Reklama
Reklama

Eva d’Angelo: Wszystkie tajemnice żony Hollywood!

Dziś Eva d'Angelo żyje w Los Angeles jak królowa. I pomyśleć, że gdyby nie stan wojenny i miłość do butów jej życie mogło wyglądać zupełnie inaczej...

Do udziału w trzeciej już odsłonie programu „Żony Hollywood” namówił ją mąż. Wiedziała, że podda się ocenie widzów. Ale to jej nie przeszkadzało. 

"Cieszymy się z mężem, że możemy pokazać niewielką cząstkę naszego życia. I przekazać, że życie w naszym wieku jest ciekawe. Bardzo zależało mi na tym, by kobiety, moje rówieśniczki, zrozumiały, że nadal jesteśmy interesujące i świat należy do nas" – mówi "Życiu na Gorąco" Eva d’Angelo.

"Jestem w najlepszym okresie swojego życia. Za żadne skarby świata nie chciałabym mieć znów 20 lat. Jako młoda dziewczyna żyłam pod presją: szkoły, rodziny, kościoła. Męczyłam się z tym trochę. Wiek dojrzały pozwolił mi zyskać poczucie własnej wartości. Uważam, że wraz z upływem lat stajemy się bardziej interesujący, emanujemy tym, co mamy w środku. Dziś wiem, kim jestem, czego pragnę. Lubię mieć własne zdanie. Szybko podejmuję decyzje. Jeśli zmieniam coś, to radykalnie. Żadnych półśrodków" - oznajmia słynna "Żona Hollywood".

Reklama

Ze wszystkim dam sobie radę

Urodziła się i wychowywała w Koninie. W domu się nie przelewało, ale rodzice robili wszystko, by dzieci jak najmniej odczuwały biedę. Dość szybko musiała dorosnąć i pójść do pracy. 

"Rodzice, jak wszyscy rodzice świata, chcieli, żebyśmy byli szczęśliwi. Kochaj wszystko, co ciebie otacza" – słyszałam.

Stan wojenny zastał ją w Wiedniu. Pojechała tam na tydzień... Kiedy udało jej się skontaktować z rodziną, ojciec odradził powrót do kraju. Postanowiła wtedy wyemigrować do Stanów Zjednoczonych.

"Pomyślałam: pojadę i sprawdzę, jak to jest żyć tak daleko od domu. W dodatku na własny rachunek i zdana wyłącznie na siebie. Pamiętam też, że nie przeraziła mnie ta wizja" – śmieje się.

"Wylądowałam w Nowym Jorku. Natychmiast zapisałam się do szkoły językowej, zrobiłam prawo jazdy. Zatrudniłam się jako hostessa w ekskluzywnej włoskiej restauracji. Poczułam, że skoro na końcu świata znalazłam pracę, mieszkanie i przyjaciół, to ze wszystkim sobie w życiu poradzę" – wyznaje. 

Podczas gdy ona układała sobie życie w Nowym Jorku, jej brat znalazł swoje miejsce do życia w Kalifornii. Po 5 latach i ona zdecydowała się przeprowadzić do Los Angeles.

Tam zajęła się sprzedażą aparatury medycznej pomocnej w fizjoterapii sportu. Uczyła się podstaw biznesu. Wyszła za mąż. Urodziła córkę Michelle. 

"Gdy braliśmy ślub, oboje byliśmy przekonani, że to związek na całe życie. Żadne z nas nie brało pod uwagę faktu, że może się nam nie udać. Przeżyliśmy wiele dobrych chwil. Ale los chciał inaczej. Rozstaliśmy się. Cieszę się, że mąż jest szczęśliwy i że nie jesteśmy dla siebie wrogami. Córka, z której oboje jesteśmy niezwykle dumni, zajmuje się nieruchomościami. Jest mądra, ciepła, jest moją najukochańszą przyjaciółką i największą radością. Staram się Michelle przekazać wszystko, co wiem o życiu. Ale też wiele się od niej uczę" – mówi pani Eva.

Nie mogłam pogrążyć się w rozpaczy

Po rozwodzie z mężem nie myślała o nowym związku. Ale pewnego dnia spotkała mężczyznę.

"Na początku nic nie wskazywało, że będziemy razem. Po jakimś czasie jednak zbliżyliśmy się psychicznie i zaprzyjaźniliśmy. Sprawdzaliśmy swoje reakcje w różnych życiowych sytuacjach" – wspomina. 

I coraz częściej dochodzili do wniosku, że są dla siebie stworzeni. Pobrali się. Któregoś dnia nad ich życiem pojawił się cień. Diagnoza była brutalna – męża zaatakował nowotwór" - wspomina.

Rytm dnia zaczęła wyznaczać choroba. Obydwoje wierzyli w skuteczność terapii, ale tak się nie stało. Drugi mąż Evy zmarł.

"Bardzo cierpiałam, rozumiałam jednak, że muszę zamknąć ten etap życia, a przeżyliśmy razem 22 cudowne lata, nie rozdrapywać ran i zbudować córce bezpieczny świat. Wiedziałam, że jeśli pogrążę się w rozpaczy, to trudno będzie potem wrócić. Przyszłość musi zdominować przeszłość i teraźniejszość" - wyznaje. 

Postanowiła wrócić do Polski. Wystawiła dom na sprzedaż. Akurat wtedy John d’Angelo, biznesmen włoskiego pochodzenia szukał dla siebie lokum. Szybko okazało się, że wiele ich łączy. Ona była wdową, on wdowcem. Jak Eva – miał córkę. Dziesięć miesięcy później byli już małżeństwem.

"Chyba rzeczywiście tak jest, że szczęście przychodzi do nas, kiedy chce. Że nie należy za nim gonić. Od początku czuliśmy, że łączy nas niezwykła więź i chcemy wziąć za siebie odpowiedzialność. John zafascynował mnie nie liczbą zer na koncie, lecz wrażliwością, inteligencją, poczuciem własnej wartości, opiekuńczością. Zakochałam się jak nastolatka" - wyznaje.

Pobrali się w czerwcu 2009 roku. Na miejsce uroczystości wybrali Ritz Carlton, ekskluzywny hotel nad oceanem. Po kilkunastu dniach urządzili wesele dla polskiej rodziny i przyjaciół na zamku w Uniejowie.

"Tworzymy związek partnerski. Łączy nas podobne podejście do życia, temperament. Fascynujące są różnice. Uważam, że kluczem do szczęścia jest nie tylko dbanie o partnera, ale też o siebie" – mówi.

O czym marzy kobieta?

Najbardziej lubią przebywać w swoim wakacyjnym domu Rancho Mirage. Odpoczywają aktywnie: grają w golfa, spacerują, jeżdżą na rowerach. Pani Eva lubi projektować wnętrza, organizować przyjęcia dla przyjaciół, literaturę, filmy, fotografikę.

Obecnie największą jej pasją jest ogród owocowo-warzywny, w którym rośnie 150 drzew i – jak się śmieje – wszystkie jarzyny. 

Jej mąż odskoczni szuka w architekturze. 

Interesuje się też bardzo... zdrowym odżywianiem. Nie ukrywają, że oboje kochają zakupy. Ona kolekcjonuje markowe buty, torebki i biżuterię, on – ekskluzywne samochody.

Słabość do wydawania pieniędzy nie znaczy, że nie dostrzegają problemów i potrzeb innych. Małżonkowie wspólnie z córką Evy – Michelle – są bardzo zaangażowani w działalność charytatywną.

Pomagają, działając w ramach Boys &Girl Club. On jest w zarządzie klubu, ona organizuje pomoc materialną.

Każdego roku wraz z mężem przyjeżdżają do Polski. 

"Pierwsze kroki kieruję na cmentarz, do taty" – mówi pani Eva. 

"Zawsze jeździmy do Częstochowy. Spotykamy się z przyjaciółmi. Kochamy polską wieś. O czym marzy kobieta, która osiągnęła tak wiele? 

"Przede wszystkim pragnę, aby Michelle szczęśliwie ułożyła sobie życie wychodząc za mąż. Żeby czas tak szybko nie płynął. Żeby rodzina i przyjaciele po obu stronach oceanu byli zdrowi i szczęśliwi. Z materialnych życzeń pozostały dwa: kupno mieszkania wakacyjnego w Polsce oraz domu nad oceanem" – śmieje się.

"Wierzę w miłość, rodzinę, małżeństwo. Ważne jest zdrowie, bo za pieniądze się go nie kupi. One tylko pomagają wygodnie żyć. Nie jesteśmy rozrzutni. Rozumnie je inwestujemy" - zapewnia.

Pani Eva zajmuje się nieruchomościami. Kupuje, sprzedaje, restauruje, projektuje wnętrza.

Małgorzata Jungst

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy