Reklama
Reklama

Jan Englert: Żonę wyłowiłem sobie z morza!

Nikt nie sądził, że z wzajemnej fascynacji profesora i studentki narodzi się jeden z najtrwalszych związków w polskim show-biznesie.

A jednak! Poznali się w szkole aktorskiej. Ona, skromna dziewczyna z Zamościa, on – sławny aktor, starszy od niej o 25 lat.

"Pamiętam, jak weszłam do budynku szkoły przy Miodowej. W spódnicy za kolana i białej bluzce czułam się tak... zwyczajnie. Ze mną na roku była Anka Korcz, Magda Wójcik, piękne, rasowe, z Warszawy.

A ja z prowincji: nie za ładna, przygruba" – wspomina aktorka.

Reklama

Swojego przyszłego męża poznała bliżej, gdy został jej wykładowcą.

"Wszystkie na roku wzdychałyśmy do niego. Siedziałyśmy na zajęciach i patrzyłyśmy w jego lazurowe oczy. Fascynował nas nie tylko jako mężczyzna, ale imponował jako aktor" – zdradza Beata.

Ale to, że był rektorem, stwarzało dystans. Co więcej, Jan Englert miał wtedy żonę, aktorkę Barbarę Sołtysik, i... trójkę dzieci: Tomasza i bliźniaczki: Katarzynę i Małgorzatę.

Mimo tych przeszkód, coś ich ku sobie ciągnęło. Gdy Beata była na trzecim roku studiów, wyjechali ze spektaklem do Australii.

Podczas kąpieli w oceanie, zaczęła się topić. Pan Jan przyznaje, że to wszystko wydarzyło się z jego winy.

"Namówiłem ją, żebyśmy popływali i skakali przez fale. Nagle wpadliśmy w jakiś dół bez dna i zaczęło się robić niebezpiecznie" – opowiadał w jednym z wywiadów.

"Krzyczałam tylko: 'Panie profesorze, niech mnie pan ratuje!'. I uratował"– dodaje Ścibakówna.

Po latach aktor często powtarza w żartach: – Żonę wyłowiłem sobie z morza. Ale tak naprawdę to ona mnie wyłowiła.

Już wcześniej się mną interesowała i ja też nie byłem tak w ogóle niezainteresowany...

Czytaj więcej na następnej stronie...

Na pierwszą kawę umówili się, gdy Beata skończyła studia.

"Nie myślałam, co z tego wyniknie. Poszłam za nim jak w dym. Z takich uczuć się nie rezygnuje.

Ale nie myślałam o białej sukni, w ogóle nie zakładałam, że Janek się rozwiedzie. Nigdy go o to nie poprosiłam.

Aż pewnego dnia przyszedł do mnie z... dwiema walizkami"– mówi aktorka.

Złośliwi tradycyjnie twierdzili, że Beata weszła w związek z przystojnym wykładowcą dla kariery.

Musiała znieść oskarżenia, że rozbiła małżeństwo, odebrała dzieciom ojca, i że to mąż załatwia jej role. Z czasem jednak nieprzyjemne komentarze ucichły.

Para pobrała się po kilku latach związku, a wkrótce potem na świat przyszła ich córka Helenka.

Dziś ma 15 lat i świetny kontakt z tatą. Aktor, który kiedyś nie miał zbyt wiele czasu dla dzieci z poprzedniego związku, dziś spełnia się jako ojciec.

"Uwielbiam ich obserwować, gdy siedzą obok siebie na kanapie. Przytulają się, rozmawiają, on objaśnia jej świat. Robi to znakomicie, ma odpowiedź na każde pytanie" – mówi pani Beata.

I choć przyznaje, że mąż jest jej szefem i mistrzem (Englert jest dyrektorem Teatru Narodowego, w którym aktorka ma etat), w domu to ona ma władzę absolutną.

Pilnuje rachunków, przeglądów samochodu, organizuje wczasy.

I choć między nimi jest 25 lat różnicy, tworzą zgraną parę.

"Udane związki są wtedy, gdy partnerzy są na podobnym etapie rozwoju psychicznego i fizycznego, niezależnie od wieku" – podsumowuje aktor.

Dobry Czas
Dowiedz się więcej na temat: Jan Englert | Beata Ścibakówna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy