Reklama
Reklama

Dramat Seweryna Krajewskiego

Seweryn Krajewski (64 l.) ugiął się pod okrutnym ciosem losu, lecz się nie złamał. Ocaliła go muzyka i miłość do żony.

Choć był gwiazdą największego formatu, ujmował wszystkich skromnością. Od życia Seweryn Krajewski też nie wymagał wiele - muzyka i rodzina, to było wszystko, czego potrzebował do szczęścia.

I choć to rodzinne szczęście budował z żoną Elżbietą (57 l.) przez lata, w jednej chwili rozsypało się jak domek z kart. Został ból, rozpacz i pytanie: jak dalej żyć?

Był rok 1990. Elżbieta Krajewska jechała samochodem z 6-letnim synkiem Maksymilianem. Nagle staranowała ich rozpędzona ciężarówka. Elżbieta ze wstrząsem mózgu znalazła się w szpitalu. Maksio zginął na miejscu.

Reklama

Zgasł jasny promyk ich życia. Był zawsze radosny, uśmiechnięty. Po jego śmierci Elżbieta zdała sobie sprawę z czegoś, na co przedtem nie zwracała uwagi.

- Wiedział, że odejdzie, mówił nam o tym. Tylko że myśmy nie traktowali jego słów na serio. Bo jak można uwierzyć sześcioletniemu dziecku, które twierdzi, że tęskni za Bogiem? I że znowu chce być aniołkiem? - wyznała w "Vivie".

Stała na torach, widziała nadjeżdżający pociąg

Znaleźli się na samym dnie mrocznego koszmaru, pełnego cierpienia i poczucia winy. Seweryn umiał wyrwać się z obezwładniającej rozpaczy. - Po tym, jak zginął mój syn Maksymilian, chciałem uciec od tych wspomnień, miałem nadzieję, że życie koncertowe pomoże mi o tym zapomnieć. Tak też się stało. Koncerty, jeden za drugim, życie hotelowe, coś się działo, było łatwiej - mówił.

Początkowo zabierał żonę w trasę, jednak jej to nie pomogło. Coraz bardziej pogrążała się w depresji. - Nie mogłam gotować, sprzątać. Po prostu nic. Uciekałam, żeby jak najmniej przebywać w domu. Albo się zamykałam. W ogóle nie spałam, nie przyjmowałam żadnych uspokajających leków. Żyłam jak maszyna - przyznawała po latach.

Pojawiły się myśli samobójcze. Raz stała już na torach, widziała nadjeżdżający pociąg. Cofnęła się w ostatniej chwili, bo pomyślała, że wybierając taką śmierć, na zawsze pozbawi się szansy spotkania z Maksiem, w tym lepszym świecie. Wybrała życie. Przecież miała dla kogo żyć.

Sebastian miał 15 lat, gdy zginął jego brat. Sam musiał sobie radzić z bólem, zrozpaczeni rodzice nie byli w stanie mu pomóc. Przeciwnie - to on bywał dla nich podporą.

- Potrafił się zająć sobą. Nigdy więcej już nie był dzieckiem. Gwałtownie dorósł i stał się dla mnie oparciem - mówiła Elżbieta.

Ucieczka przed bólem

To właśnie syn powiedział jej o szkole psychotroniki. Elżbieta zaczęła tam jeździć i... powoli odzyskiwała chęć życia. Pomocne okazały się też kurs sztuki życia i... pisanie wierszy. Także tych o zmarłym synku.

Do jednego z nich Seweryn skomponował muzykę i tak powstała "Piosenka dla Makusia". To było symboliczne ponowne spotkanie rodziców po czasie mieszkania pod jednym dachem, ale obok siebie. Wróciła zagubiona w rozpaczy miłość. Seweryn zrozumiał, że nie może w nieskończoność sam uciekać przed bólem. W 1997 roku skończył z koncertami.

- Wiedziałem, że z czegoś trzeba zrezygnować. Wiadomo, że nie z rodziny, tym bardziej że zawsze moim marzeniem było mieć dom, dzieci... żyć tak, jak Bóg przykazał - zwierzał się.

Nie lubię wychodzić z domu

Zaszył się w podwarszawskim lesie, poświęcił komponowaniu i nagrywaniu. - Bardzo nie lubię wychodzić z domu. Tyle lat żyłem w podróży, w hotelach... Stabilizacja jest dla mnie najważniejsza - mówił kilka lat temu.

Ani się obejrzał, jak Sebastian skończył 36 lat. Jest kompozytorem muzyki poważnej, teatralnej i filmowej (m.in. do "Rezerwatu" i seriali "M jak miłość", "Na dobre i na złe"). Dla ojca - duma i radość!

Elżbieta znalazła ukojenie w wierze i poezji. Wydała już kilka tomików... O Maksiu myślą codziennie. Żyje w ich pamięci, w jej wierszach, w ich wspólnej piosence i na paru filmach. Ma kilka lat, uwielbia rysować, uśmiecha się do nich. I taki będzie zawsze...

Agnieszka Brzoza

(nr 8)

Na Żywo
Dowiedz się więcej na temat: Seweryn Krajewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy