Reklama
Reklama

Ewa Wiśniewska: Każdy wybór ma swoją ceną

Życie zawodowe Ewy Wiśniewskiej (78 l.) obfitowało w wiele sukcesów. Prywatnie nie zawsze układało jej się jednak tak, jakby chciała. Zwłaszcza w sferze uczuciowej przechodziła wiele turbulencji. Z pierwszym mężem rozwiodła się, kiedy miała zaledwie 22 lata. Próby czasu nie przetrwał także jej związek z włoskim biznesmenem, a kolejne podejście do małżeństwa, tym razem z lekarzem, okazało się niewypałem. Na dłużej, bo aż 20 lat, udało jej się związać z Krzysztofem Kowalewskim (83 l.). Miłość jednak skończyła się, gdy Kowalewski poznał Agnieszkę Suchorę, młodszą o 31 lat aktorkę...

Co pani robi, by tak znakomicie wyglądać? - zapytała dziennikarka Ewę Wiśniewską. - Papierosy, moja droga. Palę nieprzerwanie od szkoły - padła odpowiedź.

Aktorka - w żadnym wypadku nie pozwala nazywać się gwiazdą! - 25 kwietnia obchodziła 78. urodziny. Od 35 lat używa wyłącznie kremu Nivea i specjalnego toniku, na który przepis zdradziła jej Aleksandra Śląska.

- Woda i na dno trochę kwasu borowego, zakwasza i no... Bardzo dobrze działa. Widać?" - wyznaje swoje urodowe sekrety.

Oczywiście, że widać, ale Wiśniewska jest chyba ostatnią osobą, która zwracałaby na to uwagę. - Uroda ma być przy okazji - kwituje.

Reklama

Nauczyła się tego od mamy, kobiety, której ambicje wykraczały poza ładną buzię. Ewie, jakby dla uświadomienia proporcji, zawsze wytykała urodowe mankamenty: a to, że przednie zęby ma za długie, a to, że przy uśmiechu ma zasłaniać usta.

- Byłam oceniana jako niekoniecznie stwór dokonany przez pana Boga, niekoniecznie doskonały. Raczej w moim domu mówiło się o moich wadach, a nie o zaletach - mówiła.

Inna sprawa, że rzeczywiście duszę miała rogatą.- Byłam żwawym dzieckiem - uśmiecha się. Wzięła na siebie rolę tej krnąbrnej, przecierającej nowe szlaki, podczas gdy jej młodsze siostry, Małgosia i Jola, były wychwalane jako aniołki.

Aby nieco utemperować jej charakterek, rodzice rok wcześniej posłali ją do szkoły, popołudnia zaś zagospodarowali jej szkołą muzyczną. Ojciec, skrzypek w filharmonii, orkiestrze Polskiego Radia i Teatrze Wielkim, chciał, by została pianistką. Wspierała go zresztą mama, która dla rodziny i studiów prawniczych musiała zrezygnować z marzeń o tańcu i śpiewaniu.

Ewa pilnie ćwiczyła gamy kilkanaście lat, ale wiedziała, że na muzyczną karierę jest stanowczo zbyt żywiołowa. Wieczne karcenie w domu sprawiło, że jako nastolatka nie miała pojęcia, jakie wrażenie robi na otoczeniu.

Gdy wypatrzono ją w tłumie i poproszono, by startowała w konkursie magazynu Film "Piękne dziewczęta na ekrany", mama postanowiła pojechać z nią na próbne zdjęcia do Łodzi. - Ekipa, do której trafiłam, bardziej zajęta była moją piękną mamą niż mną - wspomina.

Mimo tego wygrała konkurs i jako 17-latka pojawiła się na łamach pisma. Kiełkowała w niej myśl o szkole aktorskiej, chociaż pomysłów na siebie miała sporo. Wiedziała już, że nie chce być pianistką i wahała się między dekoracją wnętrz na ASP, pediatrią i AWF-em.

Wreszcie stanęło na aktorstwie. Wiśniewska przyznaje, że PWST było jej sposobem na ucieczkę od pruskiego drylu w domu. - Musiałam wyzwolić się z tych żelaznych zasad, choćby z tej, że muszę być w domu najpóźniej o godz. 22.25. Uciekłam w małżeństwo z kolegą ze szkoły teatralnej - opowiadała.

Robert Polak był bardzo zdolnym aktorem, przystojnym jak Clark Gable. Wyszła za niego jako 19-latka, rok później mieli już dziecko.

- Inkę urodziłam na IV roku szkoły teatralnej. Do zawodu wchodziłam z bagażem. Nie radziłam sobie z macierzyństwem. Byłam dumna, że mam dziecko, ale gdy pojawiały się zawodowe zobowiązania, zastępowała mnie niania. A był to czas, kiedy grałam bardzo dużo. Zawód był zawsze na pierwszym miejscu. Byłam matką taką, jak to ojcowie bywają, co to przyleci, poklepie po głowie, sprawdzi, czy wszystko dobrze i wylatuje do pracy. Matką na przychodne - mówiła.

Nie żałuje jednak. Chociaż przez większość życia targały nią wyrzuty sumienia, dziś twierdzi, że jest od nich wolna. Nie wierzy, że prawdziwą aktorską karierę można pogodzić z oddaniem rodzinie. Albo jedno, albo drugie. Ona zdecydowała, że to praca jest na pierwszym miejscu i była gotowa ponosić konsekwencje.

- To jest egocentryczny, egoistyczny zawód, jak wiecznie zazdrosny kochanek, który bezkrwawo walczy o duszę. Każde z nas, im bliżej premiery, tym bardziej staje się klaustrofobicznym, skupionym na sobie, patrzącym do swojego wnętrza. I tego typu postępowanie przez kilka tygodni wyłącza człowieka z normalnego życia - wyznaje.

Z podobną pasją podchodziła do życia uczuciowego. - Poszukiwałam zawsze soli ziemi, absolutnego uczucia. Za każdym razem wydawało mi się, że je znajdowałam.... Może jestem niecierpliwą osobą, nie jestem dyplomatką życiową. Jestem spontaniczna, odruchowa - mówi.

To ona zdobywała mężczyzn - udając, że ani trochę się nimi nie interesuje. I, gdy tylko zaczynała się nudzić, to ona ich porzucała. Rozwód z pierwszym mężem wzięła jako 22-latka.

Potem na dłużej związała się z włoskim biznesmenem. Przez chwilę wydawało jej się, że jest w stanie mieszkać z nim we Włoszech, porzucić granie po polsku, ale nic z tego. Artystyczna próżnia doprowadzała ją do szału, z dnia na dzień spakowała się i wróciła prosto na plan filmowy w ojczyźnie.

Kolejne podejście do małżeństwa, tym razem z lekarzem, również okazało się niewypałem. Na dłużej udało jej się związać tylko z Krzysztofem Kowalewskim. Choć nikt nie wróżył im powodzenia, byli ze sobą 20 lat.

Miłość skończyła się, gdy Kowalewski poznał Agnieszkę Suchorę, młodszą o 31 lat aktorkę. W 2002 r. para wzięła ślub, mają córkę. Od tamtej pory Wiśniewska ostrożniej podchodzi do sercowych uniesień, choć zawsze z pełną świadomością pozwalała im się porywać.

Z pewną melancholią patrzy na staruszków na spacerach trzymających się za ręce, ale wie, że sama nigdy by tak nie potrafiła. I wcale nie żałuje.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:


Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy