Reklama
Reklama

Elżbieta Zającówna i Krzysztof Jaroszyński: Razem na dobre i na złe

Dramatyczne wypadki ostatnich lat pozwoliły im zrozumieć, co w życiu jest najważniejsze.

Poznali się w kinie. Ale nie siedzieli obok siebie na widowni. Krzysztof Jaroszyński (65 l.), satyryk i scenarzysta, przyszedł na seans filmu Vabank, w którym grała śliczna Elżbieta Zającówna (60 l.). Seksowna 23-latka zrobiła na nim kolosalne wrażenie! A ponieważ jest on urodzonym szczęściarzem, na poznanie pięknej aktorki nie czekał długo.

Pewnego dnia przyszedł na spotkanie z reżyserem do warszawskiego Teatru Syrena. Miał dla niego napisać sztukę. I wtedy tamten przedstawił mu kandydatkę do jednej z ról. To była ona! Elżbieta Zającówna. Krzysztof wciąż był oczarowany jej urodą, ale stwierdził, że nie nadaje się do roli, bo jest za młoda...

Reklama

Gorszy początek znajomości trudno sobie wyobrazić. Była na niego wściekła! Ale on nie należy do mężczyzn, którzy łatwo się poddają. Regularnie odwiedzał ją w garderobie, przynosił róże, pytał, czy nie jest głodna, zapraszał do restauracji. Starał się o nią tak długo, aż w końcu mu wybaczyła. Oboje byli po przejściach.

Mieli za sobą nieudane małżeństwa i nie myśleli o nowym związku. Czuli, że nawet do siebie nie pasują, ale on tak ją ujął swoim uporem, że po dwóch latach zabiegań o względy, pobrali się. Przed ołtarzem okazało się jednak, że zapomnieli... obrączek! Wpadli w panikę. Zaczęli się sprzeczać. - W końcu ktoś ze znajomych pożyczył nam swoje - wspominała Elżbieta.

To była dobra wróżba, bo mimo burz i zawirowań ich małżeństwo trwa już niemal 35 lat. Twierdzą, że dzisiaj są nawet bardziej dopasowani niż na początku. Ona uwielbia cieszyć się życiem. Raduje ją każdy drobiazg. Trudno ją wyprowadzić z równowagi nawet wtedy, kiedy on budzi ją o świcie, żeby oceniła nowy tekst, nad którym pracował w nocy.

On to typowy raptus i choleryk. Na szczęście potrafi przeprosić za swoje zachowanie. Chociaż przyznanie się do winy przychodzi mu z wiekiem coraz trudniej. I, jak to zwykle z satyrykami bywa, poczuciem humoru tryska w pracy. Prywatnie jest poważny. Pochłonięty realizacją kolejnych scenariuszy, często bywa nieobecny duchem, więc ktoś musi trzymać w domu stery. Aż trudno uwierzyć, że dzierży go subtelna i delikatna Elżbieta.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Po urodzeniu córki Gabrieli (37 l.), aktorka bez żalu zwolniła tempo. Chociaż w zawodzie mogła osiągnąć o wiele więcej, poświęciła się wychowaniu dziecka. Uwielbiała spędzać z córką czas w żoliborskim domu, w który włożyła dużo serca.

Lubi grać pierwsze skrzypce nie tylko w domu, ale i w rodzinnej firmie producenckiej Gabi. Od 8 lat jest także wiceprezesem Fundacji Polsat, którą powołano, by ratować życie i zdrowie najmłodszych. Elżbieta Zającówna od lat sama także boryka się z problemami zdrowotnymi. Cierpi na rzadką chorobę von Willebranda (zaburzenia krzepliwości krwi).

- Kiedy poważnie zachorowałam, zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Zmieniło się moje podejście do zawodu. Powiedziałam sobie, że nie będę umierać na scenie - mówiła aktorka w jednym z wywiadów. Ale był moment, kiedy życie Krzysztofa także zawisło na włosku.

Trzy lata temu prowadzone przez niego auto uderzyło w naczepę ciężarówki. Samochód został niemal doszczętnie zniszczony. Rodzina przeżyła chwile grozy. Na szczęście satyryk wyszedł z tego bez szwanku. - Dostałem drugie życie - mówił wtedy.

Po latach przeżytych razem praca ich łączy, nie dzieli. - Ja jestem ciałem doradczym, a mąż wykonawczym. Służę do celów reprezentacyjnych - śmieje się Elżbieta. Prowadzą zwariowane życie. - Mój dom rodzinny był inny od naszego. Spokojny, zorganizowany, z obiadami o określonej porze - mówi.

Zapytana jednak, czy zmieniłaby coś w swoim życiu, bez wahania odpowiada: - Nic! I chociaż mąż nadal nie pisze dla niej ról, wystarcza jej tamto tłumaczenie, że jest zbyt młoda...

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:


Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Elżbieta Zającówna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama