Reklama
Reklama

Krystyna Janda: Mam żal do losu, że Edward umarł tak młodo

5 stycznia minie dziesięć lat od śmierci Edwarda Kłosińskiego (†65 l.). Krystyna Janda (65 l.) podkreśla, że odkąd jest sama, nie ma ochoty na "nowe życie" u boku kogoś innego. Edward był miłością jej życia.

Przeżyli razem 27 lat. Poznali się na planie filmu "Człowiek z marmuru". Był 1976 rok - Janda była wtedy żoną Andrzeja Seweryna, mieli roczną córkę Marysię.

Aktorka śmieje się, że tylko Edward ze swoim stoickim spokojem potrafił okiełznać jej temperament. Pobrali się w 1981 roku, 9 lat później urodził im się syn Adam, rok po nim Jędrzej. Kłosiński potrafił być też ojcem dla Marysi.

- Tym związkiem raz na zawsze urządziłam sobie życie - wyznała aktorka kilka lat po ślubie. Kiedy ukochany przegrał walkę z rakiem płuc, nie potrafiła i nie chciała opowiadać o tym czasie. W końcu stworzyła coś więcej, niż tylko wspomnienie. I czymś takim jest film "Tatarak" Andrzeja Wajdy (†89). To filmowa opowieść o chorobie, nadziei, nocnych wizytach w szpitalu i emocjach, jakie towarzyszyły jej podczas choroby.

Reklama

- Śmierć najbliższej osoby zmienia dosłownie wszystko. Pokazuje, że nie ma nic dalej - mówiła aktorka na premierze filmu w 2009 roku. Dziś cały swój czas poświęca pracy w Teatrze Polonia, który zbudowała razem z mężem. Wstaje o piątej rano, czyta scenariusze i idzie do teatru. Każdy dzień wygląda tak samo. Często ogląda zdjęcia, bo sprawia jej to wielką przyjemność. Zawsze miała wyjątkowy stosunek do fotografii, zatrzymywanych w kadrze chwil i wspomnień. Zawsze fotografowała. Ma mnóstwo zdjęć, które przenoszą ją do szczęśliwych i pięknych lat swojego życia.

- Przyzwyczaiłam się i polubiłam to wdowieństwo, tę moją samotność. Miłość jest piękna, ale ja już ją przeżyłam. Teraz zachwycam się samotnością, która jest bardzo miła. Nie spodziewałam się, że może być tak przyjemna i potrzebna. W tym czasie, kiedy nie ma Edwarda, najprzyjemniejszą rzeczą jakiej się nauczyłam, jest budowanie wewnętrznego świata - wyznaje Krystyna Janda.

Za każdym razem, kiedy jest na cmentarzu, zawsze jakiś ptak skacze przed nią i prowadzi ją do grobu męża. - Staję przy grobie, ptak siedzi, przygląda mi się i odprowadza mnie do bramy. Kiedyś szłam cmentarzem, pomyślałam: Edward gdzie ty jesteś? Daj mi jakiś znak. W tym momencie spojrzałam na nagrobek, gdzie było napisane "Całus". Ktoś miał tak na nazwisko. Miło myśleć, że jest jeszcze coś oprócz tego realnego świata - mówi aktorka, dodając:

- Mam żal do losu, że Edward umarł tak młodo. Planowaliśmy mniej aktywne lata zawodowe. Robiliśmy teatr. W jakimś sensie zaczynaliśmy nowe życie.

Dziś żyje tak jak żyła, tyle że nie dzieli się swoimi radościami, smutkami, sukcesami z ukochanym Edwardem. Wierzy jednak, że jeszcze kiedyś to wszystko mu opowie.

***

Zobacz więcej materiałów:

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Krystyna Janda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy