Reklama
Reklama

Hanna Mikuć-Sobocińska: Jestem dumna z dzieci

Choć przeżyła tragedię, wiedziała, że musi być silna dla swych pociech. Dziś, już dorosłe, nadal są dla niej źródłem radości i sensem życia.

Gdy nie jest zajęta na planie filmowym, dzwoni do dzieci i spędza czas z wnukami. Hanna Mikuć-Sobocińska (64 l.) zawsze marzyła, by jej latoroślom dobrze się wiodło.

Mimo że przedwcześnie straciły ojca, operatora, Piotra Sobocińskiego (†43 l.), świetnie sobie radzą, a mama mocno im kibicuje.

Przyszłego męża poznała podczas zdjęć. Ona, szatynka o magnetyzującym spojrzeniu wielkich oczu, grała główną rolę w "Nieciekawej historii", on stał za kamerą. Połączyło ich gorące uczucie.

Oboje pochodzili z artystycznych domów - rodzice Hanny byli aktorami, a tata Piotra, Witold, znanym operatorem - pracował przy najgłośniejszych polskich produkcjach.

Reklama

Hanna odnosiła sukcesy na deskach teatralnych i dużym ekranie, jej kariera świetnie się zapowiadała. Ale uznała, że ważniejszą rolę ma do odegrania w domu.

Gdy urodziła Piotra juniora stale dręczyły ją wyrzuty sumienia, że poświęca mu za mało czasu. Podczas spektakli też nie dawała z siebie wszystkiego, bo myślała o dziecku.

Dlatego gdy pięć lat później wraz z mężem powitała na świecie drugiego syna, Michała, postanowiła zostać pełnoetatową mamą. Zrobiła sobie przerwę. - Przez to wypadłam z rynku - wyznała po latach.

Jednak czuła się szczęśliwa. Spełniała się jako kochająca żona i matka trójki dzieci, bo w 1994 roku urodziła Marysię. W tym czasie kariera jej męża nabierała tempa - sukces przyniosły mu zdjęcia do filmów Krzysztofa Kieślowskiego.

Najpierw był "Dekalog", a później tryptyk "Trzy Kolory". Za "Czerwonego" dostał nominację do Oscara. Postanowił iść za ciosem i wykorzystać szansę, by zaistnieć poza Polską. Posypały się propozycje.

- Mąż pracował na całym świecie, a my jeździliśmy razem z nim - opowiada aktorka.

Dzieci po latach oceniały, że dzięki jej decyzji ich rodzina przetrwała. Hanna i Piotr bardzo się kochali, żona cieszyła się sukcesami męża.

Piotr, gdy tylko miał czas, chętnie spędzał go z dziećmi, a niekiedy zabierał je na plan filmowy. Chłopcy razem z Melem Gibsonem jedli cukier, który w jednej ze scen udawał zbitą szybę, a małą Marysię angielskiego uczył sam Anthony Hopkins.

Jednak małżonkowie nie chcieli zostać za granicą na stałe. Zarobione pieniądze przeznaczali na bieżące wydatki, ale przede wszystkim na remont ich warszawskiej willi na Mokotowie.

Bardzo tęsknili za krajem. Planowali się razem zestarzeć, myśleli, że wreszcie będą mieli więcej czasu dla siebie, a ich dom wypełni radosny szczebiot wnuków.

Te marzenia zniweczyła tragedia. W marcu 2001 roku Piotr zaczął pracę przy serialu "24 godziny" w Vancouver w Kanadzie.

Czytaj dalej na następnej stronie...

W piątek po powrocie z planu filmowego źle się poczuł. Myślał, że to skutek stresu i przemęczenia, z którymi ciągle się zmagał. Niestety, w niedzielę zmarł we śnie. Przyczyną był zawał serca.

Hannie w jednej chwili runął świat. Tego przewidzieć nie mogła. Mąż był w sile wieku, miał tylko 43 lata! Nagle została sama z trójką dzieci - najmłodsza Marysia skończyła wtedy zaledwie 7 lat.

Wrócili do Polski. Wiedziała, że musi być silna, bo jej pociechy też cierpią i potrzebują wsparcia. Zaczęła grać w serialu "M jak miłość", co pozwoliło jej choć na chwilę oderwać się od smutnych myśli.

Z dumą patrzyła na dzieci i wybory, których dokonują. Obaj synowie - najpierw Piotr, a potem Michał - poszli w ślady ojca i dziadka. Zostali operatorami.

Marysia, choć długo myślała o medycynie, a potem zdała z pierwszą lokatą na Akademię Sztuk Pięknych, zdecydowała się na aktorstwo.

Hanna czuje satysfakcję, gdy patrzy na ich sukcesy. Jej pierworodny pracował przy tak znanych filmach jak "Bogowie" czy "Wołyń", a ostatnio przy nominowanym do Oscara "Bożym Ciele" - razem z ekipą był na gali oscarowej.

Ma też na koncie prestiżowe polskie nagrody, m.in. Orła. Michała również doceniono, m.in. za zdjęcia do filmu "Sztuka kochania", a magazyn "American Cinematographer" uznał go za jednego z dwunastu najbardziej obiecujących operatorów na świecie.

Maria, która niedawno skończyła Akademię Teatralną, też idzie jak burza. Dostaje ciekawe role. m.in. w "Wołyniu". Niedawno była nominowana do Orła za główną kreację kobiecą u boku Pawła Wilczaka w produkcji "Pan T.". Gra też w teatrze.

Ale osiągnięcia zawodowe nie są dla ich mamy jedynym powodem do dumy. Cieszy się, że udało jej się przekazać im miłość i odpowiedzialność, którymi zawsze się kierowała.

Czuła radość, gdy przeczytała w wywiadzie słowa najstarszego syna: "Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Tak zostałem wychowany".

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Hanna Mikuć
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy