Reklama
Reklama

Jolanta Fraszyńska: Poukładałam swoje życie

Mimo poczucia odrzucenia i piętna nieślubnego dziecka chciała pokazać, że zajdzie daleko. Udało się, lecz zapłaciła za to wysoką cenę. Długo walczyła o swoje szczęście.

- Urodziłam się na Śląsku i uważam, że nic piękniejszego nie mogło mnie spotkać − wyznała aktorka Jolanta Fraszyńska (48 l.). Uważa, że Ślązacy kierują się w życiu prostą hierarchią wartości, nie mają wątpliwości, co jest ważne, co dobre, co złe.

Prawdziwą szkołą życia był dla niej mysłowicki familok, w którym mieszkała. Nikt nie zamykał tam drzwi na klucz. Wszyscy żyli jak jedna, wielka rodzina. Normą było, że obiad jadało się czasem u sąsiadki. Na parterze budynku swój zakład fryzjerski miał jej dziadek, Antoni. Mama również była fryzjerką, więc przyszła aktorka razem z siostrą Kasią po części wychowywały się wśród buczących suszarek, po części na podwórku. Niepozorna, drobna Jola była na nim liderką.

Reklama

− Ogromny wpływ miała na mnie babcia Gertruda. Typowa Ślązaczka, matka Polka − wspomina. Była poukładaną kobietą. Prowadziła dom, prała, sprzątała, gotowała, wychowywała czwórkę dzieci, a później wnuki. Wychodziła z założenia, że w życiu trzeba liczyć tylko na siebie. Jednocześnie strasznie przejmowała się opinią innych. Dlatego bardzo przeżywała, że Jola i jej siostra to nieślubne dzieci, wychowywane bez ojca. W tamtych czasach był to skandal obyczajowy. − Gdzieś podskórnie babcia zaszczepiła nam poczucie wstydu. Miałam potworne kompleksy − przyznała Jolanta Fraszyńska.

Początkowo nie odczuwała, że jej rodzina jest inna. Miała kochającą matkę, dziadków, wujków. Zresztą mama związała się z innym mężczyzną, którego mała Jola traktowała jak tatę. Dopiero kiedy była nastolatką, obca kobieta w niewyszukany sposób uświadomiła ją, że jest nieślubnym dzieckiem. Przeżyła wtedy szok. Zaczęła prowadzić prywatne śledztwo, aż odkryła, że jej biologiczny ojciec ma rodzinę, syna, córkę, które zawozi do przedszkola raz polonezem, raz żukiem. Mieszkał niedaleko, w tym samym mieście.

Idealizowała go. Wyobrażała sobie, że to silny mężczyzna, najlepszy na świecie. Dopiero po jakimś czasie odważyła się z nim spotkać. W restauracji. − To była rzeczowa wymiana zdań. Bez sentymentów. Ojciec jest konkretny, mam jego charakter − stwierdziła. Poczuła się odrzucona. Ale trudna sytuacja stała się jej motorem życiowym. Jakby chciała powiedzieć: "Ja wam jeszcze pokażę!"

Ukojenie odnajdywała w modlitwie. Chodziła na spotkania stowarzyszenia Dzieci Maryi, potem przyłączyła się do oazy. Swoją pierwszą sympatię, Darka, poznała na lekcjach religii, które dawniej odbywały się w salce przy kościele. Prawdziwe motyle w brzuchu poczuła jednak nieco później, gdy zakochała się w Jacku − koledze z klasy starszej siostry. Była zafascynowana nim i jego mamą, charakteryzatorką w Telewizji Katowice. Jolantę ciągnęło bowiem do artystycznego świata. Popisy lubiła od najmłodszych lat. Po maturze poszła na pedagogikę, chciała zostać przedszkolanką. Postanowiła jednak sprawdzić, czy ma talent aktorski? Miała. Dostała się do szkoły teatralnej we Wrocławiu.

Na trzecim roku poznała przystojnego kolegę, Roberta Gonerę. − Uczucie, które nas połączyło było czymś niesłychanie pięknym, czystym − wspominała. Zachłysnęli się miłością i szybko zdecydowali na ślub. Gdy na świecie pojawiła się córka, Nastka (27 l.), Jolanta miała 22 lata, na głowie przedstawienie dyplomowe, grała w kilku filmach. Chciała pracować, ale też mieć czas dla rodziny. Brakowało jej sił. − Musiałam z czegoś zrezygnować, coś stracić, żeby odnaleźć siebie. Stratą było pierwsze małżeństwo − przyznała.

Została samotną matką, żyła w biegu. Na jedno ze spotkań ekipy Teatru Telewizji, w którym występowała, dotarła mocno spóźniona. Zdenerwowało to operatora Grzegorza Kuczeriszkę. Z czasem przekonał się, że wbrew pierwszemu wrażeniu jest pracowita i rzetelna. Zostali parą. Tym razem nie śpieszyła się z decyzją o małżeństwie, ale w końcu ją podjęli. Długo starali się o dziecko. Gdy na świecie pojawiła się Anielka (13 l.), wydawało się, że nic nie zagrozi jej szczęściu. Ale mąż zaczął nadużywać alkoholu. W konsekwencji po 14 latach w związku nastąpił kolejny rozwód i depresja.

Pomocy zaczęła szukać dopiero wtedy, kiedy na scenie straciła przytomność. Podczas terapii zdecydowała się uporządkować sprawy z przeszłości. Niespodziewanie naprzeciw wyszła jej przyrodnia siostra Magda. Zaproponowała spotkanie. Było wzruszenie, radość, łzy. Poznała też brata, Przemka. To sprawiło, że wyciszyła się. Poukładała swoje życie na nowo. Na warsztatach rozwoju duchowego zaprzyjaźniła się z terapeutą Tomaszem Zielińskim. Choć czekał na przeszczep wątroby, emanował siłą i spokojem. Kibicowała mu w walce o zdrowie. Przy nim w końcu odnalazła szczęście.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Jolanta Fraszyńska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy