, zdecydowali się zakopać wojenny topór. Jak dziś wyglądają ich relacje?

Przez wiele lat ojciec i syn żyli obok siebie. Zmieniła to dopiero rodzinna tragedia, która wydarzyła się dziesięć lat temu. To wtedy artysta przejrzał na oczy. Zrozumiał, że nie był dobrym ojcem.

Czy udało mu się naprawić swój błąd?

- Było go w domu mniej niż więcej. Zawsze zapracowany, nie miał czasu na nic - wspomina czasy dzieciństwa Grzegorz.

- Rzeczywiście, moje całe życie to życie w trasie. Kończę drugi milion kilometrów - usprawiedliwiał się kilka lat temu Daukszewicz senior. Gdy on zarabiał na dom, Grzegorzem i jego starszym o pięć lat bratem Alkiem zajmowała się żona kabareciarza, Małgosia Kreczmar.

Reklama

Do perfekcji opanowała trudną sztukę samotnego wychowania swoich pociech. Tak było przez wiele lat, do czasu aż zachorowała.

- Małgosia kasłała, a my myśleliśmy, że to zwykłe przeziębienie - wspomina Krzysztof.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Gdy okazało się, że to rak płuc, początkowo udawał przed nią i dziećmi, że wszystko dobrze się skończy. Jednak sytuacja go przerosła.

- Były dni, że nie wytrzymywałem. Zamykałem się w pokoju i zapijałem - wyznał kilka lat temu Daukszewicz. Na łożu śmierci przyrzekł żonie, że zatroszczy się o synów.

Po pogrzebie, w 2006 r. długo nie mógł się pozbierać. To, że stanął na nogi, zawdzięcza swoim pociechom. Starszy syn był już wtedy studentem, młodszy akurat zdawał do szkoły teatralnej. W tym okresie to właśnie Grześ był największym wsparciem dla ojca, mimo iż sam potrzebował wtedy pomocy.

- Mentalnie byłem dzieciak. Na szczęście dostałem się w wir pracy i to mi pomagało. Przez dwa lata ogarnialiśmy codzienność - woziłem zwierzaki do weterynarza, przygotowywałem jakieś teksty. Ciągle coś robiłem - wspomina Grzegorz. Ale i jego dopadło cierpienie po stracie matki. Najgorzej było na trzecim roku studiów.

Pojawiły się emocje, z którymi sobie nie radził. Smutek, stan zawieszenia... Wtedy role się odwróciły.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Zatroskany ojciec wyciągnął do niego rękę i pomógł stanąć na nogi. Odtąd cały czas stara się być blisko, dyskretnie pomaga i Grzegorzowi, i Alkowi, dopinguje.

- Między mną i tatą jest zabawna rywalizacja. On śmieje się, że jeszcze mi do niego daleko. Jednak zawsze bardzo mnie wspiera. Jest na każdej premierze z moim udziałem. Widzę, że jest wzruszony. To dla mnie bardzo ważne - wyznaje Grzegorz.

I dodaje: - Czuję jego wielkie wsparcie, choć sam jest zbyt dumnym człowiekiem, aby mi to wprost powiedzieć. Ale wiem, że jest ze mnie dumny.

Ukochany dom na Mazurach, w którym cała rodzina spędziła wiele cudownych chwil, Krzysztof zdecydował się podarować synom.

- Przepisałem domek na chłopaków, żeby mieli kawałek naszej pełnej wspomnień przeszłości. A ja kupiłem 40-metrowe mieszkanko, dwadzieścia kilometrów dalej - wyznaje satyryk.

- Wykombinowałem sobie, że jeśli Małgosia gdzieś tam siedzi na chmurce i patrzy, nie chcę, żeby się martwiła. Chcę, żeby wiedziała, że wszystko toczy się tak jak uzgodniliśmy.

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Grzegorz Daukszewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy