Reklama
Reklama

Ewa Błaszczyk zabrała głos ws. afery z pedofilem w "Budziku"! "Jest mi bardzo przykro"

Ewa Błaszczyk (61 l.) jest wstrząśnięta sprawą mężczyzny podejrzanego o pedofilię, który współpracował z kliniką „Budzik” dla dzieci w śpiączce. „Jest mi bardzo przykro, że to się stało” – powiedziała w wywiadzie.

Jak doniósł "Fakt", a za nim powtórzyły inne media, policja zatrzymała mężczyznę, który współpracował z kliniką "Budzik" jako fizjoterapeuta. Sąd zadecydował o dwumiesięcznym areszcie dla Artura W. po tym, jak postawiono mu poważne zarzuty. 

"Prokuratura postawiła Arturowi W. zarzuty utrwalania i posiadania treści pornograficznych z udziałem małoletnich, a także doprowadzania osoby do poddania się innej czynności seksualnej poprzez wykorzystanie jej bezradności" - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, Łukasz Łapczyński

Reklama

Sprawa wyszła na jaw, gdy do lekarzy zgłosił się ojciec jednej z dziewczynek przebywających w klinice. Jego niepokój wywołała histeryczna reakcja córki na wiadomość, że to Artur W. odbędzie z nią serię sesji fizjoterapeutycznych. Pracownicy kliniki mieli powiadomić o tym policję. Śledztwo zostało wszczęte 11 maja, mężczyźnie postawiono zarzuty, lecz nie przyznaje się on od do winy i odmawia składania wyjaśnień.

Fundacja Ewy Błaszczyk "Akogo?", z inicjatywy której powstał "Budzik", wydała oświadczenie.  

Także sama Ewa Błaszczyk zabrała głos i nie kryła rozgoryczenia całą sprawą. Od wielu lat walczy o zdrowie dzieci i zapewne nie przypuszczała, że w klinice działającej pod jej skrzydłami może dojść do czegoś takiego. Wyjawiła, że nikt wcześniej nie zgłaszał podobnych problemów z Arturem W., a gdy pracownicy "Budzika" dowiedzieli się o sprawie, zareagowali błyskawicznie.

"Z naszej strony wyglądało to tak, że gdy tylko otrzymaliśmy od rodzica niepokojący sygnał, to natychmiast, wręcz z prędkością światła, zgłosiliśmy to policji. Od tego momentu do teraz wszyscy musieli być w tej sprawie cicho, żeby nie zostały sprzątnięte jakieś dowody" - tłumaczyła Błaszczyk w rozmowie z "natemat.pl".

Dodawała, że rodzice innych dzieci przebywających w klinice są przesłuchiwani, a personel ściśle współpracuje z policją. Powiedziała też nieco więcej o dziewczynce, która wpadła w panikę, gdy dowiedziała się o sesjach z Arturem W.

"Ona była w takim minimalnym kontakcie. A bliscy, którzy są z dziećmi na co dzień, zauważają każdą najdrobniejszą zmianę i dostrzegają, gdy dzieje się coś niepokojącego. Na szczęście u nas jest tak, że rodzice mieszkają w ‘Budziku’, są przy swoich dzieciach niemal non stop i dlatego jesteśmy w stanie szybko zareagować" - mówi Błaszczyk.

Widać, że bardzo przeżywa całą sytuację. Od wielu lat jej córka przebywa w śpiączce i dobrze wie, że taki człowiek jest bezbronny.

"Jest mi bardzo przykro, że to się stało. Przecież sama mam córkę w śpiączce. Też często zostawiam ją pod opieką innych. I też nie mam niestety żadnej pewności, co się wtedy dzieje. Ola mi nie powie" - stwierdziła smutno Ewa Błaszczyk.

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Błaszczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy