Reklama
Reklama

Jan Kuroń: W szkole odstraszył swoją przyszłą żonę?

Choć Jan Kuroń poznał swoją przyszłą żonę, Anetę, jeszcze w szkole, wtedy nie zrobił na niej wrażenia. Ich miłość rozwinęła się dopiero kilka lat później. Nie sądzili, że jedno spotkanie zmieni tak wiele w ich życiu.

Podczas spotkania dziennikarki "Życia na gorąco" z Janem Kuroniem oraz jego małżonką, nagle zaczynają im piszczeć telefony. Aneta patrzy na męża pytająco: "Dałeś tabletkę Homerowi?". Jasiek blednie i kręci głową, że nie. Pędem biegnie do samochodu. "Są sprawy ważne i ważniejsze!" - kwituje zamieszanie Aneta. Homer to jeden z trzech psów Kuroniów. Chory na padaczkę. Wymaga stałej opieki.

Sprawy najważniejsze dla nich to dom, 3-miesięczny syn Ignaś Maciej i właśnie zwierzęta. Dziecko to nie jedyna rewolucja w życiu znanego kucharza i jego żony Anety, którą pieszczotliwie nazywa "Kuroniowa". Mieli dosyć życia w Warszawie. Dziecko było jednym z bodźców do zamiany mieszkania na dom. Właśnie odebrali klucze. Na razie wynajmują, ale w planach mają postawienie wymarzonego domu - najlepiej blisko Puszczy Kampinoskiej. Kolejny powód to zwierzęta. "No i nareszcie Jasiek będzie miał porządną, dużą kuchnię" - mówi Aneta.

Reklama

Miłość od drugiego wejrzenia

Kuroniowie pierwszy raz wpadli na siebie w czasach licealnych. Wtedy jednak nie zaiskrzyło. "Mówiąc delikatnie podobno byłem niesympatyczny" - śmieje się Jan. "Potem zaczepiliśmy się na facebooku. Przez jakiś czas tak się poznawaliśmy. Ja byłem wtedy wyjątkowo nieśmiały. Dobrze, że Aneta wyznaczyła termin pierwszego spotkania za godzinę. Spotkaliśmy się w parku. Poszliśmy do kina na słaby i długi film z Julią Roberts 'Jedz, módl się i kochaj'".

"Na pierwsze spotkanie spóźniłeś się 45 minut. Chodziłam, czekałam i myślałam, że pewnie zrezygnował i nie przyjedzie" - mówi Aneta. Potem poszło już jak burza. Zamieszkali razem po 3 miesiącach, zaręczyli 4 miesiące później.

Czytaj dalej na następnej stronie

Jan Kuroń ma trójkę rodzeństwa. "Też chciałbym mieć liczną rodzinę. Jeżeli tylko będę w stanie na nich zarobić, to jak najbardziej jestem za. Na razie jest Ignacy - nasz debiut. Potem człowiek jest już obeznany w temacie i z kolejnymi dziećmi jest łatwiej".

Przyznają z żoną, że pojawienie się na świecie Ignasia wywróciło ich życie do góry nogami. "Zaraz po narodzinach, jak spóźniałem się na spotkanie mniej niż godzinę, to byłem z siebie zadowolony. Ignaś jest na szczęście spokojnym dzieckiem. Brałem pod uwagę, że może być koszmarnie, a mamy dziecko anioła" - mówi Jan Kuroń.

Marzą, by mieć dużą rodzinę

Ich wspólna pasja to pomaganie zwierzętom. "Pierwsza sunia, która do nas trafiła, jest odebrana z pseudohodowli. Przez 5 lat żyła w chlewiku bez dostępu do światła. Ma zaćmę. Była bardzo wycofana. Więc podjęliśmy decyzję, że weźmiemy drugiego psa. Będzie im raźniej. Numer dwa to cocker spaniel - Fryga. Wiedzieliśmy, że będzie po przejściach. Okazało się, że jest łysa i bez zębów. Pojechałem po nią 500 km w jedną stronę. Potem usłyszeliśmy o ślepym, pobitym szczeniaku. Tak trafił do nas Homer. Okazało się, że ma też padaczkę neurologiczną i wielomocz" - wymieniają Kuroniowie. "Nasz syn, w porównaniu z Homerem, to żaden problem, jeśli chodzi o opiekę.

Jan Kuroń jest synem nieżyjącego już Macieja Kuronia. Jego dziadek to Jacek Kuroń. Jan po ojcu odziedziczył talent do gotowania. "80 procent tego, co umiem, nauczył mnie tata. Tata miał niespełnione marzenie - być nauczycielem historii. Przełożył to na gotowanie. Gotując, opowiadał o potrawach, gdzie i w jaki sposób powstały. Dużo czasu spędzaliśmy w kuchni. Jako szef kuchni siadał i rozdzielał zadania. Nauczył mnie też szacunku do jedzenia. Dobry kucharz zrobi coś dobrego nawet z tzw. resztek. Kuchnia była w domu miejscem centralnym. Obiady jadaliśmy wspólnie - to bardzo scala rodzinę".

Nazwisko Kuroń zobowiązuje

"Jestem szczęściarą. Mam męża, który gotuje, sprząta, zajmuje się psami, załatwia wszelkie sprawy na mieście. Do tego to prawdziwa oaza spokoju" - mówi z uczuciem Aneta Kuroń.

Marzy im się własna restauracja, ale... "Prowadzenie restauracji w Polsce to ciężki biznes. Trzeba mieć dużo pieniędzy i jeszcze więcej wolnego czasu. Żeby ją otworzyć, muszę mieć solidne zaplecze finansowe i pewność, że przez pierwsze dwa lata oddam się jej w stu procentach. Normalny restaurator może zmienić szyld, jak mu coś nie wyjdzie. Mnie zobowiązuje nazwisko. Ojciec sprzedał restaurację w Buffo 15 lat temu, a ludzie nadal idą do Kuronia" - tłumaczy Jan.

Także zawodowo u Kuroniów sporo się dzieje. Jan rusza właśnie z kanałem na youtube kuron.tv, na którym znaleźć będzie można wiele ciekawostek dotyczących kulinariów. Pojawia się też w "Dzień Dobry TVN" i rozpoczął także współpracę z jednym z portali.

Latem Kuroniów będzie można spotkać na imprezach plenerowych, gdzie poprowadzą pokazy kulinarne. I tutaj także idealnie się dopełniają. On jest po prestiżowej szkole Le Cordon Bleu w Londynie, ona skończyła tę uczelnię na wydziale cukiernictwa. W rodzinie jest więc szef kuchni i ekspert od słodkości.

Sylwia Prach

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Jan Kuroń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy