Reklama
Reklama

Jerzy Cnota: Kawaler mocnych wrażeń

Był popularnym aktorem i miał powodzenie u kobiet. Jerzy Cnota (†74 l.) prowadził burzliwe życie uczuciowe, nigdy jednak nie zaznał szczęścia w miłości.

"Ojciec był bezwzględny. Wiele batów od niego dostawałem. Lał mnie codziennie. Czy mam żal? Nie. Wychowałem się wśród lumpów, chacharów, alkoholików... Część z moich kolegów nie żyje, zapili się na śmierć. A ja skończyłem liceum, studia" – wspominał aktor.

Ojciec pobiegł po siekierę

Urodził się 17 października 1942 r. w Jastrzębiu-Zdroju. Jego ojciec Feliks, z zawodu krawiec, z pasją uprawiał narciarstwo. Został nawet powołany do kadry na olimpiadę, która miała się odbyć w 1940 r. 

Jednak wcześniej wybuchła II wojna światowa. Podczas ucieczki z ogarniętego pożogą kraju, Feliks został zatrzymany na granicy z Czechosłowacją i uwięziony. 

Reklama

Miał jednak szczęście i udało mu się wrócić do Polski, gdzie zakochał się i ożenił z Klarą Przemyk. 

Jerzy był już na świecie, gdy po klęsce Niemiec pod Stalingradem jego tatę wcielono do Wehrmachtu, skąd jednak zdezerterował i wstąpił do armii gen. Andersa, walcząc m.in. pod Monte Cassino. 

W tym czasie Jurkiem z jego siostrą Lidią zajmowała się Klara. 

"Po zakończeniu wojny ojciec znalazł się już na statku, który miał płynąć do Kanady, ale się rozmyślił i z niego zszedł. Powrócił do rodziny w kraju" – wspominał Cnota.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Jurek nie był spokojnym dzieckiem i stale dostarczał rodzicom mocnych wrażeń. Jak sam wspominał, topił się aż osiem razy. 

"Mama w czasie wojny pracowała na basenie, prowadziła bufet. Mając może 2-3 lata, chciałem tylko zamoczyć nogi, a wpadłem na głębokość pięciu metrów" – zdradził.

Gdyby nie szybka reakcja kuzynki, mogło się to dla niego skończyć tragicznie. W późniejszym wieku o mały włos nie został kaleką przez wybuch, który spowodował, gdy jako pasjonat pirotechniki skonstruował małą armatkę.

"Z jednej strony był metalowy klin, z drugiej zatkałem wyciorem. Kiedy podpaliłem, to ten klin wystrzelił zamiast szmat. Przestrzelił mi nogę, a w korytarzu szyby wyleciały" – wyznał.

Zapamiętał też na całe życie, jak kiedyś wraz z kolegą wykręcili śrubki ze szkolnych krzeseł, bo potrzebowali ich do przymocowania łyżew do butów. 

"Byliśmy biedni, to skąd mieliśmy te śrubki wziąć?" – opowiadał. 

Po tej historii jego ojciec tak się wściekł, że chciał mu uciąć rękę. 

"Pobiegł po siekierę i już miał mi w nią rąbnąć, ale mama go ubłagała" – wspominał.

Mimo burzliwego dzieciństwa Jerzy skończył liceum w Chorzowie i w 1960 r. zdał maturę. Nie marzył jednak o aktorstwie.

"Chciałem być prawnikiem. Złożyłem podanie o przyjęcie na Uniwersytet Jagielloński, jednak wtedy mój ojciec stwierdził, że jeśli mam studiować, to muszę zacząć na siebie zarabiać. Zatrudniłem się w hucie" – wspominał.

A potem za namową profesora z liceum przystąpił do egzaminów na rusycystykę w krakowskiej WSP i się dostał. Być może zostałby nauczycielem, gdyby nie przypadek. 

"Jeden ze starszych kolegów powiedział mi kiedyś: „Jurek, ty jesteś wesoły chłopak, może byś wziął zastępstwo, bo robimy taką śmieszną sztukę”. Grali „Starą Baśń” przerobioną na western" – wyjawił. 

Zastąpił kolegę i... zakochał się w teatrze. W 1972 r. ukończył eksternistycznie PWST w Warszawie. Aktorem na pełen etat został natomiast dzięki Kazimierzowi Kutzowi, któremu do filmu „Sól ziemi czarnej” zarekomendował go przyjaciel. 

"Wiesiu Dymny powiedział kiedyś do Kutza: „Ty, kumie, ja mam takiego chłopaka tutaj, co tam czasami śpiewał, po rusku Wysockiego” – wyjawił.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Kutz zobaczył go na scenie, dowiedział się, że jest Ślązakiem i po jakimś czasie zatrudnił Jurka do swojej produkcji. W latach 70. Cnota dostał zaś szansę, aby zagrać zbójnika Gąsiora w „Janosiku” . 

Został jednak posądzony o wywołanie bójki w jednym z barów. Reżyser Jerzy Passendorfer chciał go nawet wyrzucić z obsady. 

"Bogusz Bilewski, czyli filmowy Kwiczoł, opił się, awanturował i dostał po ryju. Oczywiście padło na mnie. Że to ja z Marianem Łączem go pobiliśmy i dla przykładu to mnie trzeba z planu filmowego wyrzucić" – wspominał. 

Ale wstawili się za nim kierownik hotelu i montażystka. Passendorfer później go przeprosił. Zagrał więc zbójnika, a w wolnym od nagrań czasie ostro balował. 

"Zakopane było nasze. Zgrana ekipa „Janosika” nawet wśród górali budziła respekt" – opowiadał.

Równie burzliwe było życie uczuciowe Cnoty. Dwa razy był bliski zmiany stanu cywilnego. 

"Przymierzałem się, ale kobitki mnie wyślizgały bez mydła" – wyznał w jednym z wywiadów.

"Pierwsza wrobiła mnie w dziecko. Jeszcze się nie urodziło, a jej rodzina już kazała mi się żenić. Kupiłem im mieszkanie, pomagałem, jak tylko mogłem. Ale któregoś dnia koledzy mnie otrzeźwili: „Czyś ty na głowę upadł? Czyś ty zdurniał?!”. Powiedzieli mi, że wcześniak nie może ważyć 3,8 kg! Wziąłem ją na rozmowę, tłumaczę, że nie jestem aż takim ogierem, żeby po pięciu miesiącach na świat przychodziły dzieci. W końcu przyznała się, że ojciec jest syn znanego reżysera" – wyznał gorzko.

Mimo przykrych doświadczeń oszukany Jurek postanowił raz jeszcze uwierzyć w miłość i zaufać kobiecie. 

"Druga wybranka była bardzo zdolną aktorką, ale niestety alkoholiczką..." – wyjawił. 

Czytaj dalej na następnej stronie...

Na końcu życiowej kolejki

Miewał też trudne okresy w życiu zawodowym. 

"Gdybym mieszkał w Warszawie, to może miałbym większą szansę na rolę w filmie, ale tutaj, na Śląsku, wszystko marnieje, ginie. Kiedyś wrzało, teraz to życie artystyczne pomału zdycha" – gorzko przyznał. 

I dodał: „Chyba źle wybrałem życiowe motto. Postanowiłem stać pokornie na końcu kolejki i czekać, czekać, czekać... Myślałem sobie, że to bezpieczniej, bo w środku tłok i ktoś może w nery przyłożyć. Więc tak stoję i czekam na telefon, ale telefon milczy...”.

Aktor podupadł na zdrowiu i mieszkał wtedy z siostrą w Chorzowie. Lekarze wszczepili mu endoprotezę biodra. 

"Nie jestem bogaty ani szczęśliwy tak, żebym się mógł pochwalić. Miałem swoje pięć minut. Trochę szkoda, że tylko pięć, myślę, że to za krótko jak na moje możliwości" – żalił się.

To był dla niego czas pełen bólu i cierpienia. Musiał przejść drugą operację biodra. Wrócił jeszcze po niej na plan „Świata według Kiepskich”, ale znów trafił do szpitala,

Tym razem z powodu ostrego bólu brzucha. Media donosiły o jego poważnych problemach z trzustką.

Zmarł 10 listopada 2016 r. i spoczął w rodzinnym grobie na cmentarzu w Chorzowie, żegnany przez tłumy wielbicieli...

***

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Cnota
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy