Reklama
Reklama

Kiljański pierwszy raz o wypadku: To moja wina

"Moje życie wisiało na włosku" - przyznaje Krzysztof Kiljański (45 l.).

W listopadzie 2011 roku wokalista miał wystąpić na inauguracji festiwalu "Zostań Gwiazdą Kabaretu" w Poznaniu i zaśpiewać z krakowskim zespołem Hot Swing. Niestety, uległ wypadkowi w drodze na koncert i trafił do szpitala.

Dziś, w wywiadzie dla "Grazii", wraca do tamtych dni. Jak mówi, jego życie wisiało na włosku i tylko dzięki opiece lekarzy udało mu się wyjść z tego cało.

Choć nie prowadził samochodu, to siebie obwinia za cały wypadek.

"Jestem głównym winowajcą tego, co się stało. To ewidentnie była moja wina. (...) Ten wypadek był skutkiem mojej niefrasobliwości" - uważa.

Reklama

Samego ocknięcia po wypadku nie pamięta. "Straciłem przytomność i obudziłem się w szpitalu, ale nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy to było. Wiem, że spędziłem tam miesiąc. Wróciłem tam jeszcze na trzy dni, wiosną 2012 roku, ale mam nadzieję już nigdy nie bywać gościem szpitalnym".

Kiljański całe zdarzenie uważa za punkt zwrotny w swoim życiu - udało mu się nie tylko odstawić alkohol, ale i uspokoić, nabrać pokory. Teraz chce skupić się głównie na rodzinie i swojej karierze.

"Zazwyczaj nie uświadamiamy sobie tego, jak często zbieramy żniwo własnych zachowań. Nawet nie jesteśmy świadomi tego, że popełniamy błąd. Od czasu do czasu trzeba się zastanowić nad skutkami własnych poczynań. Fizycznie i metafizycznie się nie zmieniłem. Jestem wciąż tym samym facetem, tylko poważniej myślę o życiu, o sobie - jako o mężu, ojcu..." - kończy.


pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Kiljański | wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama