Reklama
Reklama

Kinga Rusin narobiła w Sejmie niezłego zamieszania! Interweniowała Straż Marszałkowska!

Kinga Rusin (46 l.) wzięła sprawy w swoje ręce i udała się do Sejmu, by ruszyć sumienia posłów...

Dziennikarce TVN od lat bardzo bliska jest tematyka związana z ochroną przyrody i środowiska naturalnego.

Nie jest też tajemnicą, że Kinga Rusin - mówiąc bardzo delikatnie - nie przepada za byłym już ministrem środowiska Janem Szyszko, którego nazywała "szyszkoszkodnikiem". 

W rozmowie z nami jakiś czas temu żaliła się, że polityk jest w jakiś dziwny sposób niezniszczalny i nie może uwierzyć, jak ktoś tak blisko związany z łowiectwem piastuje taki urząd.

Od czasu dojścia do władzy PiS Rusin bardzo się uaktywniła na swoim Facebooku, gdzie nawoływała do protestów w obronie m.in. Puszczy Białowieskiej.

Reklama

Okazuje się, że gwiazda nie ogranicza się wyłącznie do zamieszczania mocnych wpisów w social mediach. 

9 stycznia 2018 roku odbyło się kolejne już posiedzenie podkomisji decydujące o wprowadzeniu zmian do niedawno przyjętej ustawy łowieckiej, która przewiduje chociażby kary dla osób utrudniającym polowania myśliwym. Jeszcze bardziej kontrowersyjny jest jednak zapis o tym, że myśliwi mogą zabijać zwierzęta także na terenach parków narodowych! 

Rusin postanowiła więc działać i ruszyła do Sejmu na posiedzenie wspomnianej komisji. 

Wszystko kręciła swoim telefonem, prowadząc jednocześnie relację na żywo na Facebooku. 

Na sejmowych korytarzach doszło jednak do nieprzyjemnego zdarzenia. W pewnym momencie do Kingi podszedł strażnik, który postanowił ją wylegitymować i pouczyć. 

"Ja jestem dziennikarzem i mam prawo wszystko nagrywać" - oznajmiła Kinga. 

Strażnik był jednak nieugięty i kazał jej pokazać przepustkę oraz dowód tożsamości.

"Ale jaki jest do mnie zarzut? Bo przecież chce pan mnie wylegitymować, więc pytam, z jakiego powodu. Dlaczego się panu nie podobam?" - irytowała się gwiazda.

Strażnika ostatnie zdanie bardzo rozbawiło i odparł, żeby Kinga nie zadawała mu tak "intymnych pytań".

Później Rusin pokazała wszystkim swój dowód. Ostatecznie teren Sejmu musiał opuścić mężczyzna, z którym przyszła, gdyż wcześniej założył na twarz maskę z podobizną Szyszki.

"Będziemy śledzić, co tutaj się dzieje. Postaram się tu być także w piątek, bo ten dzień jest najważniejszy, gdyż wtedy odbędzie się głosowanie" - oznajmiła Kinga. 

Na koniec dodała, że nadal ludzie mogą podpisywać petycję w tej sprawie. 

Myślicie, że w piątek wpuszczą ją do Sejmu?

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama