Reklama
Reklama

Danuta Szaflarska nie zdążyła. Bardzo tego pragnęła!

- Właściwie jestem szczęśliwa. Jeśli się pracuje, jest się szczęśliwym - mówiła w jednym z ostatnich wywiadów Danuta Szaflarska (+102 l.). Aktorka miała w planach zagrać w sztuce "Sklep przy głównej ulicy". Niestety, nie zdążyła. Zmarła 19 lutego w wieku 102 lat.

Wszyscy, którzy ją wspominają, podkreślają, że do końca pozostała dziewczyną. Miała młode, wesołe oczy z filuternym błyskiem i zachwytem nad światem. Były piękne jak ona. Pomyśleć, że te oczy przed laty były jej zmorą. Zelwerowicz w czasie studiów w PWST wciąż mówił: - Ma pani za małe oczy! Któregoś dnia wypaliła: - To co mam zrobić? Mam je sobie wydłubać?! Na co Zelwerowicz: - Nie, właśnie narodziła się pani jako aktorka.

Nie wypada nie wziąć ślubu

Jej talent dostrzegł już podczas egzaminów, pomimo że adeptka płynnie mówiła tylko o swoich chorobach. Zelwer ponoć szalał, ale dał drugą szansę: ona, Hanka Bielicka i Jerzy Duszyński mieli zgłosić się na egzamin dodatkowy. - Nigdy go nie zdawaliśmy - wspominała.
 
Szaflarska studia skończyła w 1939 roku, miała 24 lata. Mogła pracować w Teatrze Narodowym w Warszawie, wybrała Teatr na Pohulance w Wilnie. Przyjechała tam 23 sierpnia. Tak wspominała wieczór 17 września: - Słyszałam trzaski kolejnych foteli opuszczanych przez widzów. Ludzie w popłochu uciekali z teatru. Do końca spektaklu zostało trzech widzów.

Reklama

Podczas innego wieczoru dowiedziała się o śmierci brata. Miał 20 lat, kiedy zginął w obronie Warszawy. - Gdy zeszłam ze sceny, gdzie rozśmieszałam ludzi, waliłam głową o ścianę z rozpaczy. W 1941 roku za narzeczoną przybył do Wilna Jan Ekier, niezwykle utalentowany pianista. Poznali się przed wojną, podczas jednego z wieczorów, gdzie Ekier przygrywał studentom do tańca. Była to wielka miłość. Jednak nie przetrwała próby czasu. Aktorka zapytana kiedyś, dlaczego wyszła za niego za mąż, odpowiedziała: - Powiedział mi, że ma obrączki, bierzemy ślub, pomyślałam: nie wypada nie wziąć, bierzemy ślub.

Pobrali się 3 września 1941 roku w Krakowie, dokąd przybyli z Wilna. W 1943 roku urodziła się ich córka Maria. Tak wspominała wojenne imieniny. - Kupiłam 1 dkg herbaty, 10 dkg cukru i kawałek pasztetówki. To była uczta. Dostałam figurkę Rosenthala, mam ją do dziś. To zabawne, nie można było kupić jedzenia, a porcelanę tak.

Uroda za bardzo hollywoodzka

Nie mieli gdzie mieszkać. Pewnego dnia spotkała kolegę ze szkoły teatralnej - Zygmunta Urbanowskiego (w "Zakazanych piosenkach" pyta ją o skrzypce), załatwił im mieszkanie. - Służąca właścicieli zabroniła nam położyć się na tapczanie. Mogła jedynie Marysia, ale bez pościeli. Całą okupację spaliśmy na gołej podłodze. Ale to i tak był luksus, spałam też na betonie.

W czasie Powstania była łączniczką - pseudonim - Młynarzówna. - Kto był ze mną, nie zginął - wspominała. Uciekła przed łapanką, niemiecki snajper celujący do niej z dachu chybił. Uratowała męża i córkę przed wybuchem bomby, bo cofnęła się po plecak zostawiony w piwnicy. Na ekranie zaistniała spektakularnie.

Zagrała w pierwszym powojennym filmie "Zakazane piosenki" Leonarda Buczkowskiego. Choć trwają spory, bowiem w tym samym 1946 r. Stanisław Wohl nakręcił "Dwie godziny". Jednak ze względu na dwuznaczne obyczajowo sceny, film czekał na premierę aż do 1957 r., tym samym był pierwszym "półkownikiem" w historii PRL-u. Nie zmienia to jednak faktu, że Szaflarska rzeczywiście zagrała w pierwszym polskim powojennym filmie, ponieważ i ona, i jej partner z "Zakazanych piosenek" - Jerzy Duszyński, wystąpili i w jednym, i w drugim dziele. Więc wszystko jest prawdą.

Pokazała się na okładce pierwszego numeru dwutygodnika "Film". Ponownie w parze z Jerzym Duszyńskim zagrała w "Skarbie" też w reżyserii Buczkowskiego. Potem uznano, że ma zbyt hollywoodzką urodę i zaczęła pojawiać się na drugim planie. Wróciła w wielkim stylu już po osiemdziesiątce w brawurowej roli "matki" Janusza Gajosa w "Żółtym szaliku" Janusza Morgensterna.

Później była "Królowa chmur" Radosława Piwowarskiego, "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta i rola arcydzieło - Aniela w "Pora umierać" Doroty Kędzierzawskiej. Po raz ostatni zagrała jako 100-latka w filmie "Mamuśka i inni pomyleńcy w rodzinie" Ibolyi Fekete.

Miałam bardzo bogate życie

Dorota Kędzierzawska, która zrobiła też o pani Danucie dokument "Inny świat", mówi o niej: - Wspaniała, jedyna, niepowtarzalna. Podobnie wyrażają się koledzy z TR Warszawa, gdzie 27 kwietnia 2010 r. została pierwszą w historii polskiego teatru 95-letnią aktorką na etacie. Była krucha jak porcelana, ale charakter miała niezłomny.

Po rozstaniu z Ekierem, poślubiła spikera radiowego Janusza Kilańskiego - miała z nim córkę Agnieszkę. Związek też skończył się rozwodem. Ciekawe, że obaj zażyczyli sobie, by pożegnała się z aktorstwem. Wybrała ukochany zawód, wychowała córki na wspaniałe kobiety. Miała 96 lat, gdy wyznała:

- Myślę sobie, że jak przestanę grać, to wtedy już mogę umrzeć. Grać przestała w listopadzie ubiegłego roku, zmarła 19 lutego 2017 roku. - Właściwie jestem szczęśliwa. Jeśli się pracuje, jest się szczęśliwym. Mam cudowne córki, wnuki, przyjaciół. Miałam bogate życie. Za moich czasów wszystko się zmieniało, rodziła się telewizja, stworzono komputer, widziałam lądowanie ludzi na księżycu. Jak było mi ciężko, mówiłam sobie za księdzem Popiełuszką: nie ma lekko, i się robiło lekko. Moje credo brzmi: - nie zniechęcać się i do przodu.

Miała zagrać w sztuce "Sklep przy głównej ulicy" w Teatrze Żydowskim. Ze względu na stan zdrowia aktorki, teatr w zeszłym roku przełożył premierę planowaną na 2016 r. - Bardzo mi zależy na zagraniu Lautmanowej - mówiła Szaflarska. Teatr czekał, aż wróci do zdrowia. Niestety, stało się inaczej, nie spełni swojego marzenia.

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Danuta Szaflarska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy