Reklama
Reklama

Joanna Racewicz ciągle tęskni za mężem. Pozostały piękne wspomnienia

Joanna Racewicz (42 l.) już zawsze będzie pamiętała o Pawle Janeczku (†36 l.), jej ukochanym Janosiku. Mężczyzna zginął ponad sześć lat temu w katastrofie smoleńskiej. Cmentarz stał się dla dziennikarki drugim domem. Pocieszeniem są dla niej syn oraz wspaniałe wspomnienia.

Znanej dziennikarce telewizyjnej Joannie Racewicz świat zawalił się sześć lat temu, gdy usłyszała, że tupolew lecący do Katynia rozbił się pod Smoleńskiem. Jej mąż Paweł Janeczek, funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, był jedną z 96. ofiar katastrofy samolotowej.

Tydzień później miał świętować 37. urodziny z ukochaną żoną i 4-letnim synkiem Igorkiem, owocem ich trwającej osiem lat wielkiej miłości, która zaczęła się... w samolocie. Poznali się, gdy Racewicz leciała robić materiał o premierze Millerze, a on, nazywany przez wszystkich Janosikiem, był właśnie na służbie, tak samo jak feralnego 10 kwietnia 2010 roku... 

Reklama

Gdy podczas pogrzebu dziennikarka wypowiedziała słowa: "Miłość nigdy nie ustaje, Pawełku, mój Janosiku", a ciszę w kościele przerwał nagle szloch małego, nierozumiejącego jeszcze, co się stało, Igorka, wszyscy ocierali łzy. To dla synka kobieta musiała się trzymać.

- Był czas, kiedy nie miałam sił, żeby wstać rano, odsłonić okno. Ale za chwilę przychodził do łóżka Igor i mówił: Mama, jeść - wspominała w wywiadzie. Zmuszał ją do zmierzenia się z codziennymi obowiązkami. 

Dla dziennikarki Powązki, gdzie został pochowany jej mąż, stały się drugim domem. Rano odprowadzała synka do przedszkola i szła na cmentarz. 

- Przejmująca myśl w głowie - musisz tam pojechać, zapalić znicze, zawieźć kwiaty, wyczyścić płytę, posiedzieć i pomilczeć - tłumaczyła, co wtedy czuła. 

Przeszła przez wszystkie fazy żałoby: bunt, wściekłość, złość. To właśnie synek, który tak jak tata jest bardzo opiekuńczy, a przy tym mądry i serdeczny, pomógł jej ponownie otworzyć się na życie. Jak każde dziecko chciał mieć szczęśliwą, uśmiechniętą mamę, dlatego pewnego dnia otworzył szafę i zgodnie z dziecięcą logiką poprosił: "Mamusiu, nałóż inne czarne". Tak wyraził tęsknotę za radością, kolorami, za życiem, które pamiętał sprzed tragedii. 

Racewicz przekonała się, że choć czas nie leczy ran, to pozwala sobie z nimi lepiej radzić. Żal i tęsknota zostaną w niej na zawsze. Odzywają się za każdym razem, gdy na spacerze z Igorem mijają ojca bawiącego się z dzieckiem... 

Ich szczęśliwe chwile zostały już tylko na zdjęciach. Jedno z nich, na którym Paweł Janeczek trzyma małego Igorka na rękach, dziennikarka zamieściła w rocznicę katastrofy na swoim profilu na Facebooku ze wzruszającym wpisem.

"Za każdą chwilę, za każde słowo. Za wiarę, nadzieję i miłość. Za wszystkie emocje na całej skali, za dojrzałość i za dziecinne rzucanie się śnieżkami. Za Syna - lepszego niż marzenie". 

I opisała ich ostatni wspólny poranek: "Sześć lat temu - niebieska koszula na wieszaku, krawat i wypastowane buty. Rano - okruchy w kuchni, filiżanka z niedopitą kawą i SMS: "Orzeł startuje". Nie było drugiego. Nie będzie". 

A po chwili dodała z nadzieją: "Może to jeszcze nie wszystko. Może to nie koniec. Żyć, jakby się jeszcze kiedyś miało spojrzeć w oczy".

Kiedy synek mówi, że chciałby zadzwonić do taty, polecieć do niego rakietą albo pojechać na hulajnodze, powtarza mu, że on cały czas przy nich jest.

- To były słowa naszego Janosika: "Kochanie, pamiętaj, że zawsze jestem. Nawet kiedy mnie przez chwilę nie ma" - wyznała niegdyś.

***
Zobacz więcej materiałów z życia celebrytów

Dobry Czas
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Racewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy