Reklama
Reklama

Ewa Drzyzga: Moi synowie potrafią już powiedzieć stanowcze "nie"

Odkąd program "Rozmowy w toku" zniknął z anteny, Ewa Drzyzga (50 l.) ma więcej czasu dla siebie. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła się nowych wyzwań.

Czy zdarza się pani po programie "36,6" biec do lekarza i sprawdzać, czy przypadkiem nie ma tej dolegliwości, o której była mowa?

Ewa Drzyzga: - Przyznaję, że zdarza mi się zrobić dodatkowe badania pod wpływem jakiegoś tematu. Dzięki temu programowi jestem czujna. Czujni są też moi koledzy z redakcji, którym skrupulatnie przygląda się współpracujący z nami na co dzień prof. Krzysztof Łabuzek. Ma na swoim koncie kilka trafnych diagnoz wśród zespołu i skierowań do właściwych lekarzy.

O jakich badaniach pani zawsze pamięta?

Reklama

- Na pewno o tych, które są kluczowe dla kobiet, czyli cytologii i USG piersi. Ostatnio po raz pierwszy robiłam badanie ultrasonograficzne brzucha. Lekarze często mówią mi, że najtrudniejsze momenty dla nich to te, kiedy muszą powiedzieć pacjentom, że jest bardzo źle, że gdyby przyszli wcześniej, to by dało się uratować zdrowie, a nawet życie.

Jak pani dba o zdrowie swojej rodziny?

- Namawiam synów do aktywności fizycznej, bo dziś dzieciaki mają tego ruchu zdecydowanie za mało. Moi chłopcy grają w piłkę nożną i tenisa. W szkole mają zajęcia na basenie. Kiedy czasem pytają, czy muszą na nie iść, odpowiadam, że nie ma dyskusji. Marudzą trochę, ale kiedy wracają, są zadowoleni i pełni energii.

A więc stawia pani na rozwój pasji sportowych?

- Tak, bo myślę, że w tym wieku są bardzo ważne. Cała reszta w moich synach dopiero się wykluwa. Zobaczymy, jaką drogą zechcą pójść. Daję im w tym wolną rękę, niczego nie narzucam, a jedynie wspieram i obserwuję jako mama.

Czym synowie panią zaskakują?

- Tym, że prowadzimy coraz bardziej odważne dyskusje. Często mam wrażenie, że rozmawiam z dorosłymi ludźmi, a nie dziećmi. Potrafią powiedzieć stanowcze "nie" i potrafią to "nie" uzasadnić. Mają swoje argumenty. Wydaje mi się, że coraz lepiej radzą sobie z życiem, z rozwiązywaniem problemów. Ostatnio zauważyłam, że jeden z synów jest wyższy ode mnie! Niby nic, a jednak zaskoczenie, że ten czas tak szybko mija.

Dużo się u pani działo ostatnio...

- Tak się stało, że moje pięćdziesiąte urodziny zbiegły się ze zmianą w życiu zawodowym. Zakończyłam pracę przy "Rozmowach w toku", zaczęłam prowadzić "36,6". Teraz żyję w innym trybie. Nie muszę nigdzie biec, mogę czytać książki, mam czas dla siebie.

Zdarza się pani leniuchować?

- Podoba mi się to, że od czasu do czasu mogę sobie usiąść i zachwycić się tym, że widzę słońce. Nie ma tych chwil za dużo, bo zaraz zbieram się do pracy albo domowych zajęć. Czasem mam wyrzuty sumienia, że czegoś nie zrobiłam, nie przeczytałam. Staram się, aby te wyrzuty były coraz mniejsze.

Patrzy pani w przyszłość?

- Jest takie powiedzenie - jeśli chcesz rozśmieszyć pana Boga, opowiedz mu o swoich planach. Wiele razy przekonałam się, że życie podsunęło mi inny scenariusz, niż ten, na którym się skupiałam albo sobie wymyśliłam. Dlatego mówię sobie samej i bliskim, że największą sztuką jest doświadczyć szczęścia, które się ma tu i teraz. To właśnie nim można się cieszyć w życiu najbardziej.

Rozmawiała: Marta Kawczyńska

***

Zobacz więcej materiałów:

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy