Reklama
Reklama

Klemens Murańka skrywał wielki dramat. Nawet żona długo o tym nie wiedziała!

Klemens Murańka (26 l.) być może kiedyś zostanie bohaterem filmowego hitu. W końcu jego życie to gotowy scenariusz na hollywoodzką produkcję. Przez wiele lat skakał niemalże na oślep. Dopiero po jakimś czasie przyznał się do poważnych kłopotów ze wzrokiem. Dziś to już za nim, a w dobrych i złych chwilach ma mocne wsparcie pięknej żony Agnieszki oraz swojego synka.

Historia życia Klemensa Murańki to gotowy scenariusz na film. Jako 10-letni chłopiec, dokładnie w dniu swoich urodzin, po zaledwie trzech latach treningów, zachwycił przeszło 135-metrowym skokiem na Wielkiej Krokwi. A gdy skończył 13 lat, został najmłodszym debiutantem w historii na zakopiańskiej Wielkiej Krokwi w cyklu Pucharu Świata.

I choć wtedy nie poszło mu rewelacyjnie, zajął ostatnie miejsce, to wydawało się, że ten młody, obiecujący zawodnik wkrótce zacznie odnosić wielkie sukcesy w skokach narciarskich, i to seriami. Tak się jednak nie stało.

Reklama

Na większe dokonania czekał do 2012 roku. Wówczas stanął na podium Pucharu Świata w konkursie drużynowym w Lahti po raz pierwszy w swojej karierze. A potem wszystko zaczęło się sypać...

Już wcześniej pojawiały się sygnały, że ze zdrowiem Klemensa nie jest w porządku. Szkoleniowcy kadry zauważyli, że nie reaguje on na ich sygnały. Gdy na treningu w Wiśle Robert Mateja dawał mu znak, aby skakał, Murańka nadal tkwił na belce startowej. Wysłano go na specjalistyczne badania.

Skoczek trafił do kliniki okulistycznej w Krakowie. Tam stwierdzono u niego poważną wadę wzroku, tzw. stożek rogówki.

Murańka widział na poziomie niecałych 20 procent. Schorzenie mogło doprowadzić do perforacji rogówki, co skończyłoby się przeszczepem.

"Jak go zobaczyłem, to się przeraziłem nie na żarty. Facet skakał po śmierć!" - mówił właściciel kliniki.

Klemens już dużo wcześniej zdawał sobie sprawę, że z jego oczami coś jest nie tak. Nie rezygnował jednak z treningów i zawodów. Aż trudno w to uwierzyć, że skakał właściwie na oślep przez tyle lat! Sam przyznawał, że nie widział nawet linii zeskoku. Dostrzegał jedynie poszczególne punkty, np. koniec progu.

Z tego powodu jego próby nie były najlepsze, a w austriackim Stams doszło do poważnego upadku. Wówczas wszystko dobrze się skończyło. I właśnie wtedy Murańka przyznał się rodzicom do swoich kłopotów z widzeniem.

Wcześniej zatajał to przed wszystkimi. Szło mu to perfekcyjnie, bez większych kłopotów przechodził nawet coroczne badania w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej. Jakim cudem?

"Zapytałam go, żeby odpowiedział mi na tę zagadkę, bo dla i mnie, i dla wielu innych ludzi to naprawdę była zagadka, przechodził badania, jakim cudem, skoro był praktycznie ślepy, niewidzący. Odpowiedział mi: 'Wiesz Aga, prawda jest taka, że ja tę tablicę znałem na pamięć'" - opowiadała jego ukochana w rozmowie z "Newserią".

Dzięki wielkiej determinacji i hartowi ducha po seriach operacji wrócił na skocznię. Lecz parę lat później, w 2018 roku, mało brakowało, a skończyłby karierę. Nie radził sobie dobrze, oddawał wiele słabych skoków. "Chciałem rzucić narty w kąt" - wyznawał. Przestał dbać o formę, o wagę.

Po rozmowie z trenerem kadry B, Maciejem Maciusiakiem, zmienił zdanie. I całe szczęście, bo teraz idzie mu coraz lepiej. 

A w dobrych i złych momentach wspierają go nie tylko rodzice, ale przede wszystkim ukochana żona. Agnieszkę poślubił ponad pięć lat temu. Ich wesele zostało okrzyknięte imprezą roku na Podhalu.

Para ma 6-letniego synka, który jest oczkiem w ich głowie. I zawsze mocno ściska kciuki za swojego tatę!

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Klemens Murańka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy