Reklama
Reklama

Gabi Kurylewicz straciła pracę. Dowiedziała się o tym z... internetu!

Gabi Kurylewicz (46 l.), córka Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza, opublikowała w sieci dramatyczny wpis, w którym skarży się, że straciła pracę. O wszystkim ponoć dowiedziała się z internetu.

O córce muzyków zrobiło się głośno, gdy za pośrednictwem mediów społecznościowych zaapelowała o pieniądze na leczenie swojej znanej matki, piosenkarki Wandy Warskiej, która w 2016 roku przeszła udar i wymaga rehabilitacji.

Nazwiska wszystkich darczyńców oraz wysokość ofiarowanej przez nich kwoty wyłuszczyła na Facebooku.

Rehabilitację piosenkarki wsparł także Leszek Możdżer. Pianista nie spodziewał się jednak, że wkrótce córka Warskiej i Kurylewicza urządzi mu prawdziwe piekło.

Gabi postanowiła bowiem ścigać Możdżera za wykonywanie na koncertach utworu "Polskie drogi", który skomponował jej ojciec.

Reklama

Choć pianista tłumaczył, że ilekroć wykonywał utwór na koncercie, organizator odprowadzał należne opłaty "organizacji zbiorowego zarządzania", Gabi była nieprzejednana i żądała, by pieniądze wpłacać bezpośrednio do niej, gdyż jako jedyna dysponuje prawami do twórczości rodziców. Dziś jako jedna z nielicznych wykonuje utwory Warskiej i Kurylewcza w należącej do niej Piwnicy Kurylewiczów na warszawskiej Starówce.

"Przepraszam Gabrielo, nie wiem, czy o tym wiesz, ale osobno przelewałem też pieniądze na leczenie twojej mamy. Co do nonszalanckiego traktowania przez menadżerkę to zapewne chodzi o to, że raz opłaciliśmy rachunek nie następnego dnia, ale dopiero kilka dni po jego otrzymaniu. (Gabriela Kurylewicz nie wystawia faktur, tylko rachunek). Gabriela żądała natychmiastowej płatności, a ja miałem wtedy na głowie festiwal Jazz Nad Odrą, codziennie wracałem do domu nad ranem i po prostu nie miałem czasu robić przelewów" - tłumaczył Możdżer.

Kiedy napisaliśmy o sprawie (wcześniej nagłaśniając zbiórkę pieniędzy na rehabilitację Wandy Warskiej), Gabi stwierdziła, że pomponik ją napastuje.

Teraz znowu jest rozżalona. Jak pisze na Facebooku, właśnie dowiedziała się, że nie jest już pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego. O całej sprawie dowiedziała się ze strony internetowej.

"Słuchajcie, okazuje się, że od roku nie jestem badaczem afiliowanym w Instytucie Filozofii UW i od roku nie ma mnie w Pracowni Filozofii Muzyki, którą zakładałam razem z Małgorzatą Szyszkowską i Joanną Michalik. Dziekan wypowiedział umowę w maju 2017, po tym jak wystąpiłam w obronie niszczonego księgozbioru Biblioteki IF UW, PAN i PTF. Wypowiedzenie zostało wysłane pocztą, której mi nie doręczono, nikt nie dzwonił, maila nie przysłał, więc o niczym nic nie wiedziałam. Dowiedziałam się wczoraj, gdy mnie usunięto ze strony internetowej i gdy dzisiaj - na skutek interwencji mojego kolegi - dyrekcja przysłała wreszcie pismo mailem, stwierdzajace, że mnie nie ma. O relegowaniu mnie z Pracowni nikt z nas w Pracowni Filozofii Muzyki przez ponad rok nie wiedział i wiedzieć nie mógł. Oto reklama Filozofii UW. 4 VII 18 Gabriela Kurylewicz" - pisze córka muzyków.

Gdy jedna z komentujących osób uświadomiła Gabi, że "nie została relegowana z pracowni, bo nie była pracownikiem Instytutu Filozofii", Gabi zaczęła się upierać:

"Byłam pracownikiem naukowym w IF do 2013, potem tylko badaczem afiliowanym, a teraz nawet to mi odebrano. Nie mam pretensji do decyzji dyrekcji IF, ale nie podoba mi się styl. To kuriozalne, wszyscy w Pracowni dowiedzieliśmy o moim zniknięciu rok później. Mam robić swoje? Tak, będę, swoje i na swoim. Dokąd starczy sił" - pisze Gabi i zapowiada, że tak łatwo się nie podda.

"Ja mam Pracownię Muzyki, Poezji i Filozofii w mojej Fundacji Forma. Tylko nie mam pieniędzy, a ludzie bez pieniędzy pracować nie chcą. Ale poradzimy. (...) Nie muszę być na UW, żeby współpracować z zespołem przyjaciół. Tylko żal, że UW się korporalizuje i dziekan usuwa niewygodnych samodzielnie myślących ludzi" - kończy.

Dziekan odpowie?

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy