Reklama
Reklama

Beata Tadla i Jarosław Kret we wspólnym wywiadzie. Opowiedzieli o swoim związku!

O ich związku media plotkują niemal bez ustanku. Jarosław Kret (52 l.) i Beata Tadla (40 l.) przekonują, że nie przejmują się wszelkimi sensacjami na ich temat. Mówią też o swojej miłości i o tym, jak wygląda ich związek.

Jarosław Kret i Beata Tadla lubią zapewniać wszystkich, że bardzo chronią swoją prywatność. Faktem jest, że rzadko decydują się na wywiady. Wyjątek zrobili dla "Vivy!", ale na samym początku zapewnili, że to absolutnie niecodzienna sytuacja i długo trzeba było ich namawiać na rozmowę. Stawiają pewną granicę i odsłonią tylko trochę siebie.

Prorokują, że "cokolwiek powiedzą, to i tak będzie przekształcone". Uskarżają się, że ciągle pisze się o nich nieprawdę i muszą mierzyć się z rzekomymi sensacjami.

"Smutna to rzeczywistość, w której ludzi ocenia się po nieprawdzie na ich temat. Ale nie będziemy się już żalić, ponieważ my nie narzekamy" - zapewnia Kret i dodaje, że całkowicie ignorują "bzdury, jakie o nich piszą".

Reklama

Oboje przekonują, że wcale nie zabiegają o popularność. Według nich mądrzy ludzie nie czytają tabloidów, a na opinii reszty im nie zależy. Niejako cieszą się, że zdecydowali się na rozmowę, bowiem mają okazję rozprawić się z plotkami na ich temat. 

Stanowczo dementują, że znali się już dużo wcześniej. Co prawda kojarzyli się z ekranu, ale osobiście poznali się później. Tadla twierdzi, że początkowo wcale nie brała pod uwagę Kreta jako potencjalnego partnera. Zawsze się jej podobał, ale sądziła, że jest niedostępny.

"Myślałam, że jest z kimś związany, miał syna. (...) Potem okazało się, że rzeczywistość wygląda inaczej" - tłumaczy.

Poznali się, gdy była już rok po rozstaniu z mężem. Połączyły ich wspólna pasja, poglądy i spojrzenie na świat. Niemal od początku było dla nich jasne, że z tej znajomości może wyniknąć coś więcej niż wyłącznie przyjaźń. Długo ukrywali swój związek - wszystko do momentu aż paparazzi przyłapali ich na randce. Mają swoją teorię na to, dlaczego budzą tak żywe zainteresowanie.

"Mężczyzna po przejściach, kobieta z przeszłością. Na dodatek oboje z telewizji" - tłumaczy Tadla, a Kret dodaje, że trochę winny jest on i jego wcześniejsze szeroko komentowane relacje z kobietami.

Mężczyzna nie może nachwalić się swojej partnerki. Opowiada, jaka jest ciepła, kochana, "normalna" oraz nienadęta i jak bardzo lubiana przez innych. Codziennie ktoś prosi go, aby ją pozdrowił.

W tym całym sielskim życiu jest tylko jeden mały kłopot: Tadla trochę żałuje, że... jej ukochany nie potrafi dobrze tańczyć. Na balach "obtańcowują" ją inni. Z kolei dziennikarka nie podziela pasji Kreta do podróży w niektóre miejsca: nie pojedzie z nim np. do dżungli czy na pustynię. Jednak przekonują, że nie mają problemu z pogodzeniem się z takimi odrębnościami.

Nie sprawia im trudności także zaakceptowanie dzieci z poprzednich związków. Prawie nie ingerują w swoje relacje z pociechami. Wszyscy nawzajem bardzo się lubią: 15-letni syn Tadli przepada za Kretem, a Franio z poprzedniego związku dziennikarza zaaprobował Beatę. Choć ta czasem krytykuje Jarosława za sposób wychowywania syna. Według niej powinien być bardziej stanowczy. Swego czasu zbuntowała się, gdy usłyszała, że Franek do jej ukochanego mówi po imieniu, zamiast zwyczajowego "tato".

W wywiadzie nie zabrakło pytań o zawodową przyszłość dziennikarki. Tadla deklaruje, że o ile od telewizji nie chce się odcinać, o tyle od polityki pragnie odpocząć.

"Nie chcę mieć na razie nic wspólnego z polityką. Stała się odrażająca. Chociaż na telewizję się nie zamykam. Teraz stawiam na swój rozwój osobisty" - opowiada.

Cieszy się, że zawsze może liczyć na partnera. Wspiera ją w każdej jej decyzji.

***

Zobacz więcej materiałów z życia celebrytów

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Beata Tadla | Jarosław Kret
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy