Reklama
Reklama

Jacek Rozenek poznał prawdę dopiero podczas pobytu w szpitalu. "To jest niewiarygodne"

Jacek Rozenek (50 l.) przez lata funkcjonował na wysokich obrotach, grał w serialu, działał w swojej fundacji. Nagle zdrowie odmówiło mu posłuszeństwa. Jego stan był bardzo poważny. W wywiadzie dla "Dobrego Tygodnia" opowiada o swoim pobycie w szpitalu, gdzie odkrył smutną prawdę o polskiej służbie zdrowia. Aktor zaznacza, że dzięki wsparciu najbliższych i przyjaciół przetrwał najtrudniejsze chwile. Teraz całą energię inwestuje w rehabilitację. Na co dzień sił dodają mu synowie. Aktor potwierdził, że jego związku ze sporo młodszą Roxy Gąską (26 l.) nie udało się uratować, ale na nową miłość się nie zamyka...

Dobry Tydzień: Zapewne wszyscy pytają pana o samopoczucie.

Jacek Rozenek: To prawda. Podchodzę do tego z uśmiechem i odpowiadam, że… czuję się dobrze. 

Synowie bardzo martwili się o pana. Są już spokojniejsi, gdy widzą tatę w dobrej formie?

- Zdecydowanie tak. Po raz pierwszy byłem w szpitalu i rzeczywiście ogromnie to przeżywali. Teraz powoli wszystko wraca do normy. Chłopcy są po prostu wspaniali, bardzo mi pomagają. Gdy przychodzą do mnie do domu, to nawet chcą mi ścielić łóżko (śmiech).

Któryś z synów chce pójść w ślady taty?

Reklama

- Tak, najstarszy, Adrian. Zaskoczył mnie tą decyzją, ale naprawdę ma talent. Robi filmy, współpracuje z reżyserami, którzy widzą w nim potencjał. Idzie w kierunku aktorstwa i to mnie cieszy. Wyrzucam sobie tylko, że wcześniej nie dostrzegłem jego pasji i trochę za późno zacząłem się temu przyglądać. Bardzo mu jednak kibicuję i trzymam za niego kciuki. Czy będę mu udzielał rad? Jeśli będzie chciał, to oczywiście. Musi jednak pamiętać, że obecnie ten zawód przestał być już swojego rodzaju misją. Sięgnął codziennego życia i przyjął formę rozrywki.

Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Pańscy się sprawdzili?

- Jak najbardziej. Były oczywiście osoby, które po zdarzeniu bały się odezwać, nie wiedziały, co powiedzieć. To jest normalne. Nikt z mojego otoczenia mnie jednak nie zawiódł.

O tym, co najbardziej zaskoczyło go podczas pobytu w szpitalu przeczytasz na następnej stronie...


Czym szpitalna rzeczywistość pana zaskoczyła?

- Przede wszystkim zdziwiła mnie postawa lekarzy, którzy w obliczu choroby boją się rozmawiać o niej z pacjentem. Mnie przez trzy dni nic nie mówili. Nie wiedziałem, co tak naprawdę mi dolega. Potem dowiedziałem się, że wolą nie informować, bo w razie błędnej diagnozy zostaną przez chorych pozwani do sądu. To jest niewiarygodne, ale prawdziwe i odbija się na pacjentach. Udar to choroba neurologiczna. Wiele osób po takim rozpoznaniu nie do końca rozumie, z czym to się wiąże. Nawet pielęgniarki zwracają się do nich jak do dzieci i to ograniczonych umysłowo. Słyszałem wszystko, co mówiły, tylko nie mogłem zareagować, nie mogłem mówić. To było frustrujące.

W szpitalu miał pan drugi atak i lekarze nie dawali panu dużych szans na przeżycie. Radzili rodzinie się z panem pożegnać.

- Trzeba przyznać, że to dojmujące uczucie. Od strony lekarzy sytuacja wygląda oczywiście zupełnie inaczej. Mają mnóstwo pacjentów, więc jest się tylko jednym z nich. Przychodzą, odczytują parametry życiowe i wydają opinię. Tymczasem chory to przecież człowiek, który żyje i czuje. Śmieję się teraz, że prawdopodobnie chcieli, żebym swój żywot zakończył w szpitalu.


Mówi się, że w takich momentach ludzie robią bilans zysków i strat.

- To z całą pewnością traumatyczna sytuacja, która często zmienia sporo w naszym życiu. Wiele osób pyta mnie, czy doszedłem do jakiś przemyśleń. Przecież to banał! Co to da, że w obliczu choroby będę myślał o przewartościowaniu wszystkiego. W czym to miałoby mi pomóc?

Udar mózgu to choroba, o której wciąż mało wiemy.

- Moja wiedza na jej temat też była znikoma. A znajomość jej objawów może uratować życie. Dlatego zdecydowałem się wziąć udział w akcji Alert Udarowy. To choroba bardzo inwazyjna, powoduje wiele zmian w ludzkim organizmie, ale da się z niej wyjść. W naszym społeczeństwie nie rozmawia się o rzeczach takich jak śmierć, cierpienie. Chorzy są na marginesie. Mówi się, że udar to wynik stresu, nadmiernej pracy, zbyt szybkiego tempa życia. To nie jest do końca prawdą, bo ma różne przyczyny. Będąc w szpitalu, miałem okazję obserwować ludzi i ich reakcje w momencie, gdy słyszeli diagnozę. Na początku są zdziwieni, że do czegoś takiego doszło, a potem zamykają się na tę informację. Ważne jest, żeby rozmawiać o udarze i o wszystkim, co jest z nim związane.

Wraca pan do pracy?

- Moja sprawność ruchowa nie jest jeszcze taka, jakiej bym oczekiwał. No cóż… To choroba i pewnych rzeczy nie da się „przeskoczyć”. Oczywiście, że myślę o pracy. Wracam na plan serialu „Barwy szczęścia”. Są już ustawione zdjęcia. Mam też propozycje występów w reklamach, ale chcę z tym jeszcze chwilę poczekać.

Jak pan spędza czas wolny?

- Na rehabilitacji. To teraz najważniejsze. A poza nią? Zajmuję się tym, czym wcześniej, a resztę czasu poświęcam na ćwiczenia. 

A jakie są pana marzenia?

- Chciałbym jak najszybciej, w pełni sprawny, wrócić do swojej pracy, do zawodu. Wiem jednak, że tak prędko mi się to nie uda. A inne plany? Może kiedyś pojechałbym na Bali... Zobaczymy.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Jest coś, czego pan żałuje?

- Nie ma nic takiego. Mam już 50 lat. Byłem w wielu miejscach, doświadczyłem różnych wspaniałych rzeczy i zaliczyłem kilka upadków. Przeżyłem wszystko, z czego można być dumnym. Zresztą, gdy człowiek jest po takich przejściach jak choroba, to trudno zagłębiać się w przeszłości, bo myśli krążą głównie wokół powrotu do zdrowia i w miarę pełnej sprawności.

A miłość, druga połówka?

- W tej chwili nie ma nikogo takiego, ale to oczywiście nie oznacza, że zamknąłem się na miłość. Prawda jest taka, że obecnie skupiłem się na sobie, na rehabilitacji i nie chciałbym się teraz angażować w nic innego. Dobrze się stało, że zachorowałem w momencie, w którym rozstaliśmy się już z moją dziewczyną. Dzięki temu nie miałem poczucia, że musi jakoś szczególnie z mojego powodu zmieniać swoje życie.

***


Rozmawiała:

Renata Olszewska

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Jacek Rozenek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy