Reklama
Reklama

Jerzy Gruza: Dotknąłem piekła

Na brak szczęścia narzekać nie może. To ono sprawiło, że los się do niego uśmiechnął i nie zginął w przestworzach. Zaledwie krok dzielił go od tragedii.

Za niespełna trzy miesiące Jerzy Gruza skończy 86 lat. - Już od dawna nie obchodzę urodzin, stanąłem w pewnym wieku i powiedziałem: "Koniec, nie ma urodzin". Luksusem jest teraz dla mnie spokojne życie. A ja, niestety, ciągle jestem aktywny, ciągle mnie gdzieś gna, widzę, że mogę coś zrobić - zdradza reżyser kultowego "Czterdziestolatka".

I pomyśleć, że niewiele brakowało, by nigdy nie posmakował jesieni życia. To że tak się stało, zawdzięcza szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Jeszcze teraz, gdy wspomina historię sprzed blisko ćwierć wieku, przeszywa go dreszcz emocji.

Reklama

W 1994 r. reżyser czekał na odlot samolotu na warszawskim lotnisku Okęcie. Nagle źle się poczuł, zasłabł. Natychmiast wezwano karetkę pogotowia. - To było serce. Został błyskawicznie przewieziony do kliniki kardiologicznej, gdzie podjęto decyzję o wszczepieniu by-passów, które uratowały Gruzie życie. Gdyby zasłabł chwilę później na pokładzie samolotu, prawdopodobnie nie przeżyłby lotu. Miał wprost niesamowite szczęście" - zdradza "Na żywo" informator.

To wydarzenie mocno nim wstrząsnęło. Zmienił tryb życia i sposób pracy. Ograniczył stres i nerwy, zaczął bardziej dbać o siebie. Mniej przebywał na planie filmowym, więcej pisał w domu. - Zapracowałem na by-pass na festiwalach w Sopocie - wyjawia pan Jerzy, który wielokrotnie reżyserował tamto widowisko. Ale zaraz też żartobliwie dodaje: "Żona plus młoda kochanka równa się by-pass". Trochę więc, jak mówił, na to, co się stało, zapracował burzliwym życiem uczuciowym.

Gruza zawsze podkreśla, że najważniejsze są dla niego kobiety. Jego uczucie do ślicznej Grażyny Lisiewskiej, którą poślubił, nie przetrwało. Może dlatego reżyser zakochiwał się w coraz to nowej wybrance i nieraz bardzo z tego powodu cierpiał. Niektórzy przykleili mu nawet łatkę playboya, chociaż on sam się do tego nie przyznawał.

Teraz jednak nie w głowie mu związki z kobietami. Nie liczy już na szczęśliwy finał w postaci nowej damsko-męskiej relacji. - Ja nie udaję, że jestem szczęśliwy. Przede mną różnego rodzaju zagrożenia i zbliżanie się do wieku niepełnosprawnego. To mnie przeraża, bo nie chcę być uciążliwy dla kogoś. To okres, który się zbliża i jest straszny dla mężczyzny - mówi otwarcie Jerzy.

Reżyser nie ukrywa, że często trafia w ostatnich latach do szpitala na oddział intensywnej opieki medycznej, gdzie stawiają go na nogi. - Tam przeżywam uderzenie bólu, cierpienia innych ludzi, wychodzę stamtąd i wydaje mi się, że dotknąłem piekła. I że to wszystko, co nas otacza, jest nic niewarte - przyznaje gwiazdor.

W obawie przed nieuchronnym nie rusza się w większą podróż bez walizki pełnej leków. Chociaż nakręcił tyle zabawnych filmów i seriali, nie jest optymistą. - Długo już żyję na świecie, widziałem okupację stolicy, żyłem w różnych okresach polskiej historii, która stwarzała poczucie niebezpieczeństwa. To mnie nauczyło negatywnego spojrzenia. Mam w sobie dużo strachu. Teraz dotyczy on też mojego zdrowia. Ale też nie mogę powiedzieć, że mi się coś w życiu nie udało - podsumowuje artysta.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Gruza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy