Reklama
Reklama

Kora długo to ukrywała! Przerażająca prawda okazała się wyzwoleniem!

Drugi film braci Sekielskich o pedofilii w kościele pt. „Zabawa w chowanego” nadal wzbudza wiele kontrowersji. W dokumencie nie bez powodu pojawia się piosenka Kory o tym samym tytule. Nagrała ją 10 lat temu, próbując w ten sposób rozliczyć się z traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa. "Życie na Gorąco" przypomina, że była jedną z pierwszych osób w Polsce, które przyznały, że są ofiarami molestowania przez księży.

Pierwszy raz Kora opowiedziała o swoich traumatycznych przeżyciach w latach 90., w książce „Podwójna linia życia”. „Wtedy jednak byłam oszczędna w słowach. Teraz, w piosence (posłuchaj!), opowiadam ze szczegółami” – mówiła w 2010 roku. 

Krzywdy ze strony księży doznała dwukrotnie. Pierwszy raz, gdy mając cztery lata trafiła do sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne w Jordanowie.

„Gdy mama zachorowała na gruźlicę, a ojciec nie dawał rady z wychowaniem dzieci” – przyznała w wywiadzie.

„W domu dziecka spędziłam pięć lat, i tak naprawdę, to właśnie tam dostałam pierwszą lekcję uległości wobec nienormalnych zachowań księży. Pamiętam niedzielne poranki. (…) Gdy proboszcz wreszcie skończył śniadanie, rozpoczynało się spotkanie z dziećmi. Pod sutanną miał spodnie, a w tych spodniach cukierki w głębokich kieszeniach. Nie dawał nam ich sam. Dziewczynki musiały podchodzić po kolei i grzebać w tych kieszeniach, by znaleźć cukierka. A przy okazji grzebały wiadomo gdzie. Jak sobie przypominam te poranki, to zalewa mnie krew. Zakonnice o wszystkim wiedziały” – mówiła nie kryjąc emocji.

Reklama

Powrót do rodziny nie przyniósł jej ukojenia.

„Pochodziłam z bardzo biednego domu, wiadomo było, że wróciłam z  sierocińca, półsierota, ojciec już nie żył, matka borykała się z piątką dzieci. Mieszkaliśmy w piwnicy” – wspominała.

Jej zdaniem, to właśnie z powodu trudnej sytuacji rodzinnej, padła ofiarą kolejnego księdza. Miała dziesięć lub jedenaście lat.

„Ksiądz mieszkał w domu, który do dziś stoi w Krakowie i pokazuję go wszystkim znajomym” – mówiła w tym samym wywiadzie.

„Tuż przy kościele św. Szczepana. (…) Dom księdza był cały obrośnięty winoroślą. Rodziła pyszne, słodkie winogrona. (…) Ksiądz zaprosił mnie na swoje winogrona. Możliwe, że nie mnie jedyną. (…) Był starym śmierdzącym człowiekiem, który wpychał mi jęzor do ust i gmerał w majtkach. Gdy wcześniej patrzyłam na niego na ulicy, nie wydawał mi się tak obrzydliwy, ale gdy zaczął się do mnie dobierać, już tak. (…) Pamiętam doskonale, jak strasznie się bałam, gdy wyszłam od księdza. Przez lata nie byłam w stanie nikomu o tym powiedzieć, nikomu się poskarżyć”.

Te doświadczenia sprawiły, że Kora na zawsze odsunęła się od Kościoła.

Odeszła 28 lipca 2018 roku. Nie przyjęła sakramentów.

„Moja żona do końca była wierna religii słońca, wiatru i kwiatów” – wyznał po jej śmierci Kamil Sipowicz.


***

Zobacz więcej materiałów wideo:


Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Kora | Kora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy