Reklama
Reklama

Katarzyna Skrzynecka wciąż tęskni za ukochaną mamą. Te święta są dla niej inne

Katarzyna Skrzynecka docenia ciepły dom i wspaniałe święta, jakie urządzali jej rodzice. Stara się, by jej były podobne, pełne gwaru rozmów i miłości. Jednak wśród całej radości ze świąt nie brakuje też nuty melancholii i smutku...

To trudny czas. Myślała, że przedświąteczne dni poświęci rozmowom z bliskimi, porządkom, pichceniu. Tymczasem jej mąż, Marcin Łopucki, niespodziewanie trafił do szpitala, przeszedł operację. 

Katarzyna Skrzynecka (49 l.) zamartwia się też, czy jej tata przestrzega zaleceń i zostaje w domu. Przygotowania do Wielkanocy zeszły na dalszy plan, a przecież przez lata był to dla niej najpiękniejszy okres w roku. 

W święta dom rodziców aktorki wypełniał gwar. Lubili wspólne gotowanie, biesiadowanie, żarty. Zasada była jedna. Nie podadzą na stół nic gotowego, kupionego w sklepie. Najczęściej dania przyrządzali według sprawdzonych przepisów. 

Reklama

"Pamiętam lśniące, szczęśliwe oczy mamy i babci, gdy widziały, że wszystkim smakowało" − wspomina aktorka na łamach "Przyjaciółki". 

Była oczkiem w głowie rodziców. Jedynaczka, długo na nią czekali. Kiedy okazało się, że żona jest w ciąży, inżynier Włodzimierz Skrzynecki szalał ze szczęścia. marzył o córeczce. 

"Ludzie się dziwili, że nie syna, a ja wiedziałem nawet, jak ona ma wyglądać, blondyneczka, z ciemnymi oczami" − opowiadał. 

Dziewczynka pięknie śpiewała. Mama, technik dentystyczny, woziła ją z jednych zajęć na drugie. Kasia była dla rodziców "aniołkiem" i "księżniczką", ale uczyli ją też, co jest ważne. 

Skrzyneccy uwielbiali się śmiać. Gdy pewnego roku święta wypadły w Prima Aprilis, przed obiadem pochowali przygotowane potrawy i przycupnęli na balkonie. Gościom drzwi otworzyła Kasia w dresie i z odkurzaczem. 

Tłumaczyła, że rodzice wyjechali, a ona wieczorem "umówiła się z babcią", ale zaprasza na herbatę. Gdy skonsternowani przybysze weszli do mieszkania, zza drzwi wyskoczyli roześmiani gospodarze. Innym razem rodzina wstając od stołu, odkryła, że na popisowym mazurku mamy, brakuje kajmaku. 

"Miał być deser, ale okazało się, że pies, zamknięty w innym pokoju, jakimś cudem się uwolnił i go zlizał" - mówi Katarzyna. 

Mama nie robiła scen, podała wypiek jako "kruche ciasteczka". W śmigus-dyngus zazwyczaj oblewali się z umiarem. Ale kiedyś, gdy córka była malutka, rodzice urządzili spektakularny potop. 

***
Czytaj więcej na kolejnej stronie: 

"Do łazienki wchodziło się przez kuchnię. Drzwi miały na górze kratkę i tata, który akurat brał prysznic, przyłożył go do okienka" - opowiada aktorka. 

Żona nie pozostała mu dłużna, napełniła wodą największy gar i wylała zawartość na ukochanego. Śmiechu było co niemiara. Sprzątania również. Świętowali w domu. Tylko raz udali się do Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie często spędzali letnie i zimowe wakacje. 

Choć odpoczęli, a mama i babcia nie musiały stać przy kuchni, nie mogli się w tej sytuacji odnaleźć. Brakowało im tradycyjnego, zamieszania i rozgardiaszu. W 2008 roku odeszła mama aktorki i nic już nie było takie samo. 

Nie doczekała chwili, gdy córka ułożyła sobie życie u boku Marcina Łopuckiego, nie przytuliła małej Alikii. Dziś to Katarzyna kontynuuje wielkanocną tradycję. Co roku wyjmuje sławny rodzinny skoroszyt z przepisami. 

"Nazywam go Świętą Księgą Mojej Babci. Strony noszą tytuły: "Tort orzechowy Bożenki", "Murzynek cioci Danusi", bo kobiety od lat wymieniały się recepturami" − wyjaśnia. 

Marcin pomaga jej przy wypiekach, bo w ten szczególny czas robią sobie dyspensę od diety. Choć Katarzyna nie ukrywa, że bywa zmęczona podawaniem, podgrzewaniem, sprzątaniem, plusów jest więcej. 

"Nagrodą są fajne relacje. Jesteśmy blisko" - podkreśla. 

Wielkanocne zwyczaje poznaje też 8-letnia Alikia. Wraz z mamą maluje pisanki. W ubiegłym mieli w koszyczku całe zoo zwierzątek z jajek. Były tam kotki, pieski, kurczaki, a nawet paw z kolorowym ogonem. 

Kasia jest dumna z jedynaczki, która ma talent plastyczny. Gdy podziwia prace pociechy, wracają wspomnienia. Przed laty ona ozdabiała pisanki z dziadkiem. Gotowali je w cebuli lub herbacie, a wzory wydrapywali igłą. Oklejali kolorowym papierem, malowali farbami. Takie magiczne chwile zostają na zawsze. 

"Staram się, by córka nie żyła w wirtualnym świecie, tylko umiała się cieszyć prawdziwymi spotkaniami z ludźmi' - podkreśla aktorka. 

Dzieląc się jajkiem, jej rodzina życzy sobie zdrowia, bo bez niego nie raduje nic.

***
Zobacz więcej materiałów wideo: 

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Skrzynecka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy