Reklama
Reklama

Joanna Brodzik i Paweł Wilczak : Udało im się pokonać kryzys! Byli krok od rozstania!

Paweł Wilczak (52 l.) długo żył w cieniu swojej partnerki Joanny Brodzik (45 l.). Nie grał i mniej zarabiał. To go frustrowało. Rodziło też konflikty i kłótnie o finanse. Na szczęście to już przeszłość.

Zwykle był na każde zawołanie ukochanej i synów, Jana i Franciszka,którzy w lipcu skończą 10 lat. Teraz chłopcy słyszą: "Tata pracuje!". Paweł Wilczak po kilku latach przerwy wrócił wreszcie do zawodu.

Pod koniec marca ruszyła produkcja filmu Marcina Krzyształowicza "Pan T.". Wilczak gra w nim główną rolę. To historia inspirowana biografią pisarza i dziennikarza Leopolda Tyrmanda, barwnej postaci lat 50. i 60. ubiegłego wieku.

Zdjęcia potrwają do końca kwietnia. Powrót aktora na plan filmowy ogromnie ucieszył Joannę Brodzik. Z wielu powodów. Atmosfera w domu była napięta. Dochodziło do scysji i konfliktów. Asia zresztą nigdy nie ukrywała, że ich relacja jest dosyć burzliwa.

Reklama

"Kłótnie są nam niezbędne, żeby oczyścić atmosferę. Związek to przecież nie romantyczny obłęd (ten czasem się pojawia), ale harówka. Ustępstwa, akceptacja często są poprzedzone awanturami"- mówiła w wywiadzie dla "Twojego Stylu".

Zapewniała jednak, że nie ma między nimi cichych dni. 

"To Paweł zawsze przychodzi się pogodzić. Ja obrażona daję się przytulić"- zdradziła.

Ostatnio miała już dość widoku sfrustrowanego mężczyzny, który nie realizuje się zawodowo i nie zarabia pieniędzy. Ale ukochany zapewniał ją, że w roli "kury domowej"czuje się znakomicie. I rzeczywiście, jako ojciec był wspaniały. Od początku wszystko robił przy chłopcach: kąpał ich, przewijał, usypiał. Urodzili się przed czasem i wymagali szczególnie troskliwej opieki.

"Z  Pawłem byliśmy ciągle razem. Różniło nas tylko to, że nie mógł karmić piersią" - śmiała się gwiazda.

Kiedy synowie podrośli, to tata najczęściej odwoził ich do przedszkola, a potem do szkoły, czytał im bajki, gotował obiady, robił zakupy. Joasia jednak dobrze wiedziała,że praca zawodowa nadal jest dla niego ważna.

Choć Paweł mawiał sarkastycznie, że "jest tylko aktorzyną, który wykonuje swoje zadania", czekał na ciekawe propozycje i czasami dawał się uwieść. Przecież kiedy chłopcy mieli zaledwie dwa latka, gnał na plan serialu "Usta, usta". Produkcja cieszyła się dużym uznaniem. 

"Cenię w Pawle to, że nie łapie byle srok za ogon, tylko potrafi z  determinacją walczyć i czekać, żeby zrobić to, co naprawdę chce"- tłumaczyła Joanna.

Jednak fakt, że kariera ukochanego utknęła w martwym punkcie,bardzo ją martwił. Smuciło ją że od dłuższego czasu telefon z propozycjami dla Pawła milczy. W pewnym momencie wpadła nawet na pomysł, by samej wyprodukować serial nieco podobny do "Kasi i Tomka" z 2002 roku, dzięki któremu poznali się i pokochali. 

"Wracamy z Pawłem do wspólnych działań, ten projekt jest naszym marzeniem"- opowiadała w wywiadach.

Miał to być sitcom o mężczyźnie po czterdziestce i jego perypetiach z kobietami, pracą i dorastającymi dziećmi. Niestety,żadna ze stacji telewizyjnych,nie wyraziła zainteresowania jego realizacją. W przeciwieństwie do partnera Brodzik z powodzeniem realizuje się w show-biznesie.

Właśnie oglądamy ją w TVP 1 w kolejnej części popularnej mazurskiej sagi"Pensjonat nad rozlewiskiem", gdzie gra Małgosię Jantar. Wybrała właśnie tę rolę, bo dawała jej komfort łączenia pracy z byciem mamą. 

"Przez trzy miesiące w roku byłam na planie z kamerą i zanurzałam się w świecie Małgosi, natomiast przez resztę roku mogłam zajmować się chłopcami" - mówiła.

Z radością wróciła też na scenę. Można ją oglądać w spektaklu "Di, Viv i Rose" w Teatrze Capitol. Włączyła się także w działalność społeczną. W 2015 roku założyła Fundację Opiekun Serca,która wspiera osoby niepełnosprawne i ich rodziny, organizuje warsztaty.

Problemem było to, że cały ciężar utrzymania domu spoczywał na niej. Niepracujący Paweł nieco bagatelizował sprawę.

"Potrafię poradzić sobie, gdy jestem bez kasy. Zawsze też mam drobny zapas na czarną godzinę.Tego wymaga ode mnie odpowiedzialność" - tłumaczył.

Jego oszczędności bardzo szybko stopniały, bowiem para ma spore wydatki. Kilka lat temu Brodzik i Wilczak wzięli blisko półtora miliona złotych kredytu,by móc kupić wymarzony apartament na warszawskim Wilanowie. Niestety, pożyczka była we frankach szwajcarskich. Kiedy ceny waluty zaczęły drastycznie rosnąć, przeżywali ogromny stres.

W pewnym momencie nawet pozwali bank,który naraził ich na straty. Sporych nakładów finansowych wymagają również chłopcy,ponieważ uczęszczają do prywatnej szkoły, gdzie miesięczne czesne za ucznia wynosi niemal 1,5 tys. zł. Do tego dochodzą jeszcze opłaty za dodatkowe zajęcia. Poważne problemy finansowe spowodowały, że zdecydowali się na podpisanie kontraktu reklamowego.

Za kampanię jednej z telefonii komórkowych zapłacono im ponoć milion złotych. Udział w reklamie nie jest wstydem, lecz na pewno nie zaspokaja aktorskich ambicji Wilczaka. Ale do swojej kariery podchodzi z dystansem.

Jest zaprawiony w bojach, bo tuż po szkole przez 6 lat nie mógł się wybić. By przeżyć, imał się różnych prac, był kelnerem,sprzedawał walizki. Teraz będzie miał okazję przypomnieć o sobie i widzom, i reżyserom.

Solidnie przygotował się do roli, czytał powieści Tyrmanda, jego dziennik, oglądał stare kroniki filmowe. Joasia całym sercem kibicuje ukochanemu. Jest zadowolona, że wyjdzie wreszcie z jej cienia, mocno wierzy w jego talent.

Pytana, czy to mężczyzna na całe życie, potrafi powiedzieć:

"Sprawdzam go każdego dnia.Dziś przede wszystkim cieszy się z tego, że w domu znowu panuje harmonia". 

***
Zobacz więcej materiałów wideo: 

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Brodzik | Paweł Wilczak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy