Reklama
Reklama

Jan Komasa odnosi kolejne sukcesy. Mało, kto wie, że w młodości nie miał lekko!

Jan Komasa (38 l.) to obecnie najbardziej znany reżyser młodego pokolenia. Mało brakowało, a nigdy nie zająłby się filmem. W młodości los postawił przed nim trudne zadanie, bo jako nastolatek musiał zmierzyć się z rolą ojca. Teraz przyznaje, że stracił młodość.

Niedawno wyznał, że gdyby nie tworzył filmów, pewnie miałby ciekawsze życie...

Jan Komasa to jeden z największych talentów młodego pokolenia branży filmowej. Nie tylko potrafi wyłuskać idealnego odtwórcę do danej roli: tak było z Agatą Kuleszą („Sala Samobójców„ i „Hejter”), Bartoszem Bielenią („Boże ciało”) czy Maciejem Musiałowskim („Hejter”). 

Ma też umiejętność pokazywania rzeczywistości w niespotykanej dotąd prawdziwej odsłonie, ale też dar przewidywania zdarzeń. „To skądinąd wstrząsająca właściwość” – mówią o nim ludzie z branży. 

Co jeszcze skrywa młody reżyser? "Życie na Gorąco" zdradza wszystkie szczegóły!

Reklama

Jan, syn aktora Wiesława Komasy i piosenkarki gospel Giny Komasy, miał prawo przypuszczać, że jego przyszłość będzie związana ze sztuką. Od dziecka uczestniczył w życiu artystycznym, nie tylko za sprawą rodziców. 

Sam, jako dziecko występował w programie „Ziarno”, co w późniejszym życiu okazało się być bardzo pomocne.

Jak podaje „Życie na Gorąco”, od najmłodszych lat miał swoich ulubionych reżyserów, a wśród nich: Wajdę, Coppolę, Scorsesa i ulubionego Spielberga. 

Marzył o robieniu filmów z amerykańskim rozmachem. Jednak, jak na ironię losu, dopiero, gdy porzucił efekty specjalne i pokazał polską prowincję, jego kariera nabrała tempa.  

Czytaj na następnej stronie...

Kiedy w zeszłym roku z ekipą „Bożego ciała” pojechał na ceremonię rozdania Oscarów, choć nie zdobyli statuetki, absolutnie nie byli rozczarowani. 

Scenariusz „Bożego ciała” nadesłano mu dobrych parę lat temu. Poczuł wtedy, że wieś, wójt, ksiądz – to nie dla niego. 

„Moją naturalną scenerią i inspiracją jest miasto. Tamten świat był mi obcy – tłumaczył. Na szczęście zmienił zdanie. 

Komasa miał problem ze znalezieniem lokalizacji do „Bożego ciała”. Mieli kręcić niedaleko miejsca, gdzie żyli rodzice Andy’ego Warhola, ale miejscowy proboszcz im odmówił. W końcu wylądowali w kościółku pod Warszawą. 

Gdy przyjechał na pierwsze spotkanie, wyszedł proboszcz dobrze mu znany z dzieciństwa z „Ziarna”.

Jego filmy są prorocze. W „Hejterze” przewidział tragedię, która wydarzyła się podczas „światełka do nieba”, gdy zginął prezydent Adamowicz. Ta sytuacja spowodowała, że film zestarzał się w jedną noc. 

„Tam jest strach przed terrorem. Teraz mamy już tylko internet. Jesteśmy wrażliwi na treści w internecie i jesteśmy manipulowani” – mówił w „Nie mam pytań”. 

Jaki film chciałby zrobić teraz? Komedię o rodzicielstwie. 

Co ciekawe, miał 19 lat, gdy został po raz pierwszy ojcem. Nie zrezygnował ze studiów i dostał się na reżyserię do Łodzi.

W jednym z wywiadów wyznał: „Coś przez to straciłem. Może dlatego wszystkie moje filmy mówią o zerwanej młodości”. 

Dziś ich córka ma już 19 lat, a syn 10. Pomimo że reżyser to cywilizacja druku Gutenberga, dzieci – wyznawcy Snapchata – dogadują się, choć wyznaje, że swojemu synowi wciąż powtarza, żeby ograniczył korzystanie z laptopa i telefonu. Na co słyszy, że jest niekonsekwentny, ponieważ jego ośrodkiem dowodzenia jest właśnie komputer i smartfon. 

Zaskoczeni?


***

Zobacz więcej materiałów wideo:


Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Jan Komasa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy