Reklama
Reklama

Kevin Aiston był w Polsce gwiazdą. Jak dziś wygląda jego życie?

Kevin Aiston (50 l.) przez lata była niekwestionowaną gwiazdą polskiej telewizji. Dziś gwiazdor znalazł się w tragicznej sytuacji. Nadziei na lepsze jutro jednak nie traci. Znany jest przecież z wielkiego optymizmu...

Mówi o sobie – Angol. Ale na ramieniu ma wytatuowanego polskiego orła i biało-czerwoną flagę. 

Do Polski przyjechał przed prawie 30 laty, by odwiedzić kumpla. I został.

"Zadomowiłem się tutaj na dobre. Czuję się jednym z was. To jest moje miejsce na ziemi" – deklaruje Kevin Aiston.

Urodził się w Londynie. Nie lubi wspominać koszmarnego dzieciństwa, bo przez ojca alkoholika przeżywał piekło.

W końcu na 12 lat trafił do domu dziecka. Do Warszawy przyjechał w 1992 roku z dwoma walizkami – w jednej miał ubrania, w drugiej płyty winylowe.

Reklama

Pierwszych słów po polsku nauczył się na stadionie od kibiców klubu piłkarskiego Legia. 

Potem poznawał nasz język, oglądając kultowe filmy: "Rejs", "Nie lubię poniedziałku" czy "Seksmisję".

Popularność przyniósł program "Europa da się lubić".

Czytaj dalej na następnej stronie...

Bawił i rozśmieszał kilka milionów widzów. Wkrótce zaczął występować w serialach i prowadził lekcje języka angielskiego w programie III Polskiego Radia. 

A kiedy zamieszkał w podwarszawskim Radzyminie, został członkiem tamtejszej Ochotniczej Straży Pożarnej. 

Z kolei w Krakowie pracował jako wolontariusz w domach dziecka.

Trochę gorzej układało mu się w życiu prywatnym. Ale dziś już wyszedł na prostą.

Jest w trzecim, jak zapewnia, bardzo szczęśliwym związku i ma aż 5 córek. W lipcu w 2019 roku przeprowadził się z rodziną do Mielca, gdzie prowadzi restaurację Kuchnia Kevina. 

Serwuje w niej dania angielskie i polskie. Początkowo biznes nieźle się kręcił. Do czasu...

Czytaj dalej na następnej stronie...

Przez panującego na całym świecie koronawirusa restauracja Kevina od miesięcy nie przynosi zysków. 

"Najczęściej teraz jest tak, że zarabiamy 80-100 zł dziennie. W takim normalnym czasie, w lepszy dzień, zarabialiśmy około 2 tys. zł. Dzisiaj o 'dobrym dniu' mówimy, jak zarobimy stówę" - żalił się w rozmowie z WP. 

Mieszkańcy Mielca okazali mu jednak ogromne wsparcie. Nie chcieli, aby restauracja została zamknięta i postanowili wesprzeć lokalną gwiazdę. 

"Jestem wdzięczny każdemu, który teraz u nas kupuje. Liczy się każda osoba. To niesamowite wsparcie. Dziękuję wszystkim mieszkańcom Mielca, którzy nas wspierają nie tylko finansowo, ale też duchowo" - wyznał wzruszony, choć nie ukrywa, że jest naprawdę źle. 

"Sytuacja wygląda dramatycznie. Mamy cztery przemysłowe lodówki, które muszą być uruchomione. Musimy zapłacić za prąd. Doliczmy do tego opłaty za gaz, wodę, dostawy. Rachunki nadal przychodzą. Niestety, restrykcje to jedno, ale opłaty dalej trzeba robić. Przyszedł do nas też rachunek z ZAiKS-u. Przecież ja teraz sam słucham radia. Gdy restauracja była otwarta, to wiadomo, że płaciło się, bo goście słuchali. Klientów nie ma, ale opłaty robić trzeba" - dodał. 

Po poluzowaniu obostrzeń w gastronomii zaczyna się nieco poprawiać. 

Kevin i jego bliscy mają nadzieję, że i dla nich niebawem wzejdzie na nowo słońce.

***

Źródło: Rewia/Pomponik

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Kevin Aiston
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy