Reklama
Reklama

Jarosińska przerywa milczenie!

- Aktor jest traktowany jak natrętna mucha, która przychodzi i żebrze o pracę - mówi Monika Jarosińska. Aktorka opowiedziała o układach w serialowym świecie i swoim konflikcie z Dodą...

Serial "Samo życie" wypadł z ramówki Polsatu. Czy w związku z tym jesteś bezrobotna?

Monika Jarosińska: - Bezrobotna nie. Wiele się w moim życiu dzieje. Koncertuję, komponuję, nagrywam piosenki, a nawet założyłam ostatnio firmę odzieżową. Jednak, jeśli chodzi o grę w serialach, to istotnie jestem bezrobotna.

A przecież powstają nowe seriale, jak grzyby po deszczu.

M.J.: - I co z tego! Aktorzy nie są informowani o castingach, które z różnych powodów po prostu się nie odbywają. Aspekt finansowy zorganizowania takiego casingu to jedno, ale klucz doboru obsady do wielu produkcji jest znany tylko pewnej grupie osób.

Reklama

- Dochodzi do takich absurdów, że aktor jest traktowany jak natrętna mucha, która przychodzi i żebrze o pracę. Ostatnio usłyszałam, że jedna z osób zajmująca się obsadą nazwała nas aktorów "tałatajstwem". Często aktorzy robią z siebie idiotów, żeby ktoś się nad nimi zlitował i dał choć jeden dzień zdjęciowy. A przecież to nasz wyuczony zawód. Musimy z czegoś żyć!

Towarzystwo wzajemnej adoracji?

M.J.: - Określeń panującej sytuacji może być wiele. Absurdów jest jeszcze więcej, chociażby gdy do mówionych epizodów zatrudnia się statystów. Po prostu są tańsi. Gdy dowiedziałam się o mającym powstać nowym serialu i zadzwoniłam do produkcji, zostałam poinformowana, że nie ma castingu, ponieważ "pan reżyser zna wszystkich aktorów". Czy to oznacza że pan reżyser zna kilka tysięcy aktorów oraz co najmniej 70 nowych absolwentów szkół teatralnych, którzy co roku zasilają grono bezrobotnych aktorów w tym kraju? W takim razie może należy zamknąć wszystkie szkoły teatralne?

To poważne zarzuty. Dlaczego inni aktorzy milczą?

M.J.: - Zwyczajnie się boją. O pracę, którą już mają. O tę, którą może dopiero dostaną. W końcu nie oni rozdają karty, a ich los nie jest w ogóle uzależniony nie od ich talentu, doświadczenia czy fizys. Wolą nie zadzierać. Każda próba stworzenia funkcjonujących na całym świecie, ale nie u nas związków zawodowych aktorów zawsze kończy się fiaskiem właśnie przez strach.

- Gdy kilku znajomym aktorom powiedziałam, o czym będziemy rozmawiać, ostrzegali mnie: "Uważaj, udupią cię" lub "Powiedzą, że jesteś słabą aktorką i dlatego nie masz pracy". Jednak, gdy spojrzy się na moje dokonania zawodowe, okaże się, że jeszcze kilka lat temu miałam pracę. Grałam w filmach i serialach. Teraz wszystko się zmieniło, a w podobnej sytuacji jest wielu innych bardzo utalentowanych aktorów. Dlatego postanowiłam przerwać swoje milczenie.

Niektórzy twoi koledzy grają nawet w 4-6 serialach jednocześnie. Ot, chociażby Krystian Wieczorek. Widać, że radzą sobie świetnie.

M.J.: - Trafiłeś w sedno problemu. Obecnie toczy się walka o szansę, żeby dostać tę szansę. Każdy oczywiście ma prawo mieć pracy jak najwięcej, jednak, jak sam powiedziałeś, te same twarze widzimy w kilku produkcjach jednocześnie. I wcale nie dlatego, że są tak dobrzy. Nie odnoszę tego akurat do pana Wieczorka, bo nie znam jego dokonań. Dodajmy do tego fakt zatrudniania celebrytów, nie będących aktorami, a problem staje się jeszcze większy.

Kto ostatecznie decyduje, czy się dostaje rolę? Jak się to odbywa teraz?

M.J.: - Sama już naprawdę nie wiem. Powinien być za to odpowiedzialny reżyser i producent. Jednak z tym różnie bywa, ale wnioski nasuwają się same. Panuje pogląd: "Bądź pokorny, nie wychylaj się, to może dostaniesz jakiś ochłap". Szacunek do zawodu aktora już dawno znikł, nie tylko wśród publiczności ale też i w branży. Kiedyś na planie serialu, grając z koleżanką scenę, usłyszałyśmy od reżysera: "Lezą jak te krowy!". To zachowanie nagminne i nie spotyka tylko mnie. Oczywiście z bólem przemilczałam to. Wydaje mi się, że po troszę my jako aktorzy sami jesteśmy sobie winni. Właśnie dlatego, że milczymy i nie walczymy o swoje prawa.

Może dlatego po skandalu z Dodą na portalach pisali, że to była tzw. ustawka, która miała zwrócić uwagę prasy.

M.J.: - To oczywiście wierutna bzdura. Pracuję w tym zawodzie wiele lat i nigdy w życiu nie przydarzyła mi się podobna historia. Nigdy nie zabiegałam o tego typu zainteresowanie, co potwierdzą osoby, które mnie znają. Tym bardziej potwierdza to moje milczenie w oczekiwaniu na sprawę sądową. Dla mnie całe zdarzenie to sprawa karno-prawna a nie wizerunkowa.

Na jakim etapie jest więc sprawa?

M.J.: - Z tego, co wiem, przesłuchani zostali wszyscy świadkowie zdarzenia z wyjątkiem Doroty. Dlaczego? Nie wiem.

Doda miała powiedzieć "Ruch... się z Radkiem". Właśnie, jaką rolę w tym skandalu odegrał Majdan?

M.J.: - Moim zdaniem, żadnej. Z Radkiem przyjaźnimy się od dawna. Radek zna również mojego narzeczonego. Z kilkoma innymi znajomymi tworzymy zgraną paczkę przyjaciół. Jak wielokrotnie mówiłam, nigdy nic złego na Dorotę nie powiedziałam, wręcz chwaliłam za jej dokonania. Jednak po tym zdarzeniu straciłam do niej cały szacunek.

Może warto spróbować się pogodzić?

M.J.: - Teraz już na to za późno.

Cały wywiad w najnowszym numerze magazynu "Takie jest życie"!

(nr 12)

Takie jest życie!
Dowiedz się więcej na temat: Doda | Monika Jarosińska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy