Reklama
Reklama

Joanna Kurowska tęskni za zmarłym mężem! "Zmagałam się z cierpieniem"

Od śmierci Grzegorza Świątkiewicza, dziennikarza redakcji sportowej, minął rok. Joanna Kurowska (50 l.) nie ukrywa, że nadal trudno jej się pogodzić ze śmiercią męża.

Niedawno minęła pierwsza rocznica śmierci pani męża. Wiem, że to był ciężki czas dla pani...

Joanna Kurowska: - Kiedy żegnamy na zawsze kogoś bliskiego, zamykamy jakiś etap życia i musimy rozpocząć nowy. Jest to oczywiście bolesne i trudne. Ale ci, którzy są blisko mnie, wiedzą, że zmagałam się z cierpieniem nie rok, ale przez kilka ostatnich lat. Nie mogłam w żaden sposób pomóc mężczyźnie, którego kochałam, a który był nieuleczalnie chory. Wspierałam go w walce z depresją i różnymi słabościami, ale jednocześnie musiałam być uśmiechnięta dla córki.

Reklama

Czas żałoby jednak kiedyś się kończy...

- Ból i łzy mieszają się z radosnymi momentami, które przynosi codzienne życie. Nie można zasklepiać się w przeszłości, rozdrapywać ran, żeby nie doprowadzić się do obłędu, a zarazem nie sposób od tej przeszłości radykalnie się odciąć. Dobre wspomnienia, piękne chwile z Grzesiem wracają nie wiadomo kiedy i wtedy wydaje mi się, że ta żałoba nie ma końca.

Z drugiej strony, muszę być teraz obojgiem rodziców dla Zosi, więc nie mogę rozczulać się nad sobą. Jeśli nawet popłaczę w poduszkę, to córka musi widzieć mnie silną. Przeszła naprawdę dużo, więc chcę, żeby mimo traumy, którą przeżyła, była szczęśliwą, radosną nastolatką. Pokazuję jej te jasne kolory życia.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Skąd czerpie pani siłę?

- Spotykam się z przyjaciółmi, z którymi świat zawsze wydaje się lepszy. Uczę się języków, dużo czytam. Jestem wręcz uzależniona od książek. Medytuję, jeżdżę na rowerze, nigdy nie nudzę się ze sobą. Myślę, że trzeba mieć w życiu pasje i ciągle starać się rozwijać. Nowe cele i ciekawi ludzie wokół umacniają nas, a ciągłe odkrywanie w sobie nieznanych możliwości i wyzwań, rozświetla nas od środka.

Czy bez drugiego człowieka, bliskiego i kochanego można być szczęśliwym?

- Mówi pani o miłości i rzecz jasna, każdy jej potrzebuje i o niej marzy. Ale szczęście to złożona sprawa. Z bardzo bliskim człowiekiem u boku też przecież można być nieszczęśliwym. Prus pisał, że "szczęście każdy nosi w sobie". Im dłużej żyję na świecie, tym bardziej rozumiem głęboki sens tych słów. Może warto skupić się na tym, co los nam dał, czym możemy się cieszyć, zamiast mieć do niego pretensje o to, czego nam nie dał albo co zabrał. Jako osoba bardzo wierząca mam przekonanie, że wszystko, co dzieje się w życiu, nie jest przypadkowe.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Samotność da się oswoić?

- Są różne rodzaje samotności. Jeśli ktoś, tak jak ja, musi nagle sam radzić sobie z życiem, zarabianiem, wychowywaniem dziecka, organizowaniem wszystkich domowych spraw - to oczywiście czuje się czasem nieludzko zmęczony, opuszczony, bezsilny i chciałby się o kogoś oprzeć. Ale samotność w szerszym pojęciu nie jest czymś złym. Ja akurat potrzebuję pobyć sama ze sobą, poczytać, wyciszyć się. Dopiero wtedy ładuję akumulatory.

Pani marzenia krążą wokół...

- Córki. Chcę się nacieszyć Zosią, póki mieszkamy razem, bo przecież niedługo wyfrunie z domu.

A miłość? Podoba się pani wielu mężczyznom. Gdyby tylko chciała...

- Gdybym chciała, ale na razie jakoś nie chcę.

Rozmawiała: Małgorzata Puczyłowska

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Kurowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy