Reklama
Reklama

Halina Łabonarska: „Myślałam, że nie dam rady”! Przeżyła dwa rozwody i ciężką chorobę syna!

Rozwody, trud wychowywania dzieci i śmiertelne zagrożenie życia jej małego synka. Aktorce Halinie Łabonarskiej (70 l.) w tych trudnych chwilach pomagała wiara w Boga.

"Koledzy potrafią jeszcze znieść, że głośno przyznaję się do wiary. Ale fakt, że jestem ‘moherem’, jest już dla nich nie do zaakceptowania. Od 20 lat współpracuję z Radiem Maryja, ale też innymi katolickimi rozgłośniami" - wyznała w wywiadzie Halina Łabonarska.

Wiara nieraz odegrała ważną rolę w jej życiu. Jedno ze zdarzeń, w którym pomógł jej Bóg, było bardzo dramatyczne. Urodziła się w 1947 r. w Gdańsku. Jest córką Kresowiaków z Brasławszczyzny. Przyszłą aktorkę i jej dwóch młodszych braci wychowywała tylko matka. Ojciec, żołnierz wileńskiej Armii Krajowej, a po wojnie pracownik Portu Północnego, został w 1949 r. skatowany przez Urząd Bezpieczeństwa za udział w strajku. Od tego czasu nie odzyskał już pełnego zdrowia i po dwóch trepanacjach czaszki zmarł w wieku dwudziestu pięciu lat.

Reklama

"Właściwie ojca nie znałam. Jako mała dziewczynka wiedziałam tylko tyle, że tata jest ciągle chory" - opowiadała aktorka. 

O tym, co się tak naprawdę stało, dowiedziała się od swojej mamy dopiero po wielu latach. Osierocona rodzina wiodła życie więcej niż skromne.

"Pamiętam, jak mając dwadzieścia groszy, szłam do sklepiku i mówiłam: ‘Poproszę o sprzedanie mi jednego cukierka’. A pani sprzedawała nam trzy, bo za mną stali moi dwaj mali braciszkowie" - wspominała. 

Miała jedną lalkę, która była raczej ozdobą domu niż dziecięcą zabawką. Chociaż mama Haliny nie wyobrażała sobie dla córki tak niepewnej przyszłości, jaką jest kariera artystki, to jednak wykonała wiele ruchów, które kierowały dziewczynkę w stronę sztuki: lekcje baletu, śpiew w chórze gdańskiego kościoła, lekcje gry na skrzypcach. Łabonarska z chęcią czytała i interpretowała prozę podczas lekcji polskiego. Marzenie o aktorstwie przyszło jednak dopiero razem z maturą.

Egzaminy do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi zdała celująco. Była tym zaskoczona. Niestety, w szkole czuła się fatalnie. Nie podobały jej się tamtejsze obyczaje, dalekie od wzorców wyniesionych z rodzinnego domu.

"Szokujące było dla mnie to zderzenie z rzeczywistością, gdzie wszystko wolno, wszystko jest dopuszczalne. To było zetknięcie ze światem brutalnym. Światem źle rozumianej wolności" - twierdziła Halina. 

Nie czuła się w szkole najlepiej, ale zapomniała o tym, kiedy zakochała się w koledze ze studiów, Marku Kostrzewskim. Wkrótce się pobrali, a po studiach razem zaangażowali się do pracy w teatrach Kalisza i Poznania. Wówczas urodził się ich syn Wawrzyniec. Niestety, młodzieńcze małżeństwo nie przetrwało próby czasu, para się rozwiodła. Kostrzewski wyemigrował do Szwecji, a pani Halina w drugiej połowie lat 70. sprowadziła się z synem do stolicy. Było jej bardzo trudno.

Znalazła się sama z małym dzieckiem w nieznanym mieście. Niedługo pozostała samotną matką. Na początku lat 80. poznała młodszego od siebie o kilka lat Marka Prałata, aktora i reżysera. Pobrali się i zostali rodzicami dwóch synów - Piotra oraz Tomasza. W chwili narodzin tego ostatniego Halina miała już czterdzieści siedem lat. Dwuletni Tomek zachorował na anginę, po której pojawiły się komplikacje w postaci zapalenia mięśnia sercowego.

Załamana matka czuła śmiertelny lęk o życie synka, bo trafił do szpitala w ciężkim stanie. Jedyny ratunek lekarze widzieli w przeszczepie, ale w Polsce nie robiono takich operacji małym dzieciom.

"Odebrałam to jako wyrok śmierci, bo w ten sposób wyraźnie dano nam do zrozumienia, że stan synka jest beznadziejny. Gdy Tomka przewieziono do Centrum Zdrowia Dziecka, razem z rodziną i przyjaciółmi rozpoczęliśmy modlitewny szturm do Nieba" - wspominała gwiazda.

Jej nieustająca modlitwa trwała trzy dni. W którymś momencie usłyszała wewnątrz serca Jego głos.

"Powiedział do niej trzy zdania. Żeby przekazać mi, że wszystko będzie dobrze, że Tomek z tego wyjdzie, tylko będzie to długo trwało" - wyznała aktorka. Wtedy wydarzył się cud. - "Gdy na drugi dzień rano pojechałam do Centrum Zdrowia Dziecka, okazało się, że stan Tomka zmienił się radykalnie. Nie był już umierający, a kiedy mnie zobaczył, powiedział dwa słowa: ‘mama’ i ‘jeść’. Zaczął się gwałtowny ruch w szpitalu, lekarze byli zdumieni. Tomek dostał duży kawał bułki z masłem i parówkę, a nie jadł od dwóch tygodni" - opowiadała Łabonarska.

Potem z dnia na dzień było coraz lepiej. 

"Przez kilkanaście lat jeździliśmy z nim na konsultacje do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie robiono mu echo serca. W końcu usłyszeliśmy, że Tomek jest zdrowy!" - mówiła uszczęśliwiona aktorka. 

Przez lata walczyła o życie syna, a w tym samym czasie dotknął ją kolejny dramat, rozpad małżeństwa z Markiem Prałatem.

"Musiałam zdecydować, że sama będę wychowywać swoich synów. To była moja cicha tragedia. W takich sytuacjach macierzyństwo staje się też drogą ojcostwa" - wyznała - "Oczywiście zdarzają się noce, kiedy płacze i mówi, że nie da rady. Ale rano wstaje i podejmuje codzienny wysiłek. Teraz, gdy przeżyłam troszkę lat i spotkałam wiele osób z ich dramatami, mam już do tego dystans".

Dzisiaj synowie są jej największym szczęściem i dumą. Wawrzyniec jest reżyserem, który często angażuje mamę do swoich przedstawień. Piotr skończył psychologię i komponuje muzykę, a Tomasz studiuje polonistykę i właśnie się zaręczył. Najstarszy syn w ubiegłym roku został ojcem córeczki, a aktorka szczęśliwą babcią.

Łabonarska w sierpniu skończy siedemdziesiąt jeden lat. Żyje w zgodzie ze sobą i wyznawanymi wartościami, jest spokojna i nie lęka się przyszłości.

"Każdego dnia, kiedy się budzę, mówię sobie, że mam jeszcze jeden dzień dany mi i chcę go dobrze przeżyć. Nie wyznaczam sobie spektakularnych celów, niczego nie planuję" - mówi artystka. 

***
Zobacz więcej materiałów wideo: 

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Halina Łabonarska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy